Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 5


Żwir cicho szurał pod ich stopami, gdy ci przemierzali jedną z parkowych ścieżek. Odgłos ten idealnie współgrał z szelestem wydawanym przez zieloniutkie liście, tak typowe dla beztroskiego, zbliżającego się pośpiesznie lata. Promyki słońca nieśmiało przedzierały się przez nie, znacznie różniąc od tych, jakie otulały park w południe. Wychodząc z domu Dominik nie przypuszczałby nawet, że tak wcześnie opuści uczelnię. 

- Mieszkasz daleko od szkoły? - zagadnął, gdy brunet prowadził go bez słowa. W duszy żywił nadzieję, że jego towarzysz nie jest na niego zły za przymus wspólnego powrotu. 

- Nie, zaledwie dwie uliczki stąd. Kwadrans powinien nam wystarczyć. - odrzekł, po tym kontynuując ciszę. 

Dominikowi wydawało się, że jest ona już standardową częścią ich spotkań. Czasem natrętna, nieraz jednak potrzebna lub wydająca się najbardziej właściwą rzeczą w danym momencie. Cisza dopełniała tych kilka krótkich chwil. 

- Nie mów proszę nikomu kim jestem i gdzie pracuję, dobrze? Wiele osób ze szkoły przychodzi do mnie na tatuaż, ale nie kojarzy mojej osoby. Wolałbym, aby tak zostało. - niespodziewanie odezwał się Nathaniel, poprawiając torbę, którą nosił na ramieniu. 

- Co? Dlaczego? - zaciekawił się jego towarzysz. - Ukrywasz swoją tożsamość, czy coś? Wydaje mi się, że nie masz niczego na sumieniu. I się takim ubiorem kamuflujesz, albo coś w ten deseń? W sumie to by miało sens...

- Nic z tych rzeczy. Nie twórz teorii spiskowych, głupku. - przetarł zmęczoną twarz dłońmi, uważając na okulary. - Po prostu nie przepadam za czyjąś uwagą w szkole. Chodzą tam praktycznie sami idioci, nie widzę sensu aby mieli mnie kojarzyć. Zapewne wtedy byłbym zaczepiany na korytarzach, pisaliby do mnie o lekcje czy wspólne wyjścia. Szkolne towarzystwo jest toksyczne i potwornie przytłaczające.

Skrzyżował ręce na piersi, nie zerkając nawet na Dominika, który przyglądał mu się z uwagą i w tamtym momencie pomyślał, że jego tatuator jest naprawdę ciekawą osobą. Z jednej strony lubiący towarzystwo, z drugiej wzbraniający się przed bliższym kontaktem z ludźmi z uczelni. Ciekawe, jaki był dokładnie powód tak dziwnego zachowania. 

- Obiecuję, że utrzymam to w sekrecie. - przyrzekł, nie drążąc tematu. 

- To cudownie. - odrzekł jego towarzysz. - Spróbuj tylko szepnąć o mnie słówko, a odwdzięczę się w postaci wiadomości o tym, że pizda z ciebie tak naprawdę. 

- Wcale nie! - oburzył się blondyn, krzyżując ręce na piersi. 

- Tak, i to jaka. ''A-ale na którą? Jak to będzie wyglądać? J-jak przesłać inspiracje? Gdzie? P-powtórzyłbyś?''. - brunet zaczął powtarzać słowa, jakie usłyszał przez telefon podczas umawiania Dominika na tatuaż, nadając swojemu głosowi niepewny i płochliwy wydźwięk. I za tą wierną imitację dostał kuksańca w bok od niezbyt zadowolonego kolegi z uczelni. 

- To był mój pierwszy. To naturalne, że się stresowałem. Jestem pewien, że niejeden klient tak się zachował podczas rozmowy. - prychnął, starając się nie zwracać uwagi na rozbawionego Nathaniela. - Z resztą jeśli dalej będziesz mnie obrażał to chyba pójdę poprawić ten tatuaż do kogoś innego...

- Nie możesz! Coś mi obiecałeś. - jego nastrój od razu zmienił się na bardziej groźny i stanowczy. - Swoją drogą pokaż go. 

- Oglądałeś go ostatnio. - Dominik z ciężkim westchnięciem podwinął rękaw bluzy, pokazując tatuaż na przedramieniu. 

Dwudziestojednolatek, jak to na profesjonalistę przystało, do razu chwycił jego rękę, oglądając swoje dzieło. Uważnie prześledził wzrokiem każdy kontur i skupił się na tej czynności tak bardzo, jakby wcale nie robił jej zaledwie kilka dni temu. 

- Moje kochane dziecko, co ci zrobili. A byłeś taki piękny. - z żalem pogłaskał wzór na ręce towarzysza. 

- Nie martw się, poprawisz i znów ''będzie piękny''. - Dominik ku zawiedzeniu bruneta zabrał rękę, po tym znów zakrywając wzór rękawem. 

- Wiesz, że tatuaż jest po to, aby się nim chwalić i cieszyć wzrok zarówno swój, jak i czyjś? Być może nie w tym stanie, ale z tego co zauważyłem zakrywasz go od początku. - wytknął, a ich role się zmieniły. Tym razem to Nathaniel pełnił rolę tego ciekawskiego, wypytującego natręta. - Czyżbyś się wstydził takiego wzoru?

- Po prostu nie widzę powodu, aby chwalić się tym na prawo i lewo. Nie każdy ma maniery podobne do twoich. - wzruszył ramionami. - Swoją drogą nigdy nie widziałem żadnego tatuażu u ciebie, jedynie kolczyki. Czyżbyś sam coś ukrywał? Nie wierzę, że jesteś tatuatorem i pasjonatem tego rodzaju sztuki, a nie masz jej ani odrobiny na ciele. 

- No cóż, zgadza się. Mam trochę tatuaży, ale żaden z nich nie jest taki, jaki chciałbym pokazywać. Jestem z nich dumny, ale są dla mnie dość prywatne. 

- To coś zbereźnego, czy coś? 

- Naprawdę nie wiem jak normalnie ludzie z tobą wytrzymują, skoro myślisz tylko o jednym. - westchnął ciężko, chowając dłonie do kieszeni spodni. - To po prostu wzory, które mają dla mnie bardzo personalne znaczenie. Ewentualnie tatuaże, z których wykonaniem lub projektem wiążą się szczególne dla mnie wydarzenia lub osoby. Lubię trzymać takie rzeczy dla siebie. I nie, nie pokażę ci. 

Uprzedził, widząc, jak Dominik już otwiera usta aby o to zapytać. Stale zaskakiwało go, jak bezwstydny i natarczywy jest jego klient. Wydawał się nie posiadać taktu ani zdawać sobie sprawy z granicy dobrego smaku, mimo to mając w sobie coś, co przyciągało pogubionego życiowo tatuażystę.

- Szkoda. Aż ciekaw jestem, jakie tatuaże może posiadać ktoś tak twórczy i nietypowy. 

- Na pewno nie penis na czole, jak to było w przypadku niektórych twoich znajomych. 

- Coś takiego bym zauważył. - chłopak przewrócił teatralnie oczami. - Swoją drogą mógłbyś mi już nie wytykać towarzystwa w jakim się obracam. 

- Wybacz. Po prostu mam sporo zabawnych historii związanych z takimi ludźmi. Nawet nie wiesz na jak idiotyczne pomysły wpadają osoby po pijaku. Radzę ci nigdy nie spijać się mocno przy znajomych, a już na pewno nie dawać się zaciągać w stanie upojenia alkoholowego do studia tatuażu. Zarówno na warcie mojej, jak i moich znajomych z branży działy się ciekawe historie. - w pewnym momencie stanął. Dominik nie zauważył momentu, w jakim zatrzymali się przy rzędzie czerwonych kamienic z charakterystycznymi schodkami przeciwpożarowymi. - To taka moja mała rada na koniec. Korzystaj z niej, a nie zbłądzisz w życiu. 

- Się wie, szefie. - zaśmiał się cicho Dominik. - No to widzimy się znów na sesji. Lub uczelni. Jeszcze zobaczymy. Uważaj proszę na swój nadgarstek. 

Nim Nathaniel zdążył mu coś na to odpowiedzieć, blondyn wycofał się i udał w stronę uczelni, na której miał jeszcze kilka wykładów. Nathaniel natomiast wodził za nim wzrokiem jeszcze przez krótki moment, po czym wszedł na klatkę schodową pachnącą wiatrem i środkami czystości. W porównaniu do jego rodziny większość ludzi mieszkających w tej kamienicy była naprawdę porządna i dbała o czystość. Klatka często pachniała w ten sposób, jednak woń płynu do okien i podłóg znikała gdy tylko brunet przekraczał próg mieszkania. Wtedy zapach świeżości zduszany zostawał przez zaduch, w którym nieraz dało się wyczuć kurz. 

- Otworzyliby chociaż na chwilę okno... - kaszlnął, podchodząc do wcześniej wspomnianej części pomieszczenia. 

Otworzył je na oścież i wyjrzał na zewnątrz, widząc słońce i chmury, które nieśpiesznie płynęły po niebie. Pogoda niczym w jedno z tych minionych, letnich i długich dni, gdy jako dziecko tworzył w piaskownicy babki z piasku. Ten sam słoneczny blask otulał wtedy jego skórę pełną ran i blizn po dobrej zabawie. 

- Nathaniel? Czemu jesteś tak wcześnie? - zapytała matka, wytaczając się z sypialni. 

Ciężkim krokiem udała się do salonu, szurając po panelach kapciami nałożonymi na zniszczone, suche i potwornie chude stopy. Otuliła się przy tym bardziej zmechaconym szlafrokiem, zakrywając dzięki temu aksamitną, przetartą w wielu miejscach piżamę. 

- Miałem drobny wypadek, to tylko jeden raz jak opuszczam zajęcia. - zapewnił, jednak kobieta bardziej niż jego słowami przejęła się oknem. 

Podeszła do niego i prędko zamknęła je szczelnie, znów spuszczając żaluzję. W pomieszczeniu na powrót zapanował półmrok oraz stęchły zapach staroci. Zniknął wiatr i słońce, które zastąpione zostały tak znienawidzoną przez niego ponurością i przygnębieniem. 

- Zamknij to, jest zimno. - wychrypiała, przez chwilę dalej trzymając klamkę od okna, jakby w obawie, że jej syn zechciałby ponownie je otworzyć. 

- Mamo, jest ciepło... A w mieszkaniu przyda się w końcu przewietrzyć. - westchnął, jednak gdy tylko zbliżył dłoń do klamki, szatynka trzepnęła go w nią. 

Wywołało to na jego twarzy grymas bólu, bo było to niestety ręka, na którą niefortunnie dziś upadł. Kobiecie jednak nie wydawało się to szczególnie przeszkadzać. Dalej pilnowała okna, mierząc swoją latorośl podejrzliwym spojrzeniem. 

- Niech będzie. Spokojnie, niczego nie otwieram. - schował ręce za plecami i w tym momencie dopiero kobieta odpuściła. - Mogę iść do siebie? Skoro nie zostałem dziś na wykładach to przynajmniej pouczę się na własną rękę. 

Nie czekając na odpowiedź zaczął się powoli wycofywać w stronę swojego pokoju, mierzony podejrzliwym spojrzeniem, które jednak zignorował. Dopiero po złapaniu za klamkę od drzwi swojego pokoju zatrzymał się na chwilę, czekając na reakcję matki. 

- Tak, tak, idź. Musisz się uczyć. Musisz dobrze zdać studia. - zgodziła się po chwili kobieta, jakby jej reakcje były bardzo spóźnione. 

Po tym zwróciła się do zasłoniętego okna i zaczęła coś mamrotać, zapewne o jej jedynej pociesze, która właśnie zniknęła w swoim pokoju. Dopiero tam chłopak mógł odetchnąć i pozwolić sercu na to, aby zabiło szybciej. Zalążek dziwnego strachu i niepokoju jak zawsze natchnął go w całości, karząc mu podejść do okna i otworzyć je na oścież, co też uczynił. Następnie oparł się o parapet i wychylił, łapiąc łapczywie oddech, aby się uspokoić. 

Czuł się, jakby niewidzialne ciernie oplotły jego szyję, odcinając dopływ tlenu. Pojawiały się za każdym razem, gdy był sam na sam z matką, której papierosy i alkohol wydawały się całkowicie wyżreć zmysły i zdrowy rozsądek. Dusił się w tym domu, z każdym dniem coraz ciężej łapiąc oddech. 

- Nathaniel, tata zaraz wróci! Chodź zrobić kolację! - krzyknęła do niego kobieta, na co chłopak mimowolnie zerknął na zegarek wiszący nad drzwiami jego pokoju. 

Jego matka znów pomyliła wieczór z porankiem. Z jej psychiką było znacznie gorzej niż z jego. 


Witam moje jelonki! Przepraszam że wczoraj nie było rozdziału, ale zawsze zapominam o tym, że wtorki nadchodzą tak szybko. Do tego zawsze budzę się z myślą, że muszę wstawić rozdział, ale potem odkładam to na wieczór i wychodzi jak wychodzi. Szczególnie teraz, gdy moje lenistwo jest doprawdy dotkliwe. Nieodpowiedzialne cholernie, ale i naprawdę ciężkie do powstrzymania. Mam nadzieję, że mi wybaczycie. Ten raz i pewnie wiele kolejnych, znając mnie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro