Trzynaście
– Co ty wyprawiasz, Blythe?
Podskoczyłem i zakląłem szpetnie pod nosem, odwracając się do Jerome'a z wściekłością wymalowaną na twarzy.
– Pakuję się – wydusiłem z siebie, wrzucając kolejne ubrania do walizki.
Usłyszałem westchnięcie.
– Więc powtórzę pytanie. Co ty wyprawiasz, Blythe?
– Nie masz teraz klientów na dole?
– Mam, ale jest tam kelnerka, poradzi sobie przez dwie minuty. Przyszedłem, bo się martwię. Wróciłeś kilka godzin temu rozeźlony, nie odezwałeś się, a teraz na dodatek pakujesz manatki.
– Wyjeżdżam z Blaine – wyrzuciłem zaciekle, zastanawiając się, po co Jerome nade mną wisiał i udawał zmartwienie.
Jeszcze niedawno był na mnie wściekły – jak chyba zresztą każdy w Blaine. Teraz udawał troskliwego przyjaciela? Jasne, jeszcze uwierzę w to, że w tej okropnej mieścinie był ktokolwiek, kogo mógłbym obchodzić.
– Która tym razem jest z tobą w ciąży?
Popatrzyłem na niego z niedowierzaniem – próbował żartować czy mówił absolutnie poważnie?
– Bardzo śmieszne.
Jerome wszedł do środka i wziął się pod boki. Nie wyglądał na rozbawionego, a rzeczywiście przejętego.
– Wyjaśniłeś już wszystko z Willow? – spytał ostrożnie.
Pokręciłem głową, tracąc nagle całą energię. Westchnąłem z bezradnością, po czym rzuciłem się na materac, który tradycyjnie jęknął pod wpływem mojego ciężaru. Jerome pochylił się nade mną, denerwując tymi swoimi smutnymi, zatroskanymi oczkami.
– Nie. Ona nie chce mnie widzieć na oczy. To wszystko bez sensu.
Jerome nagle się zaśmiał; spojrzałem na niego spode łba, podnosząc się do pozycji siedzącej.
– Co cię tak bawi, Dyson?
– Ty, Augustine. Znowu to robisz. Znowu uciekasz, kiedy pojawiają się kłopoty.
Miałem już serdecznie dosyć tego moralizowania mnie z każdej strony i wiecznego oceniania.
– Nie dogadasz się już z Willow, prawda?
– Nie chce mnie widzieć, więc jak miałbym się z nią dogadać? Powiedziała mi prosto w twarz, że mnie nienawidzi. Nic nie zdziałam. Zresztą nawet jeśli Manny to mój syn, to co to zmienia? Co, nagle zaczniemy go zmuszać do nazywania mnie ojcem? A może zabiorę go ze sobą do Chin?
Gniew we mnie narastał, ale nie potrafiłem go określić.
– Zresztą mogę tym wszystkim rozwalić jej małżeństwo. Casimir nie wie, że rozstaliśmy się, gdy Willow dowiedziała się o ciąży. Właściwie to niewiele wie o tym, w jaki sposób się poznaliśmy. Jerome, tu jest za dużo do stracenia. Nie mogę znowu zniszczyć jej życia, rozumiesz? Willow na to nie zasługuje.
– Przecież po to tu przyjechałeś. – Jerome usiadł obok mnie i splótł dłonie, opierając je o kolana. – Chcesz się wycofać? Byłeś u Willow kilka razy, może powoli zacznie się przełamywać. Przecież tu chodzi o prawdę.
– Tylko co mi da ta prawda? Błagam, przyjechałem do Blaine bez większego planu. Nic nie zakładałem, a teraz wszystko się pokomplikowało. Nawet jeśli Manny to mój syn, to co z tego? Mam rozwalić jej małżeństwo? Mam zniszczyć cały świat tego dzieciaka, który jest święcie przekonany, że jego prawdziwy ojciec to Casimir? To takie bez sensu. Mam tego dość, Dyson, nie zostanę tu ani chwili dłużej.
Jerome pokręcił głową.
– A co z Audrey?
– Jak to co? Nic. Ona ma Masona.
Jerome nagle zaczął się śmiać jak opętany. Zmełłem w ustach przekleństwo.
– Nie wierzę, Blythe. Ty na nią lecisz. I to tak porządnie lecisz.
– O czym ty mówisz? – Złościłem się coraz bardziej z każdą chwilą.
– O tych twoich maślanych oczkach na jej widok. Co, denerwujesz się, bo nie pozwoliła ci się zaciągnąć do łóżka? Rany, jeszcze jakieś dziewczyny zachowują przy tobie resztki godności.
– Już? Skończyłeś?
Jerome zmarszczył brwi.
– Żadnej ironicznej odpowiedzi? – spytał zdziwiony, po czym przetarł twarz i posłał mi zmęczone spojrzenie. Milczałem, zastanawiając się, co zrobić. Już dawno nie czułem się taki zagubiony. – Naprawdę chcesz wyjechać? Zostawić to, co zacząłeś?
– To bez sensu – powtórzyłem po raz trzeci znacznie spokojniej, patrząc nieprzytomnie na deski w podłodze. – Nie wiem, co mógłbym jeszcze zrobić. Willow nie chce mnie widzieć na oczy, a ja nie mam siły znowu słuchać o tym, jak bardzo mnie nienawidzi. Jak mam z nią porozmawiać? Ciągle zaprzecza, że Manny to mój syn, a ja odnoszę wrażenie, że mnie okłamuje. Nie mam już pomysłu, jak to z niej wyciągnąć.
Jerome westchnął.
– Nie wiem, ale nie uciekaj. Jeśli teraz wyjedziesz, to tylko jej udowodnisz, że się co do ciebie nie myli. Jedynie utwierdzisz ją w przekonaniu, że znikasz, gdy tylko pojawiają się pierwsze kłopoty.
– Powiedziała, że straciłem prawo do prawdy, gdy tylko wręczyłem jej pieniądze na aborcję. – Popatrzyłem na niego bezradnie.
– No cóż, ciężko odpowiedzieć sensownie na taki argument. Ale zobacz, gdyby ci nie zależało, nie przyjechałbyś do Blaine. Przecież wszyscy widzimy, że nie jesteś obojętny na tę sytuację. Gdyby Manny cię nie obchodził...
– Dobra, nie potrzebuję motywacyjnej gadki. – Machnąłem niedbale ręką. – Nie mam dzisiaj siły na myślenie. Chyba zejdę na dół i napiję się trochę piwa. Zastanowię się, co zrobić.
Jerome pokiwał głową; podnieśliśmy się w tej samej chwili i zmierzyliśmy wzajemnie ciężkimi spojrzeniami. Kiedyś dogadywaliśmy się bez słów, do dzisiaj w tej kwestii niewiele się zmieniło.
– Może kufel piwa dobrze ci zrobi – powiedział powoli Jerome, kiwając głową w stronę drzwi. – Dzisiaj na koszt firmy, co ty na to?
– Nie wygłupiaj się – wymamrotałem.
Zeszliśmy na dół w milczeniu; gdy wszedłem na ogromną salę, od razu poczułem mocny zapach dymu papierosowego, dlatego pośpiesznie wyciągnąłem paczkę fajek i od razu zapaliłem. Usiadłem na stołku barowym i zamówiłem piwo, opierając głowę o rękę.
Jerome miał trochę racji. Gdybym teraz wyjechał, Willow tylko utwierdziłaby się w przekonaniu, że uciekałem przed odpowiedzialnością. Nie chciałem znowu popełnić tego samego błędu, nie mogłem teraz bez uprzedzenia opuścić Blaine.
Co do Audrey, musiałem pogodzić się z jej decyzją, chociaż bardzo mi się nie podobała. Jerome jednak w tej kwestii się mylił, bo ani razu nie pomyślałem o zaciąganiu Audrey do łóżka. Owszem, być może i coś do niej czułem, ale nigdy nie traktowałem tego jak przygodnej znajomości.
A może niepotrzebnie to wszystko rozdmuchiwałem? To, że Audrey najprawdopodobniej nie czuła nic do Masona, nie oznaczało jednocześnie, że mogła czuć coś do mnie. Tak naprawdę właściwie nie pokazywała w żaden sposób, że mogło jej na mnie zależeć choć w połowie tak bardzo, jak mnie na niej. To, że zaczęła się do mnie powoli przekonywać, nic jeszcze nie znaczyło.
Upiłem łapczywie kilka łyków gorzkiego piwa; wiedziałem przecież od samego początku, że ten wyjazd nie mógł skończyć się dobrze. Blaine to jakieś przeklęte miejsce, które kojarzyło mi się jedynie z problemami.
Nie przypuszczałem, że tak opornie przyjdzie mi rozmawianie z Willow, nawet jeśli gdzieś z tyłu głowy świtało mi, że przecież rozstaliśmy się w niezgodzie. Chyba jednak niektóre rzeczy przyszły mi w życiu zbyt łatwo – tak jak przykładowo piorunująco szybko przebiegająca kariera. Teraz czułem się co najmniej zagubiony, bo nie wiedziałem, co robić ani jak się zachować, by choć trochę polepszyć naszą relację.
No i nie chciałem przecież tworzyć jej małżeńskich problemów. Casimir wydawał się bardzo porządnym człowiekiem, ale skoro nie wiedział do niedawna nic o naszym związku, to zapewne nie zdawał sobie sprawy o ciąży i moim możliwym ojcostwie. Nawet jeśli odnosiłem wrażenie, że był spokojny i stateczny, to nie musiał pozytywnie zareagować na takie wieści.
Niemal podskoczyłem na stołku, gdy ktoś położył mi ciężką dłoń na ramieniu. Przełknąłem głośno ślinę na widok zadbanych wąsów, widocznej na czubku głowy łysiny i bystrych, ciemnych oczu. Kto by pomyślał, o wilku mowa.
– Dobry wieczór, Blythe. Mogę ci mówić po imieniu, prawda? – Usiadł na stołeczku obok i gestem zamówił piwo. Kiwnąłem głową, nieco wytrącony z równowagi. – Ostatnio jesteś tematem numer jeden w moim domu.
Chyba żartował, bo na jego ustach błąkał się cień uśmiechu.
– Ale nie kłócicie się o mnie? – zapytałem pół żartem, pół serio.
Casimir dalej się uśmiechał, ale oczy straciły blask. Obserwowałem go uważnie, próbując wyczuć, w jakim był nastroju.
– Może trochę. – Wzruszył ramionami. – Willow ostatnio jest trochę... hm... nerwowa. Tak, właśnie, nerwowa. – Zmarszczył brwi, jakby szukał odpowiedniego słowa. – Wiem o tym, że byliście kiedyś parą. Nie rozumiem jednak do końca, dlaczego moja żona tak zareagowała na twój przyjazd do Blaine, w końcu nie mieliście ze sobą do czynienia przez niemal jedenaście lat bez kilku miesięcy.
– To trochę skomplikowane. – Westchnąłem.
– A może jednak rozumiem – poprawił się, prostując gwałtownie. – Sprawy dotyczące naszych dzieci bywają okropnie wyczerpujące.
Niemal zachłysnąłem się piwem, które właśnie upijałem z kufla. Zakasłałem, starając się mimo wszystko nie dać po sobie poznać, jak bardzo wstrząsnęły mną słowa Casimira. To on wiedział? Czy właśnie mi sugerował to, czego – według słów Willow – nie miał prawa być świadomy?
– Co masz na myśli? – spytałem ostrożnie.
Na próżno szukałem w jego spojrzeniu złości, gniewu czy niezrozumienia. Casimir wydawał się zadziwiająco spokojny, jakbyśmy właśnie rozmawiali o pogodzie.
– To, że domyślam się, dlaczego Willow tak reaguje na twoją obecność w Blaine. Jesteś biologicznym ojcem Manny'ego, prawda?
Mierzyliśmy się spojrzeniami cholernie długą chwilę. W końcu odchrząknąłem, przeczesując palcami włosy.
– Myślałem... myślałem, że Willow powiedziała ci tylko o tym, że kiedyś się spotykaliśmy.
– Bo powiedziała. Resztę dopowiedziałem sobie sam.
Zmarszczyłem brwi, bo coraz mniej z tego wszystkiego rozumiałem.
– Manny nie może być moim synem. Jestem bezpłodny – wyjaśnił cierpliwie, a w jego głosie mogłem znaleźć jedynie spokój i coś w rodzaju ulgi, zupełnie jakby pozbył się właśnie uciążliwego ciężaru.
Przełknąłem głośno ślinę; moje bijące mocno serce było dowodem na to, że nie tego się spodziewałem. Przecież rozmawiałem z tym człowiekiem dopiero drugi raz w życiu, nie przypuszczałem, że tak szybko mógłby przejść do konkretów.
– Willow myśli, że ukryje przede mną prawdę, ale ona też nie wie o mnie wszystkiego – powiedział trochę z goryczą w głosie.
– Przepraszam, ale... chyba nie rozumiem – wymamrotałem, oddychając ciężko.
Miałem mętlik w głowie. Wszystko wskazywało na to, że Casimir wiedział o mnie i o Willow, a także tej nieplanowanej ciąży. Czy to Willow mnie okłamała i Casimir od początku znał prawdę, czy może sam jakimś cudem doszedł do tych poniekąd słusznych wniosków?
– Może od początku... – Zaśmiał się, zamawiając dwie kolejki. Oj, zanosiło się na to, że i ja będę potrzebować większej ilości alkoholu. – Kiedy miałem jakieś pięć lat, bardzo ciężko zachorowałem na świnkę. Właściwie długo nie wiedziałem, że nie mogę mieć dzieci... Dopóki nie poznałem Willow.
Zacisnąłem mocniej dłonie na zimnym kuflu piwa, orientując się, że byłem cały spocony z tych nerwów. By nieco się uspokoić, wyciągnąłem kolejnego papierosa z paczki i szybko go odpaliłem, z ulgą się zaciągając.
– Poznałem ją, gdy przyjechała do Seattle i zatrudniła się u mojego ojca w stadninie. Zakochałem się w niej od pierwszego wejrzenia, bo była piękna, troskliwa i taka tajemnicza... Wiedziałem, że ma jakiś sekret przede mną, ale ponieważ oboje się sobie podobaliśmy, nie drążyłem tematu... Pobraliśmy się po niecałym miesiącu znajomości i od razu chcę powiedzieć, że ani przez minutę swojego życia nie żałowałem tej decyzji. Kocham Willow, kocham ją coraz mocniej każdego dnia, kocham też Manny'ego, chociaż od dawna mam świadomość, że to nie mój syn.
– Ale... Ale jak? – spytałem, gubiąc się w tym coraz bardziej.
– Naprawdę chciałem uwierzyć w bajeczkę, że Manny urodził się jako wcześniak – wyjaśniał spokojnie Casimir, co chwila upijając łyk piwa. – Prawie ją kupiłem, chociaż dzieciak nie miał żadnych problemów zdrowotnych, mimo że Willow twierdziła, że urodził się ponad miesiąc za wcześnie. Ale po kilku miesiącach zaczęliśmy się starać o kolejne dziecko, no i... Cóż, mamy tylko Manny'ego, chociaż minęło nieco ponad dziesięć lat od naszego ślubu.
Serce tłukło mi się w piersi jak szalone. Z trudem oddychałem, bo poszczególne rzeczy zaczęły się wreszcie układać w sensowną całość.
– Zacząłem się domyślać, że była w ciąży w momencie, gdy się poznaliśmy. Pojawiła się tak naprawdę znikąd, trafiła do mojego ojca przypadkiem, przez jakąś daleką kuzynkę... Niechętnie opowiadała o przeszłości, odcięła się od wszystkich dawnych znajomych, rodziny... Nie chciała też początkowo wracać do Blaine, gdy padł pomysł, żebym założył własną firmę w innym miejscu niż mój ojciec, od którego chcieliśmy się uniezależnić. Blaine to idealne miejsce, macie tu dużo lasów, łąk, nie brakuje chętnych na naukę jazdy konnej.
Miałem tyle pytań, ale jakoś żadnego nie potrafiłem wyartykułować.
– Zgodziła się w końcu na Blaine – powiedział po chwili ciszy Casimir, patrząc na mnie uważnie. – Nie miałem żadnych podejrzeń co do tego, kto jest ojcem Manny'ego... Dopóki ty nie pojawiłeś się w tym mieście.
Serce podeszło mi do gardła. Casimir był sprytniejszy, niż sądziłem – z pozoru wybitnie spokojny, cichy, nierzucający się w oczy, a tak naprawdę wszystko uważnie obserwował i dodawał kolejne elementy do tej układanki.
– Willow zrobiła się dziwnie nerwowa, a gdy chciałem ją wciąż na twój pierwszy koncert, od razu mi odmówiła. Niechętnie zgodziła się pójść na drugi występ. Gdy zobaczyłem cię wtedy na scenie... O mój Boże, wszystko wtedy zrozumiałem. Ty i Manny... On jest do ciebie taki podobny.
Przetarł dłonią twarz, a ja próbowałem sobie przypomnieć, jak się normalnie oddycha. Nie umiałem sobie poradzić z natłokiem myśli, nie rozumiałem, jak Casimir mógł być taki spokojny. Nie miałem też pojęcia, co powiedzieć, żeby go nie rozzłościć.
– Przyjechałem do Blaine, żeby się tego dowiedzieć – wyjaśniłem zachrypniętym, nieco zduszonym głosem. – Nie wiedziałem, że Willow urodziła. Ona nie chce mi nic powiedzieć, upiera się ciągle, że to ty jesteś jego biologicznym ojcem...
– Sprawdziłem cię. – Najwyraźniej Casimir postanowił zignorować moje słowa. – Urodziłeś się w Blaine, jesteście z Willow w tym samym wieku. Po mieście chodzą plotki, że byliście kiedyś razem... Dodałem dwa do dwóch. Ty wyjechałeś do Juilliard, a Willow do Seattle. Wiedziałeś, że spodziewała się dziecka?
Nienawidziłem się w tamtym momencie tak bardzo, że przez moment zastanawiałem się, czy nie skłamać.
– Wiedziałem – odparłem z rezygnacją. Odpaliłem w międzyczasie kolejnego papierosa. – Nie będziesz zadowolony, gdy ci powiem, co zrobiłem, kiedy mi o wszystkim powiedziała.
Casimir wzruszył ramionami. Ten człowiek zadziwiał mnie coraz bardziej. Biła od niego niezwykła obojętność, jakby pogodził się z tym, że wychowywał dziecko innego mężczyzny. Nie miał ochoty przywalić mi w nos?
– Dałem jej odpowiednią sumę na usunięcie ciąży – powiedziałem cicho, beznamiętnie, chociaż w środku buzowała adrenalina. – Byłem niemal pewien, że wyjechała do Seattle na zabieg, a ona... Ona zatrudniła się u twojego ojca. Najwyraźniej od początku była zdecydowana, że urodzi dziecko.
Casimir milczał przez chwilę, po czym poruszył się niespokojnie; wyczułem, że zaraz nieco zmieni temat.
– Pewnie myślisz, że chciała mnie wkręcić w ojcostwo, ale ja wiem, że to nieprawda. Po prostu spotkaliśmy się w odpowiednim dla niej momencie. Wiem, że mnie kocha, chociaż nie jest do końca szczera, ale robi to dla mojego dobra. Walczy o nasze małżeństwo, dzięki czemu jesteśmy razem ze sobą naprawdę szczęśliwi – przyznał Casimir.
Na moment między nami zapadła nieprzyjemna cisza. Biłem się z własnymi myślami, kombinowałem, co dalej robić. Przecież już miałem opuścić Blaine, gdy nagle napatoczył się Casimir i powiedział takie rzeczy...
Więc Manny był moim synem. Willow mogła w nieskończoność zaprzeczać, unikać odpowiedzi, ale ja wiedziałem swoje. Nie usunęła wtedy ciąży, nie podjęła studiów. Chciała ze wszystkim poradzić sobie sama, znaleźć pracę i jakoś ułożyć życie. Poznała Casimira i to on okazał się mężczyzną dla niej.
Miałem świadomość, że Manny mógł okazać się moim dzieckiem. A jednak gdy do mnie to dotarło, poczułem się nieswojo. Dziesięć lat nie miałem pojęcia o jego istnieniu, a teraz, gdy wreszcie mogłem go poznać, dzieciak miał już kochających go rodziców, własne życie w Blaine; nic nas nie łączyło poza więzami krwi.
Zrobiło mi się niedobrze.
– Oczywiście nie podoba mi się to, że wcisnąłeś jej wtedy pieniądze i wyniosłeś się na drugi koniec kraju... – podjął Casimir, dopijając drugie piwo. – Ale z drugiej strony... Wtedy nie poznałaby mnie. Nie spotkałbym najwspanialszej kobiety na ziemi. I gdyby nie była wtedy w ciąży... Nie zaznałbym smaku ojcostwa.
Czy on... był mi wdzięczny? Starałem się odczytać na jego twarzy jakiekolwiek emocje, ale żadnej nie potrafiłem znaleźć. Zachowywał się jak jakiś robot, jego mina pozostawała niepokojąco obojętna, a oczy były spokojne, niezakłócone żadną oznaką gniewu czy niezrozumienia.
Willow trafiła jednak na porządnego mężczyznę, który w pełni na nią zasługiwał.
– Wiem, że to brzmi dziwnie. – Zaśmiał się bez entuzjazmu. – Ale dziękuję, że wtedy ją zostawiłeś. To pokręcona sytuacja, jednak ja wiem, że nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Mam oczywiście nadzieję, że nie przyjechałeś tutaj odebrać nam Manny'ego.
Zabrzmiało to na żart, ale w jego oczach wciąż nie znajdowałem żadnych uczuć. Poczułem się bardzo, bardzo nieswojo.
– No co ty – wychrypiałem, od niechcenia wzruszając ramionami. – Chciałem tylko poznać prawdę. Willow do tej pory albo mnie ignorowała, albo twierdziła, że to ty jesteś ojcem Manny'ego. Gdyby nie ta rozmowa, do teraz nie znałbym prawdy...
– I co teraz zrobisz? – spytał z czystej ciekawości.
Co za dziwny człowiek.
– Pewnie niedługo wyjadę. Chciałbym jednak ustalić z Willow... To znaczy z wami, co dalej robić. Nie chcę niszczyć waszej rodziny, nie chcę na siłę uszczęśliwiać Manny'ego. Wolałbym go lepiej poznać, pouczyć gry na pianinie, spędzić trochę czasu... A potem podejmiemy decyzję. Jeśli chciałby kiedyś robić karierę w grze na pianinie, to bardzo chętnie mu pomogę.
Casimir pokiwał głową.
– Rzeczywiście, lepiej, żebyśmy ustalili to razem z Willow.
– Tylko że ona nie chce mnie widzieć.
– Porozmawiam z nią – zapewnił mnie gorliwie. – Oczywiście moje zaproszenie jest nadal aktualne. Chciałbym, żebyś nas odwiedził, Manny na pewno bardzo się ucieszy, ciągle o ciebie pyta.
Przygryzłem wargę.
– Muszę się zastanowić. Właściwie chciałem jutro wyjechać, ale... Powiedziałeś mi na tyle dużo, że chyba zostanę w Blaine dłużej – odparłem po dłuższej chwili, pocierając dłonią brodę. – Willow nie będzie zbyt zadowolona, jeśli dowie się o tej rozmowie.
– Domyślam się, ale uważam, że powinniśmy skończyć z takim oszukiwaniem się w małżeństwie. Bardzo kocham Willow i chcę dla niej jedynie szczęścia. Manny'ego traktuję jak własnego syna, nigdy nie żałowałem, że jestem dla niego ojcem... Ale uważam, że i ty masz prawo go lepiej poznać, w końcu gdyby nie twoje paskudne wtedy zachowanie, dzisiaj byśmy nie siedzieli w tej melinie i nie rozmawiali jak starzy przyjaciele, co nie, Blythe?
Zaśmiałem się, bo dopiero wtedy wyczułem wyraźne rozbawienie w jego głosie. A więc jednak okazywał jakieś emocje; jak miło. Że też Willow poleciała na takiego sztywniaka – chociaż może wrażliwi muzycy nie stanowili dla niej atrakcyjnego materiału na męża po tym, jak ją potraktowałem?
– To naprawdę miłe, że nie chcesz urwać mi głowy. – Uśmiechnąłem się krzywo. – Kiedyś się za to odwdzięczę, serio.
Zaśmiał się gardłowym głosem; najwyraźniej i on denerwował się tą rozmową, tylko nie chciał tego po sobie dać poznać. Teraz jednak napięcie z obu nas zeszło, co przyjąłem z prawdziwą ulgą, bo z tych nerwów siedziałem jak na szpilkach, aż rozbolały mnie mięśnie.
Mało tego, wstąpiła we mnie nikła nadzieja, że może uporządkuję jednak pewne sprawy w tym mieście.
Przede wszystkim miałem świetną okazję, by jeszcze raz porozmawiać z Willow, poznać Manny'ego i ustalić, na jakich zasadach będziemy w przyszłości funkcjonować. Oczywiście nie zamierzałem mówić małemu, że to ja jestem jego biologicznym ojcem, bo przecież nie o to tu chodziło. Najważniejsze, że wreszcie poznałem prawdę, ale nie wiedziałem jeszcze, co z nią zrobić.
Może Casimir miał rację i powinniśmy poczekać na decyzję Willow.
No i pomyślałem o jeszcze jednej kwestii – skoro jednak zostawałem w Blaine na kilka dni dłużej, miałem szansę jeszcze porozmawiać z Audrey. Może wymyślę cokolwiek, co odwiodłoby ją od pomysłu ślubu z Masonem.
A może przez to znienawidzi mnie jeszcze bardziej?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro