Rozdział I
(z punktu widzenia Hisashi'ego)
Puk, puk, puk.
Jeżeli on jeszcze śpi, zabiję go...
Puk, puk, puk.
Nie, nie zabiłbym, nie zmusiłbym się do tego.
Puk, pu-..!
- Wstałem! - warknął na dzień dobry, kiedy otworzył z rozmachem drzwi, a ja stałem jak kołek z wyciągniętą ręką, którą w nie waliłem... w drzwi, oczywiście. - Właź - powiedział tylko i poszedł do sypialni się przebrać.
Już myślałem, że kiedy stamtąd wyjdzie, zabije mnie samym wzrokiem, ale nawet się nie odezwał i tylko minął mnie w progu kuchni, gdzie na niego czekałem. Jak już jesteśmy w temacie, to mógłby tu jakoś ogarnąć. Ledwo jego babcia przeprowadziła się do swojego "chłopaka", to ten już się leni. Nawet nie sprzątnął nadgryzionego kawałka pizzy z blatu od soboty. Dlaczego to ja muszę go zawsze upominać?
- Hisashi - zwrócił na siebie moją uwagę - chcesz coś zjeść? - Cały czas przygotowywał dla siebie kanapkę z serem i pomidorem.
- Dzięki, jadłem już.
Ten mruknął coś pod nosem i spojrzał na mnie.
Co on taki dziś nabuzowany? Rok temu też nie był zbytnio zachwycony pierwszym dniem szkoły, ale żeby aż tak?
Odwrócił wzrok i kucnął, by wyciągnąć talerz z dolnej półki.
*****
Weszliśmy do klasy jako ostatni, trochę spóźnieni, a ja od razu dostałem papierową kulką.
- Sorry! - powiedział koleś z trzeciej ławki. Yuu szedł przede mną. Zobaczyłem Risę, naszą przyjaciółkę. Wymachiwała rękami, pokazując wolną ławkę za nią, czyli ostatnią. Usiedliśmy i czekaliśmy na wiecznie spóźniającego się wychowawcę, który uczył naszą drugą klasę "c".
Nie trwało długo, kiedy ten przyszedł i zaczął nawijać, po czym rozdał plany lekcji. Spoglądnął na zegarek, żeby sprawdzić, która była godzina, byśmy się nie spóźnili na autobus powrotny o jedenastej.
W tym samym momencie po klasie rozległo się echo pukania w drzwi, a potem ktoś wszedł do środka. Zauważyłem, że strona klasy, na której siedziała większość dziewczyn zaczęła coś szeptać, gdy zobaczyła chłopaka o purpurowych włosach i nieskazitelnej, bladej twarzy.
Podchwyciłem kątem oka spojrzenie Yuu, które wskazywało na zainteresowanie tą osobą. Dlaczego nie patrzył takim wzrokiem na mnie?! Zmusiłem się, by się opanować, zanim by coś zauważył. Jeszcze tego mi brakowało. W jego oczach jestem oazą spokoju, jak to kiedyś mnie ocenił i myślę, że chciał przez to powiedzieć "nudziarz". Pięknie. Mimo to jest taki mh!.. Przeciwieństwa się przecież przyciągają, więc jesteśmy dla siebie stworzeni.
Gdyby wiedział, co się dzieje w mojej głowie... Te wszystkie fantazje z nim w roli głó-...! STOP. Wcale o tym nie pomyślałem, nie mam zboczonych fantazji i na pewno nie mam na jego punkcie obsesji. Co to, to nie!
- Dobry - powiedział i rozejrzał się po klasie mętnym, jadowitym, zielonym wzrokiem, szukając nauczyciela.
- Dzień dobry. Nareszcie w szkole, co? - spytał wychowawca i uśmiechnął się lekko do niego.
- Taa - mruknął i od niechcenia podrapał się w potylicę.
- Dobrze, właśnie na ciebie czekałem. Siadaj - polecił, a ten skierował swe, nie powiem, zgrabne cztery litery do ławki, w której siedziała samotna Risa, czyli dokładnie przed Yuu, kiedy nauczyciel powiedział: - Albo czekaj. Przedstaw się jeszcze klasie, opowiedz o sobie.
- Em... Cześć. Jestem Haruki, może niektórzy z was mnie znają, ale większość pewnie nie. Miałem wypadek, przez co nie chodziłem w poprzednim roku do szkoły. Eee... To chyba tyle. - Na koniec spojrzał wyczekująco na nauczyciela, który zrozumiał, o co temu chodzi i kiwnął głową. Haruki przemierzył klasę pewnym krokiem i opadł na krzesło obok Risy.
Wychowawca jeszcze chwilę opowiadał jacy doszli nowi nauczyciele, a jacy odeszli, po czym wypuścił nas z klasy.
Jak zawsze przepuściłem Yuu w drzwiach, który ciągle obserwował tego nowego. Zaczynało mnie to irytować coraz bardziej. Gdybym był tym gostkiem i gdybym zauważył wpatrującego się we mnie czerwonowłosego, to albo by mnie to zaczynało drażnić, albo zacząłbym podejrzewać coś o orientacji tego słodziaka. Muszę przestać nazywać go w myślach słodziakiem, bo jeszcze się kiedyś zapomnę i powiem przy nim lub przy kimś innym coś takiego, a nie wyszłoby z tego nic dobrego.
Może mógłbym potłuc tego Harukiego tak, żeby spędził kolejny rok na rehabilitacji, mhm... Ciekawa opcja, szczególnie, że nie wyglądał na jakiegoś mięśniaka. Nie, lepiej nie. Jeżeli Yuu coś sobie postanowi - zrobi to, a w tym przypadku mogłoby dojść do tego, że chodziłby do nowego w odwiedziny. Wtedy nie wiedziałbym, co mogą tam robić, a tu przynajmniej wiem, co się dzieje i codziennością dla mnie i Yuu było, że trzymamy się razem.
Myślałem, że nigdy nie dojdzie do tego, że będę miał konkurencję. Nie, żebym się przechwalał. Doszedłem do wniosku, że będzie to zacięta rywalizacja (o ile ten podejmie się walki), sądząc po wzroku jakim go obdarza mój przyjaciel. Och... Najchętniej zostawiłbym to wszystko i poszedł zasnąć w przedwczesny sen zimowy... Ale razem z Yuu. Ha, no nie wiem czy byśmy się wyspali! Sam na sam z nim i tyle czasu do dyspozycji, hm... Byłoby ciekawie. Z różowymi kajdankami i...! Uch, znowu! Kontroluj się, Hisashi, kontroluj!
Nawet nie zauważyłem, kiedy weszliśmy i wyszliśmy z autobusu na naszym przystanku. Właśnie wchodziliśmy do naszej klatki w bloku. A mnie chodziło jeszcze jedno po głowie. Gdy już miałem się pożegnać z błękitnookim obiektem moich zainteresowań przy drzwiach do jego mieszkania, zdecydowałem się zapytać:
- Yuu, pamiętasz jeszcze nasz zakład? - ten nagle się rozpromienił i odpowiedział triumfalnym tonem:
- Jasne, zamierzam go wygrać!
Właśnie pomyślałem sobie, że nie rozmawialiśmy od rana, co było dziwne, bo zawsze chłopak kłapał to, co mu ślina na język naniesie, tym swoim kuszącym dzióbkiem, że nawet nie miałem serca go uciszać. Według niego pewnie moje serce przypomina kamienny posąg.
To, co teraz powiedział zatwierdziło mnie w przekonaniu, że już obrał cel swoich podboi. Jestem głupi! Zgadzać się na taki układ z chłopakiem, który zrobi wszystko, co sobie postanowi. A jeżeli uda mu się wygrać zakład, będę zmuszony przestać się mu narzucać, czyli tak, jakbyśmy na prawdę przestali być przyjaciółmi. No spójrzcie tylko. On będzie się zabawiał z tym dziko farbowanym kolesiem, a ja to co? Mam patrzeć i może jeszcze bić brawa dla postępów w związku obiektu moich westchnień z innym?
Nie mogę na to pozwolić. On jest mój, był mój od pierwszego naszego poznania i będzie mój bez względu na wszystko. Inaczej nie mam już celu, dzięki któremu miałbym tu trwać. On mnie zostawi nieświadomie, bo zapomni.
Dlaczego inni ludzie wchodzą z buciorami komuś do moja miłość odejdzie, że sam będę chciał odejść. Bo co innego mnie tu trzyma? Jestem tutaj tylko dla niego. Moja rodzina jest w rozsypce, mieszkam sam, moja matka zmienia facetów jak skarpetki, ojciec wyjechał do pracy za granicę, nieświadom nocnych eskapad swojej żony do innego. Jestem jedynakiem. Brakuje mi bratniej duszy, którą mógłbym mieć na zawsze, choćbym miał być dla niej jak woda do ognia.
- To cześć - i zniknął za drzwiami swojego mieszkania. Stałem tam jeszcze chwilę i poszedłem na górę.
Gdybyś wiedział, jak cholernie cię kocham.
Gdybyś usłyszał, że chcę cię mieć, móc przytulić, pocałować, ocierać z twoich policzków kryształowe łzy, które spłynęłyby z pięknych, błyszczących i zimnych na przekór twej duszy niebieskich oczu. Gdybyś mi pozwolił, ucałowałbym twoje usta, zaróżowione policzki. Gdybyś mi kazał, zrobiłbym wszystko, o co poprosisz na pstryknięcie palcami, jak twój niewolnik, poddany, przywiązany niewidzialnym sznurem do twojej duszy.
Gdybyś wiedział...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro