Rozdział 6
Kolejny dzień przyniósł ze sobą deszcz. Sporo deszczu, który już od bardzo wczesnego poranka tworzył na ulicach drobne potoki i kałuże rozbryzgiwane przez koła przejeżdżających samochodów. Pogoda nie przeszkodziła jednak Dominikowi i Nathanielowi w dostaniu się na uczelnię. W przypadku blondyna tym razem było to o czasie.
- Czy mogę wiedzieć, co robisz? - zapytał tatuator, gdy jego wczorajszy wybawiciel i jednocześnie oprawca dosiadł się do niego, zamiast jak zawsze zająć miejsce gdzieś z tyłu.
Nie tylko on był zdziwiony takim stanem rzeczy. Wywołało to poruszenie również wśród pozostałych studentów, którzy zaczęli szeptać między sobą nieco bardziej zawzięcie niż wcześniej. Takie były uroki rozpoznawalności w szkole. Każdy najmniejszy ruch okraszony był wieloma spojrzeniami.
- Sprawdzam jak się masz. Czuję się odpowiedzialny za skontrolowanie twojego stanu zdrowia. W końcu to ja wczoraj na ciebie wpadłem. - wyjaśnił Dominik, wydając się cieszyć z możliwości dzielenia bliskiej przestrzeni ze swoim tatuatorem.
Swoje wyjaśnienie powiedział przy tym niewinnie, aby widać było, że faktycznie kieruje się bardziej troską niż osobistymi pobudkami.
- Dziękuję, już mi lepiej. - warknął Nathaniel, mimo, że po jego ruchach widać było, że nadgarstek dalej mu doskwiera.
Jego gesty nie były już tak eleganckie, gdy wypakowywał na blat zeszyty i książki. Do tego po wyrazie jego twarzy bez problemu wywnioskować można było, że podczas tego cierpi. Nawet jeśli w bardzo umiarkowanym stopniu.
- Nie denerwuj się. Po prostu się o ciebie martwię. To chyba dobrze, no nie? - lekko przekręcił głowę na bok.
- To bardzo miłe i szlachetne z twojej strony, ale naprawdę nie musisz mnie teraz kontrolować po tym wypadku. Jestem dorosły i do tego samodzielny, a to jedynie lekka kontuzja. Twoja troska mi nie pomoże. - ostatni zeszyt wylądował na ławce bardziej rzucony niż położony, wydając przy tym dźwięk na tyle głośny, że zwrócił uwagę kilku kolejnych, niezainteresowanych nimi do teraz osób.
- Wybacz, po prostu serio się martwię. - podrapał się lekko zakłopotany po karku. - Może dasz się gdzieś zaprosić w ramach rekompensaty? Kawiarnia, czy coś? Jakie miejsca lubisz?
- Miałeś się odwalić. - brunet skrzyżował ręce na piersi, mierząc go wzrokiem błękitnych tęczówek.
''Zabiję go, niech tylko poprawi u mnie tatuaż'' myślał, mrużąc groźnie oczy podczas tej obserwacji. I jeszcze bardziej irytował się, widząc, że nie robi to wrażenia na jego rozmówcy.
- Mam się przesiąść? - zapytał po chwili Dominik, dostrzegając w jaki sposób patrzył na niego Nathaniel.
- No teraz to już zostań. - prychnął i skrzyżował ręce na piersi, obracając się jak najbardziej plecami do kolegi z roku.
Tymczasem blondyn oparł głowę na dłoni i z rozbawieniem to obserwował, wiedząc, że dla takiego widoku warto naginać reguły ich znajomości. Nawet jeśli potem będzie wisiał przeprosiny obrażonemu brunetowi.
***
- Jestem! - odezwał się, gdy tylko przekroczył próg studia.
Aby niczego nie zamoczyć zdjął z siebie zarówno kurtkę, jak i buty, wiedząc, że ma tutaj rzeczy na przebranie.
- I co? Parasola nie wziąłeś, sieroto? - usłyszał głos swojej koleżanki z pracy, która oparła się o blat stanowiska imitującego recepcję.
- Nie twój zasrany interes. Nie spieprzyłaś dzisiaj niczego? - odwzajemnił zaczepkę nim zniknął w pokoju dla personelu, aby zmienić ubranie.
- Jasne, że nie! - od razu udała się za nim i oparła się o framugę drzwi.
Obaj nie mieli maniery wstydu przed przebraniem tej podstawowej odzieży w swoim towarzystwie. Z resztą Nathaniel i tak wiedział, że Scarlet wszędzie wetknie ten swój wścibski nos.
- Nowość. - przewrócił oczami, zmieniając sweter na czarną koszulkę z logiem jakiegoś metalowego zespołu.
Przez chwilę w pomieszczeniu jedyną słyszalną rzeczą było zmienianie ubrań oraz klimatyzacja, która działała praktycznie cały czas. Inaczej w studiu mogłoby być dość gorąco i zbytnio pachnięć tuszem, krwią oraz innymi specyficznymi woniami typowymi dla tego zawodu.
- Jesteś jakiś bardziej nerwowy niż zazwyczaj. Coś się stało? - podała mu spodnie, gdy biedak nie mógł się ich doszukać w torbie ze swoimi rzeczami, jaka znajdowała się tu od kiedy tylko zaczął pracę.
Nic dziwnego, że nie mógł odszukać dolnej części garderoby. Ostatni raz ciepnął spodnie niedbale w kąt, a kobieta dobrodusznie złożyła je i położyła na szafce.
- Mam w ostatnim czasie na głowie jednego natrętnego klienta. Przyczepił się i nie rozumie słowa nie. Do tego, o zgrozo, razem chodzimy na uczelnię. - wyżalił się, zakładając spodnie równie czarne co koszulka. Do tego ze srebrnym, lekko połyskującym w świetle bladej jarzeniówki łańcuchem.
- Faktycznie trochę patowa sytuacja. Nie myślałeś aby gdzieś to zgłosić?
- Nie, nie. To jeszcze nie stalker, czy coś. Z resztą nie chcę robić mu problemów. Jest uporczywy, ale przy tym dość miły.
- No cóż, rób co chcesz. Ze mną na pewno nie miałby tak dobrze.
- Wiem, wiem. Wpieprzyłabyś mu pewnie tak, jak większości swoich byłych oraz mężczyzn, którzy się do ciebie dobierali. Ja tam preferuję bardziej humanitarne sposoby radzenia sobie z problemami. - rzekł, wsuwając na palce sporo pierścionków, które również przetrzymywał w torbie.
- Nie tak agresywnie, to tylko luźna sugestia co możesz zrobić. W razie czego nie płacz potem, jak ci wejdzie na głowę.
Chwilę po tych słowach na twarzy Nathaniela wylądował biały, puchaty ręcznik. Rzucony został rzecz jasna przez jego towarzyszkę.
- Wytrzyj się, lepiej abyś się nie zaziębił. I szybko ogarnij się do pracy, chcę już skończyć moją zmianę. - mruknęła, opuszczając po tym pomieszczenie.
Nathaniel jeszcze przez chwilę patrzył za nią, jednak po kilku sekundach zastosował się do prośby i zaczął osuszać. Najpierw twarz, a potem włosy, z których skapywały drobne kropelki wody. Poszło szybko. Nie szybciej niż czas, w którym zmókł, ale na tyle szybko, że umknął mu ten moment. Tak samo jak kilka kolejnych czynności, które robił wręcz automatycznie.
Najpierw ubranie i biżuteria, potem włosy, kolorowe soczewki i wszystkie inne rzeczy, dzięki którym czuł, że jest sobą. Jego prawdziwe ''ja'' wychodzące na zewnątrz. Z radością wtedy patrzył w lustro. Przeczesywał palcami włosy zaczesane na boki, a nie grzywkę, która w szkole skrywała połowę jego twarzy. Lubił ten moment ''przemiany'' podczas której czuł, że wszystko wracało na swoje miejsce.
- Długo jeszcze?! - wydarła się dziewczyna z głównej części studia.
- Pięć minut nie poczekasz, prukwo?! - odkrzyknął jej chłopak, przed lusterkiem wprowadzając ostatnie poprawki.
Całe szczęście nie mieli obecnie klientów, dzięki czemu mogli pozwolić sobie na te jakże pieszczotliwe przekomarzanki. Jeszcze będą mieli na nie okazję przez kilka krótkich chwil, ponieważ Nathaniel, gotowy już do pracy, ostatni raz przejrzał się w lusterku. Przyłożył przy tym palce do końców swoich warg i uniósł kąciki do góry, imitując uśmiech. Po tym odsunął dłonie od twarzy, pozostawiając jednak jej wesoły wyraz. Zdecydowanie wszystko było na swoim miejscu, tak, jak i on był w swoim królestwie.
***
- Jestem! - zakomunikował od progu, w przedpokoju zdejmując buty.
Następnie udał się do swojego pokoju, pośpiesznie mijając salon, w jakim siedziała jego rodzicielka wraz z jego młodszą siostrą.
- Obiad sobie nałóż, jeszcze ciepły! - odpowiedziała mu kobieta, nim ten zniknął w swoim pokoju.
Od razu po przekroczeniu progu rzucił niedbale w kąt torbę wypełnioną książkami oraz zeszytami, po czym podszedł do dużego lustra, które wbudowane zostało w drzwi szafy. Stawał przed nim dwa razy dziennie, aby uczynić ze swoim wyglądem dwie rzeczy.
Pierwszą z nich było poranne przygotowanie się, kiedy to wciągał na siebie skurzaną kurtkę, ciężkie buty i wiele małych ozdóbek. Wiązał bandamę na nadgarstku, przyozdabiał palce sporą ilością pierścionków, do tego obowiązkowo zakładał jakiś ładny wisiorek.
Drugi raz gdy stawał przed lustrem był dla niego znacznie lepszy. Wyczekiwał wręcz codziennie tej chwili z niecierpliwością. Działo się tak, ponieważ po kilku krótkich minutach wracał do stanu, w którym czuł się ze sobą lepiej. Po prostu patrzył na swoje odbicie i uśmiechał się mimowolnie, mogąc oglądać jak uzewnętrznia się jego prawdziwe ''ja''.
Wydawało mu się znacznie bardziej naturalnym, gdy ubrać mógł przyduży sweter bądź bluzę oraz spodnie, najlepiej takie luźne, dresowe. Do tego zmierzwić swoje włosy tak, aby przydługie kosmyki odstawały każdy w inną stronę. Jedyna wersja jaka siedziała w nim od dawna.
- Dominik, obiad ci wystygnie! - usłyszał znów, przez co nie mógł powstrzymać się od ciężkiego westchnięcia.
- Chwila no, pięć minut! - odkrzyknął, nie umiejąc powstrzymać grymasu, jaki mimowolnie wkradł się na jego twarz.
Po tym spojrzał w lustro i lekko przejechał palcami po jego tafli, następnie znów wzdychając, jakby z żalem. To co robił było idiotyczne, a mimo to tak bardzo się do tego przyzwyczaił, że ciężko było mu przestać. Szczególnie, gdy przypominał sobie stare czasy, jakich nie mógł nazwać ''dobrymi''. Prawdopodobnie wtedy czuł się gorzej niż teraz. Prawdopodobnie, bo po tylu latach wspomnienia powoli rozmazywały się, tworząc jedynie plamę pełną wyblakłych, ponurych barw. Cieszył się z tego. Pewnych rzeczy nie chciał pamiętać, nawet jeśli ukształtowały go na człowieka, jakim jest i jakiego pozór odgrywa w szkole. Drobniutkie rysy bezcześciły jego psychikę, która za dzieciaka była niezwykle krucha, podatna na wpływ słów i gestów. Pewnego dnia był ten jeden raz za dużo, który zaburzył wiele rzeczy. Jego problemy, tak dotkliwe za tamtych czasów, skumulowały się i jasnym było, że stąpanie po tej cienkiej linii między załamaniem a normalnością kiedyś doprowadzi do jego upadku.
- Idę już! - powiedział po kilku minutach, żeby wysoko niecierpliwa kobieta znowu się nie darła.
Następnie otulił się bardziej przyjemnym materiałem swetra, po czym odsunął od lustra, odwracając tyłem do swojego odbicia. Potem czym prędzej udał się do kuchni, po drodze czyszcząc jeszcze okulary, które jako jedyne pozostawały z nim podczas jego ''przemiany''. Niestety jego wada wzroku była realna i nie do przeskoczenia, stanowiąc jedną z tych kilku rzeczy, których nie mógł w sobie skorygować na potrzeby publiki.
Witam moje jelonki! Pogoda u mnie jest jak w tym rozdziale, deszczowa i markotna. Jest taka coraz częściej, co z jednej strony ratuje od nieludzkich upałów, a z drugiej potwornie dołuje. Bo jak tu żyć, kiedy bez względu na ilość snu cały czas jest się sennym? Mam nadzieję, że wy ani nie topicie się w deszczu, ani nie wypacacie w upałach.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro