Rozdział 4
Uniwersytet od rana tętnił życiem, goszcząc setki studentów pędzących na zajęcia. Przynajmniej tak było jeszcze z pół godziny temu, gdy większość wykładów się dopiero rozpoczynała. Obecnie na korytarzach były pustki i cisza przerywana zaledwie odgłosem kroków. Dominik prędko biegł przed siebie, mając nadzieję, że zdąży dotrzeć do klasy nim upłynie połowa lekcji. Był tak bardzo skupiony na tym punkcie, że nie zwracał uwagi na to, jak biegnie, ani kto idzie przed nim. Rzecz jasna łatwo było o wypadek, który już po chwili pokrzyżował plany zarówno jego, jak i chłopaka, z jakim się zderzył. W wyniku tego niefortunnego zdarzenia obaj znaleźli się na ziemi, natomiast papiery jakie niósł jeden z nich znalazły się wszędzie wokół. Najpierw z szoku ocknął się blondyn, który do tego zreflektował się i wstał, wyciągając dłoń w kierunku swojej ''ofiary''.
- Przepraszam, powinienem być uważniejszy. - zganił sam siebie i jednocześnie przeprosił, czekając, aż drugi poszkodowany przyjmie od niego pomoc.
W pierwszej kolejności jednak szatyn wziął z ziemi okulary, jakie przy upadku spadły mu z nosa, po czym założył je na siebie ponownie, dopiero wtedy podnosząc się przy drobnej pomocy Dominika. Gdy stanęli naprzeciw siebie wyprostowani, ich spojrzenia skrzyżowały się, a gdy to się stało, blondyn nie mógł otrząsnąć się ze swoistego szoku.
Stając z chłopakiem twarzą w twarz pewny był, że jest to jednak tatuażysta, z jakim poznał się zaledwie kilka dni wcześniej. Nie mógłby pomylić tych charakterystycznych rysów twarzy, skóry w niezwykle jasnym, trupio bladym odcieniu oraz szczupłych dłoni z jeszcze bardziej chudymi palcami, które z taką gracją chwytały maszynkę. Jedyne co mu się nie zgadzało to ubiór oraz brak kilku dodatków, które zastąpione zostały przez okulary w okrągłych oprawkach.
- Dlaczego nie mówiłeś, że chodzisz na ten uniwersytet? - oburzył się w pierwszej kolejności, zamiast zachować się w takiej sytuacji z kulturą i taktem. Jakby jednak nie patrzeć nie należał do grona ludzi taktownych. Wolał postępować w zgodzie ze swoimi myślami i uczuciami.
- Ale czy my się znamy? - Nathaniel udał niewiedzę, klękając, aby pozbierać z ziemi rozrzucone papiery.
Zadrukowane one były wykresami, tabelkami oraz nazwiskami uczniów. Nie wyglądało to jak dokumenty typowego studenta, więc Dominik domyślał się, że przerwał koledze z uczelni drogę do sekretariatu.
- Jasne, że tak! Weź nie rżnij głupa... - klęknął przy nim, pomagając sprzątać.
Jedna kartka, druga, trzecia. Powoli dokumenty wracały do stanu sprzed upadku, formując się z powrotem w schludną kupkę. Działo się to jednak na tyle prędko, że Dominik obawiał się, iż za chwilę będzie musiał pożegnać znajomego chłopaka. Z jednej strony byłoby to wskazane z uwagi na jego spóźnienie, z drugiej jednak chciał zapoznać się z Nathanielem na w miarę neutralnym gruncie. Szczególnie, że wydawało mu się, iż jest on na nim zupełnie inną osobą.
- Nikogo nie rżnę. - powiedział spokojnie brunet, biorąc kartki, gdy wszystkie znalazły się na swoim miejscu. - Uznajmy, że to nie miało miejsca. Wybaczam.
Rzekł, nie do końca świadomie poruszając lekko jednym z nadgarstków oraz zaciskając przy tym tą dłoń na trzymanych przez siebie kartkach. Gest ten nie umknął uwadze Dominika, który nie krył zmartwienia.
- Boli cię nadgarstek? - zapytał, nie dając chłopakowi tak szybko od siebie uciec.
- Tak, ale nie przejmuj się tym. Jest zapewne lekko obity. Założę się, że do końca lekcji mi przejdzie.
- Dobrze by jednak było, aby obejrzała go pielęgniarka. Nawet jeśli okaże się, że jest tak, jak mówisz, to jednak warto zrobić zbyt wiele niż zbyt mało. Szczególnie w pracy takiej jak twoja, gdzie mimo wszystko trochę pracuje się nadgarstkiem.
- Jestem stuprocentowo pewny, że nie ma takiej potrzeby. - wzbraniał się, mimo to dając się złapać za nieokaleczoną rękę, a następnie pociągnąć w stronę szkolnej higienistki.
- Będę czuł się spokojniejszy, jeśli mimo wszystko pójdziemy to sprawdzić. Szczególnie, że to przeze mnie jesteś w takim stanie. - upierał się, w ten sposób docierając z szatynem do gabinetu
Wystarczyło dwa razy zapukać, aby kilka sekund później znaleźć się w pomieszczeniu pełnym medykamentów, sterylnej bieli i nietypowego błękitu, jak i zapachu leków. Kobieta dobrze już znała Dominika z uwagi na to, że ten często pojawiał się w jej gabinecie ze swoimi kolegami wpadającymi na doprawdy idiotyczne pomysły. Nathaniela za to widziała po raz pierwszy i po krótkim przedstawieniu sytuacji przez swojego stałego bywalca szybko zajęła się poszkodowanym. W akompaniamencie syków bólu niezadowolonego pacjenta dokładnie obejrzała nadgarstek, w końcu stawiając diagnozę - był prawdopodobnie zwichnięty. W ten sposób Nathaniel dostał maść chłodzącą, bandaż oraz polecenie, aby został z Dominikiem, podczas gdy ta wyjdzie na chwilę coś załatwić.
- Jeszcze raz przepraszam. - odezwał się blondyn, składając ręce jak do modlitwy, gdy tylko zostali sami. - To chyba jednak trochę poważne...
- Bez obaw, wyliżę się z tego. Zwichnięcie czy nie, jestem wytrzymalszy niż się wydaje. - stwierdził pewnie, choć obecnie nie wyglądał na ''wytrzymałego''.
Z grzywką zakrywającą oczy, brakiem piercingu i w swetrze w którym tonął sprawiał wrażenie niezwykle kruchego i bezbronnego. Szczególnie wtedy, gdy patrzył na Dominika oczami w odcieniu jasnego błękitu, miejscami wpadającego w szary.
- I tak mi głupio. - blondyn podrapał się zakłopotany po karku. - Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Przynajmniej wiem, gdzie studiujesz.
- I to mnie przeraża. Jesteś potwornie dociekliwy jak na zwykłego klienta. - wzdrygnął się brunet. - Z jednej strony wiedziałem, że będąc w jednej grupie prędzej czy później się to wyda, ale miałem nadzieję potrzymać to jeszcze trochę w sekrecie.
- Od kiedy wiedziałeś, że jesteśmy w jednej grupie?
- Od kiedy przyszedłeś do mnie pierwszy raz na tatuaż. Wyglądałeś znajomo, do tego kojarzyłem imię i nazwisko. Z resztą kto by nie kojarzył szkolnej gwiazdki. - Nathaniel wyciągnął ręce, aby następnie zrobić puci puci jego, jak twierdził, ''ładnej buźce''. - Kto by pomyślał, dziarałem szkolną elitę. A taki niepozorny byłeś w studiu. Czyżby strach?
- Widzę, że chyba jednak nie czujesz się tak najgorzej. -prychnął blondyn, dając ugniatać się po twarzy. - Ty też nie przypominasz siebie z naszego pierwszego spotkania. Wyglądasz jak ten, którego zawsze gnębili w podstawówce.
- No cóż... Wygląda na to, że obaj siebie trochę nawzajem oszukaliśmy. - zabrał ręce, obejmując nimi nogi, które podciągnął do klatki piersiowej.
Fakt, obaj siebie oszukiwali. Lecz nie tylko siebie, a całe swoje otoczenie. Starannie zakładali maski i zmieniali się, wystawiając na widowisko wyćwiczoną wersję swojej osoby. Byli całkowicie inni i reprezentowali zupełnie odmienne strony, a mimo to mieli ze sobą wiele wspólnego. Aktorzy pierwszej klasy.
- O dziwo nie czuję się zawiedziony. Z tego co widzę mimo wszystko wygrywa u ciebie ta śmielsza strona. - przyznał Dominik. - Choć według mnie lepiej wyglądasz bez soczewek, zabijają cały urok i wyglądają potwornie sztucznie.
- To jest części mojego stylu i sposobu bycia, to ma wyglądać sztucznie i przyciągać wzrok. - fuknął, jakby zirytowany ignorancją swojego rozmówcy. - Tak samo jak cała reszta.
- Akurat kolczyki ci pasują. Tak samo ubiór. Tylko nie soczewki. I tak masz bardzo unikatowy kolor oczu. - wzruszył lekko ramionami.
- Mój Boże, będzie mi kolor oczu komplementował. - wstał z kozetki, zgarniając na ramię torbę. Tylko ona mu została. Z papierami Dominik szybko poleciał do sekretariatu, podczas gdy pielęgniarka opatrywała dłoń bruneta. - To trochę gejowe.
- Odezwał się ten, co nie wygląda ''gejowo''. - odgryzł mu się, przez co został pacnięty w łeb. Miał wrażenie, jakby Nathaniel czerpał radość z robienia mu krzywdy.
- Przemyśl swoje zachowanie, z szacunkiem do starszych. - pouczył go, z dowodu osobistego jaki Dominik dał mu przy zapisie na tatuaż wiedząc, że jest o rok starszy. - A teraz pozwól, że będę się zbierał. Za chwilę mam zajęcia.
- Chyba żartujesz, że w takim stanie chcesz iść na wykłady. Może nie stało się nic poważnego, ale już dzisiaj sobie odpuść, co? - ujął go za zdrowy nadgarstek, gdy jego towarzysz skierował się do wyjścia z gabinetu. - Jako sprawca tego wypadku czuję się zobligowany do tego, aby dopilnować byś już się dziś nie nadwyrężał.
- Naprawdę nic mi nie jest. - westchnął cicho, mimo to pozwalając trzymać się za nadgarstek.
Jego skóra była niezwykle gładka i zimna w porównaniu ze skórą Dominika, która miała ładny, kremowy odcień i biło od niej ciepło. Praktycznie jak dłoń wampira i zwykłego, szarego śmiertelnika. Niczym dwa odmienne światy, jakie sobą reprezentowali zarówno w szkole, jak i poza nią.
- Mimo to naprawdę nalegam. - uścisk na nadgarstku delikatnie się wzmocnił, jakby na znak, że chłopak nie puści go tak łatwo. - Może odprowadzę cię do domu, dobrze? A potem dam ci spokój. No, ewentualnie odbędziemy tą ostatnią sesję. Poprawisz mi tatuaż i obaj o sobie zapomnimy. Tego chcesz, no nie? Masz to na wyciągnięcie ręki.
Nathaniel na te słowa przygryzł dolną wargę, zastanawiając się gorączkowo. Tymczasem uścisk na jego nadgarstku wydawał się palić żywym ogniem, przypominając mu natrętnie, że nigdzie nie może się ruszyć. Uścisk, jaki można było przerwać, który wydawał się jednak dla niego obecnie niezniszczalny. Jakby związał go z Dominikiem na wieki.
- Jesteś tak potwornie upierdliwy. - jęknął zirytowany, wyszarpując rękę i jednocześnie mówiąc: - Dam ci się teraz odprowadzić do domu, a ty mi dasz potem spokój, jasne?
- Się wie! - odpowiedział od razu ochoczo blondyn, łapiąc go pod rękę, co zostało skwitowane jedynie teatralnym przewróceniem oczami.
Witam moje jelonki! Mamy kolejny piękny wtorek i nawet jeśli chorobowo umieram (pierwszy raz od niepamiętnych czasów) to rad jestem, że po fali afrykańskich upałów w końcu przyszło mi oglądać deszcz. Sądzę, że mimo, iż deszcz utożsamiany jest ze smutkiem i przygnębieniem, budzić powinien raczej pozytywne uczucia. W końcu daje roślinom odetchnąć, zwierzętom się napić, a ludziom zaznać uroków przejrzystego powietrza i melodii lepszej od jakichkolwiek utworów. Przynajmniej ja postrzegam go w ten sposób.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro