Rozdział 40
Poranek był słoneczny i spokojny. To naprawdę szczęście jak na porę roku, w której pogoda się buntuje. Grzmi i warczy, okrywa się szarością i powoli zabija liście, które najpierw są żywo czerwone i żółte, a potem spadają na ziemię i stają się jedynie wilgotną papką. Jesień była siostrą zimy, do której należał przykry obowiązek poinformowania świata, że musi się zbierać do snu.
- Cholera, nie mam weny. - przeklął Nathaniel, gryząc koniec od i tak uszkodzonego już ołówka.
Wyglądał trochę niczym zirytowany kocur, wyciągnięty na obrotowym krześle, zaraz przy blacie biurka przy recepcji.
- W takim razie nie rysuj, po co się zmuszać? Naszkicujesz coś jutro. Albo pojutrze. Nikomu tu się nie śpieszy. - blondyn wzruszył ramionami, opierając się bardziej o wezgłowie siedziska.
Siedzieli we dwójkę w zaskakująco cichym studiu, chłonąc wilgoć wpadającą przez otworzone na oścież drzwi. Było chłodno, ale chłód ten był przyjemny, orzeźwiający. Wkradał się niepostrzeżenie wraz z charakterystycznym zapachem jesieni. Obaj smakowali tę chwilę, rozkoszując się jej aromatem. Wyczuć się w nim dało słodką beztroskę i otępienie, jakby cały świat i wszystkie wszechświaty ich zupełnie nie obchodziły.
- Nie chcę tak po prostu siedzieć w miejscu. Szczególnie że mam dużo tatuaży do zrobienia... - lekko zacisnął dłoń na szkicowniku. - Ostatnio mówiłeś, że twoja mam znalazła pracę.
- Tak, najprawdopodobniej ją przyjmą. Z tego, co wiem, niezwykle pozytywnie zareagowali na jej CV. To bardzo dobry znak.
- Ach... To dobrze. - mimo że w jego reakcji nie było widać zbyt dużo entuzjazmu, naprawdę się cieszył. W końcu kobieta, która mu pomogła i pomagała do teraz w końcu zaczęła wychodzić na prostą. Przynajmniej tak mu się wydawało.
- A ty podobno ostatnio znalazłeś jakieś dobre mieszkania. - zagadnął okularnik, gdy między nimi pojawiła się chwila ciszy.
Była ona jednak nieprzyjemnie ponaglająca, jakby obaj chcieli powiedzieć zbyt dużo, a jednocześnie nie mieli na to pomysłu. Niemo wchodzili sobie w zdanie.
- Tak, znalazłem kilka ofert. Ale nic szczególnego, wszystko jest albo drogie, albo w okropnej okolicy, albo w opłakanym stanie. Wynajmując mieszkanie bardzo mocno na obrzeżach, będę wydawał na pociągi tyle, ile wyniosłaby opłata za mieszkanie bliżej centrum po odjęciu pieniędzy za klitkę na wybrzeżach. Poza tym nie chcę dojeżdżać nie wiadomo ile do pracy i na studia. A i żyć trzeba jakoś godnie. Najlepiej chyba by było znaleźć jakiegoś współlokatora, ale jeszcze nie wiem. Powinienem mieć do tego głowę, w końcu zaraz zaczyna się szkoła... Ale nie mam.
- Nie musisz mieć. Przecież nie wyganiamy cię, możesz zostać, ile będziesz potrzebował. Wybór mieszkania, szczególnie pierwszego, to bardzo ważna sprawa. Nie warto się w tej kwestii śpieszyć.
- Mimo to chciałabym się już wyprowadzić. Mieć własny kąt i nie obciążać twojej mamy. Co prawda płacę jej, ale mam wrażenie, że nie mówi mi całej prawdy odnośnie tego, ile kosztuje moje utrzymanie. Do tego wiem, że mieszkanie z kimś obcym na pewno nie jest szczytem jej marzeń. Dom to dość prywatna rzecz. - powiedział, mimo że dla niego dom to były jedynie chłodne cztery ściany. Z filmów i książek wiedział jednak, że dla niektórych było to jedyne miejsce, do jakiego mogli wracać. Do którego chętnie wracali. Chciał kiedyś stworzyć z kimś taki dom. - Ale cóż, nie smęćmy tak. Na wszystko przyjdzie pora. Wymyśliłeś już jakiś tatuaż dla mnie?
Rozchmurzył się, uśmiechając z rozbrajającą łagodnością. Dominik lubił, gdy Nathaniel tak robił, nawet jeśli najczęściej służyło to prędkiej, pozbawionej pytań zmianie tematu.
- Tatuaż? - zapytał z początku niemrawo, po czym poderwał się z miejsca. - Tak, tatuaż! Jak najbardziej wymyśliłem takowy!
- W takim razie nie widzę przeszkód w jego zrobieniu. Nie wygląda na to, abyśmy mieli mieć jeszcze dzisiaj klientów. Nawet jeśli jakiś się napatoczy, to chwilę poczeka. - także wstał, spokojniej jednak od swojego towarzysza. - Zróbmy to, w takim razie. Jestem gotów.
***
- To jakoś strasznie długo trwa. -zaczął marudzić brunet, rozglądając się na boki.
A może nie tyle rozglądać się, co kręcić głową wte i wewte. Miał na oczach czarną, aksamitną przepaskę zrobioną z krawata, jaki znaleźli w pokoju służbowym. Miał on powstrzymać Nathaniela przed patrzeniem na jego przyszły tatuaż, który linia po linii powstawał na jego nadgarstku. Pozbawiony zmysłu wzroku zaczął się jednak nudzić, szczególnie że Dominik w trakcie pracy nie był zbyt chętny do rozmów.
- Tatuaże zazwyczaj trwają długo, sam to robisz, więc powinieneś wiedzieć. Jak się panu coś nie podoba, to mogę przerwać w połowie i zostanie ci taki jaki jest. - wywrócił oczami, kolejny raz ścierając nadmiar tuszu ze wzoru. Nie był on zbyt duży, ale wymagający. Szczególnie dla jego niewprawionej jeszcze ręki. Co prawda szło mu coraz lepiej, jednak tworzenie tatuażu na skórze przyjaciela wymagało od niego jeszcze większego skupienia. - Ile ci skrzydła robili, co, aniołku?
- Kilka godzin. Ale to ogromny tatuaż, ty mi dziarasz tylko rękę. No i nie wiem, co to będzie, chcę zobaczyć już wzór.
Student znów przewrócił oczami. Miał wrażenie, że jego przyjaciel ma ADHD, o cierpliwości niczym u kilkuletniego dziecka nie wspominając. Musiał mu czasem wręcz przytrzymywać tę rękę, ponieważ chłopak, świadomy lub nie, wiercił się czasem zbyt bardzo.
- Zobaczysz. - mruknął krótko. - Nie stresujesz się, pozwalając totalnemu laikowi zrobić ci tatuaż? Staram się, ale nie gwarantuję, że będzie to wyglądać tak dobrze, jak twoje dzieła.
- Nie chodzi o to, aby wyglądało dobrze. Chcę mieć coś od ciebie.
- Mogłem kupić ci skarpetki, skoro tak ci na tym zależy.
- Nie rozumiesz. Chcę mieć od ciebie coś szczególnego, takiego tylko dla mnie, od serca. Nie musi być idealnie, chodzi o twój czas i pracę, jaką w to włożysz. Takie podarunki są najlepsze. - gdy o tym mówił, wydawał się w pewien sposób rozmarzony. Jakby czuł się niezwykle błogo, wypowiadając te słowa wydające się emanować ciepłem niczym letnie popołudnie. - Wiem, że starasz się aż za bardzo, ręka lekko ci się trzęsie. Przynajmniej tak mi się wydaje.
- Nie chciałbym zapewnić ci blizny do usuwania, tylko tatuaż, więc się staram. Doceń.
- Doceniam. - uciął krótko, po czym wyciągnął ostrożnie rękę przed siebie.
Dominik sądził, że w celu sięgnięcia po coś w kieszeniach lub pomacania otoczenia, tak, jakby możliwym było nagłe znalezienie się w zupełnie innej rzeczywistości. Jak się jednak okazało, jego ręka wylądowało nigdzie indziej, niż na włosach okularnika. Co prawda po omacku brunet o mało nie wydłubał mu na początku oczu, jednak chłopak specjalnie nachylił się lekko, aby ułatwić przyjacielowi zadanie. Odsunął też maszynkę, bo zgodnie z jego oczekiwaniami gest ten przyprawił go o szybsze bicie serca i dziwną wiotkość, co było jeszcze gorsze od nerwowego trzęsienia się. Mimo to dałby wiele, aby czuć na włosach jego dłoń trochę dłużej niż powinien.
***
- No... Chyba mogę uznać tatuaż za skończony. - oznajmił w końcu, jednak z lekką niepewnością.
Momenty dłużyły mu się w godziny, dni, miesiące, lata. Śmierć. Miał wrażenie, jakby jego serce stawało z każdą linią, która wydawała się krzywa. Z każdym kolorem, który wyglądał inaczej, niż w jego planach. Mimo to poczuł ulgę, kiedy ukończył tatuaż. Rzeczy już stworzonych nie można bardzo zmodyfikować, nie można też cofnąć. To jak słowo, które się rzekło.
- Nie gadaj, już?! - zapytał podekscytowany, jakby jeszcze chwilę temu nie marudził, że zbyt długo to trwa. - Pokaż!
Chłopak niechętnie odwiązał przepaskę, po czym pomógł przyjacielowi w zejściu z tatuatorskiej kozetki. Mimo bólu i długiego siedzenia wydał mu się zaskakująco rześki. A może to po prostu podekscytowanie tak działało na człowieka.
- Nie jest idealnie, trochę powyjeżdżałem przy płetwach poza linię. Ale bardzo się starałem i mam nadzieję, że ci się podoba. - powiedział, drapiąc się po karku.
Nathaniel tymczasem obserwował swoją nową ozdobę, która przedstawiała rybkę. Niby złotą, o ładnym kształcie i płetwach pofalowanych niczym chorągiewka na wietrze. Ale jednak zamiast olśniewającego złota, miała plamy w kolorze zieleni. Różne odcienie tego koloru mieszały się w jedną całość, która wydawała się lśnić.
- Rybka. - stwierdził po chwili z uśmiechem i dumą, jakby był pięciolatkiem, który po raz pierwszy odgadł, ile postawiono przed nim klocków.
- Tak, rybka. - kiwnął lekko nieśmiało głową.
- Zielona. - wymruczał w zamyśleniu. - Dlaczego zielona?
- Wiesz, pomyślałem o tym, że skoro faktycznie chcesz mieć coś ode mnie, to wplotę w tatuaż trochę siebie. Ryba to dość zwyczajny motyw, dlatego nadałem jej kolor moich oczu. Co prawda nieco go poprawiłem, bo sam nie mam takiej intensywnej zieleni, ale dalej jest to kolor podobny do moich oczu.
- Do twoich oczu... - spojrzał na tatuaż, a potem na oczy przyjaciela, jakby po to, aby upewnić się, że są zielone.
- Tak, moich oczu. Zresztą, ma to jeszcze trochę inne... No nie wiem... Zastosowanie? - zaczął, podwijając rękaw bluzy, jaką nosił już kilka dni.
Pod rękawem widniał tatuaż. Dość świeży, wykonany nieco niezgrabnie ręką mistrza na początku swojej drogi. Przedstawiał rybkę, taką samą jak ta należąca do Nathaniela. Tyle że jej plamy były niebieskie. Wiele odcieni niebieskiego mieszało się w coś równie lśniącego, jak ta przejmująca zieleń.
Zwierzęta były bliźniacze jakby z jednej rodziny, jednego stawu. Pochodzące z jednego miejsca i przez to niczym z jednej krwi. A jednak tak różne, w innych kolorach, mimo to tak współgrające ze sobą.
- Strasznie lubię twój kolor oczu. - wyznał Dominik z uśmiechem, gdy błękitne tęczówki omiotły jego twarz.
Tatuator nie wiedział, jak dobrze pokazać to, że był dogłębnie poruszony. Nawet nie wiedział, czy potrafi to zrobić. Po prostu w jednej chwili wydało mu się, że ten tatuaż znaczy dla niego wszystko i jeszcze więcej tak jak i sama osoba Dominika. Mieli obecnie ze sobą coś wspólnego. Coś więcej niż uczucia, smutki i mały, zagracony pokoik w zapyziałej dzielnicy Nowego Jorku. Z każdym dniem Nathaniel uświadamiał sobie, że gdy wydają się na skraju tego wszystkiego, coś łączy ich ze sobą jeszcze bardziej.
- To dobrze. Ja twój też. - odrzekł, nie kryjąc uśmiechu równie szczęśliwego, co ten przyjaciela.
Połączyć mogło ich coś jeszcze. Coś bardziej szczególnego od wspólnego mieszkania, wspólnego tatuażu i pierwszego spotkania, które miało być jednocześnie ostatnim. W tym momencie połączył ich także pocałunek, który smakował duchotą słonecznego południa, w którym dane im było się zobaczyć i zacząć potrzebować, nawet jeśli nie zdawali sobie z tego sprawy. Smakował spędzonymi wspólnie dniami, podczas których w parne popołudnia i ciche wieczory mogli na siebie liczyć. Smakował wspólnymi tragediami, radościami i wyznaniami, na jakie nigdy nie mogli się zdobyć w obecności innej niż swojej wzajemnie. Połączył ich bardziej niż to wszystko, co trudne lub szczęśliwe.
Po chwili jednak Nathaniel z niemałym żalem odsunął się, puszczając przy tym brodę Dominika, którą przy pocałunku lekko podniósł ku górze. Zdecydowanie ten gest zostanie w ich pamięci na długo niczym słodycz ciastek z pobliskiej piekarni i lodów spożywanych po każdym niedzielnym nabożeństwie. To była ich osobista słodycz.
- Poproszę, aby Scarlet nas dzisiaj zastąpiła. - zdecydował brunet, Dominik tymczasem z zaskoczeniem stwierdził, że nie ma ku temu nic przeciwko.
Witam moje jelonki! Przepraszam że wczoraj mnie nie było. Niestety miałam bardzo ciężki psychicznie dzień, publikacja rozdziału była mi bardzo nie po drodze. Prędko jednak nadrabiam, jak zawsze mając nadzieję, że się wam podoba.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro