Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 37


Wczorajsza noc była dla Nathaniela niczym koszmar, z którego wydawał się otrząsnąć już nad ranem. Wstał i przez chwilę nie wiedział, gdzie jest i co się dzieje, jednak widok śpiącego obok Dominika przywołał wszystkie wspomnienia. Nie wiedział jakim cudem przeszedł to wszystko i potem tak po prostu zasnął. A teraz jakby nigdy nic siedział przy śniadaniu wraz z rodziną przyjaciela-jego siostrą Ann i blondwłosą kobietą, która była matką tej dwójki.

Wszyscy wydawali się w pewien sposób wykończeni i niepewni. Odliczali kolejne sekundy głuchej ciszy przerywanej jedynie odgłosem sztućców stukających o naczynia. Ktoś mieszał herbatę, ktoś inny smarował chleb. Poranna rutyna wielu domów, w tym przypadku jednak obca i pełna niewiadomych. Jedyną osobą, która wydawała się dobrze bawić, była Ann. Dziewczynka wesoło jadła płatki, nie krępując się obecnością chłopaka, którego widziała zaledwie drugi raz w życiu. Ale w jej dziecięcym umyśle musiał być kimś ważnym i w pewien sposób bezpiecznym, skoro znał się z jej bratem.

- Otworzysz? - zapytała w pewnym momencie osoby siedzącej najbliżej, czyli wspomnianego wcześniej bruneta. Podsunęła mu przy tym pod nos serek waniliowy z wieczkiem problematycznym dla drobnych, niewprawionych jeszcze rąk.

To wydawało się zniszczyć swego rodzaju bańkę otaczającą stół. Ludzie przy nim znów zaczęli żyć. Co za tym idzie w czasie gdy Nathaniel otwierał dla dziewczynki smakołyk, odezwała się pani tego domu.

- Więc mówisz, że chciałbyś na trochę zostać...

''Zostać na trochę'' to jedyna wersja, jaką znał Dominik i jaką chwilę po powrocie z pracy poznała jego matka. Nathaniel właśnie tyle im powiedział. Jakoś w całym tym amoku i przygnębieniu poprzedniego wieczoru nie było miejsca na szczegółową opowieść. Tatuator pozostał więc jedynie zbłąkanym młodym człowiekiem balansującym po cienkiej, życiowej linii. Od blondynki w dużej mierze zależało czy chłopak poleci w dół, czy może weźmie kredyt zaufania i pozostanie w górze.

- Zgadza się. To nie powinno potrwać długo. Mam drobne problemy rodzinne, przez które musiałem niespodziewanie opuścić dom, ale jestem na dobrej drodze do stanięcia na nogi. - powiedział, oddając dziewczynce serek.

Jego słowa wywołały w kobiecie dziwne uczucie czegoś znajomego. Instynktownie spojrzała na syna i doszło do niej, że to uczucie spowodowane jest tym, że jej latorośl także miała ciężkie dzieciństwo. Jednak okularnik mógł liczyć na jej wsparcie, Nathaniel najwyraźniej nie miał nikogo innego, skoro zwracał się z tą prośbą do niej. ''Biedne dziecko. I przyjaciel Dominika. Czy mogę mu odmówić?'', pomyślała, nim zdążyła znaleźć powody do nieudzielenia schronienia.

- Chcę ci pomóc z całego serca. I zrobię to. Ale musisz wiedzieć, że nie mamy zbyt dużo pieniędzy, nie będziesz mógł mieszkać tu bardzo długo... - zaczęła, jednak chłopak wtrącił się niegrzecznie, czując, że musi zareagować.

- Rzecz jasna będę płacił za swoje utrzymanie. Mam pracę, nie wyobrażam sobie mieszkać u pani za darmo. Będę płacił wszystko na bieżąco.

Przyrzekł, wiedząc, że nie warto robić sobie dłużników. Do tego nie lubił korzystać z czyjejś nadmiernej życzliwości z uwagi jedynie na swoje sumienie. Nie chciał wykorzystywać kobiety, która właśnie dała mu szansę na ogarnięcie się i jakikolwiek start. Nie tak dobry, jak podejrzewał, ale przez najbliższy czas nie będzie martwił się o dach nad głową. Szczególnie teraz, gdy za chwilę zacznie się szkoła, a on będzie miał pełno innych rzeczy na głowie.

- W takim razie witaj w domu. - powiedziała z serdecznym uśmiechem. Dom to miejsce, do którego można wracać, więc chyba nazwanie w ten sposób obecnego lokum Nathaniela było dobrym pomysłem. Szczególnie że obecnie wydawało mu się, że to miejsce, do którego nie tylko może wracać, ale i chce. Nareszcie coś w guście oazy spokoju. - Pij kakao, póki ciepłe.

***

Mieszkanie Nathaniela pachniało jak zawsze-alkoholem i stęchliznom. Obecnie także kurzem i wczorajszą awanturą, choć to mogło się akurat brunetowi jedynie wydawać. Tak samo, jak wydawać mu się mogły krzyki odbijające wciąż od ścian, jakby zatrzymane w czasie. Gubił się powoli w swoich wyobrażeniach, które niczym warkocz przeplatane były rzeczywistością i przeszłością.

- Więc... Dlaczego wczoraj do mnie przyszedłeś? Co się dokładnie wydarzyło? - Dominik oparł się o framugę drzwi, patrząc na to, jak jego przyjaciel pakuje swoje rzeczy.

Do plecaka leciały różne ważne drobiazgi, ubranie wybrane niedbale i książki czytane tak często, że ich grzbiety pomarszczone były niczym twarz starca. Zapewne dla Nathaniela były na tyle wartościowe, że musiał zabrać je ze sobą. Prawdopodobnie jeden z ostatnich jak nie ostatni raz, gdy są we dwójkę w tym mieszkaniu. Póki rodziców bruneta nie ma. Póki w spokoju może poukładać choć trochę przedmioty zebrane w ciągu swojego dość krótkiego życia. Posegregować na te ważniejsze i te mniej ważne, nawet jeśli kiedyś nie wyobrażał stracić choćby jednego ołówka.

- Miałem drobną kłótnię z rodzicami. - odrzekł, czując, jak metka z koszulki przyjaciela drapie go w szyję.

Nie miał nic, więc ubrania na ten dzień znów pożyczył od Dominika. Mimo to nie umiał wyczuć jego kojącego zapachu zabijanego sukcesywnie przez fetor straconych, dziecięcych lat, jaki panował w pomieszczeniu.

- Drobne kłótnie z rodzicami nie powodują, że ich dzieci nie mają już domu. Do tego te rany... Ostatnio cały czas przychodziłeś do pracy z jakimiś siniakami, otarciami, skaleczeniami. Nie było to przypadkowe, prawda? To wszystko było związane z twoim domem.

Łączył kropki, czując, że wyłoni się z nich obrazek, którego nie chciał zobaczyć. Od dawna coś podejrzewał, ale wolał zamilknąć i przyglądać się jedynie temu, co podsuwano mu praktycznie pod nos. Być może jeszcze bardziej od Nathaniela bał się co będzie, gdy prawda wyjdzie na jaw. Ujawnianie takich rzeczy zazwyczaj prowadziło do tego, że trzeba było coś z nimi zrobić. Ulżyć sobie i jednocześnie wpaść w pasmo bezradności i łaski innych, którzy musieli uwierzyć i pomoc. Przemoc w domu, szczególnie takim jak Nathaniela, nigdy nie jest po prostu pójściem i zgłoszeniem na policję.

- Być może były związane z domem. A może nie. Nie zaprzątaj sobie tym głowy. Póki co wszystko ze mną dobrze i tyle wystarczy. - mruknął, domykając ledwie plecak, w który spakował dwadzieścia lat spędzonych na tym świecie. Oszczędny bagaż jak na zaczęcie nowego życia, ale na tyle było go stać w tym momencie.

- Jest tak dobrze, że o mało nie wylądowałeś pod mostem. Wiem, że twoje rany to nie mógł być przypadek. Nie mógł. Więc to twoi rodzice, prawda?

Dominik złapał się za głowę i zacisnął dłonie na włosach, czując, jak świadomość jego słów go przytłacza. ''Mój Boże, jego rodzice robili mu krzywdę, a ja byłem na to ślepy''. Ta myśl sparaliżowała wszystkie inne i przyprawiła go o dodatkowy ból głowy.

Nathaniel tymczasem, widząc to, podszedł gwałtownie do przyjaciela i odsunął jego ręce od głowy. Mógł godzić się na wiele rzeczy, ale nie na taką rozpacz. Nie z jego powodu.

- Już dobrze, rozumiesz? Wszystko okej, nic się nie dzieje. Nie musisz się już tym przejmować sprawa rozwiązana.

- Nathaniel... - zaczął chłopak tonem, który nie zwiastował tego, jak bardzo kolejne słowa dotkną jego przyjaciela. - Obiecaliśmy sobie pomóc, pamiętasz? Wtedy, w parku, gdy obaj odkryliśmy przed sobą kawałek przeszłości. Było to dla mnie tak ciężkie, że myślałem, że wraz z wyjawieniem tego komukolwiek umrę. Ale przy tobie poszło mi to zaskakująco lekko, bo wiem, że jesteś inny niż ludzie, których spotkałem na swojej drodze. Wiem, że zrobisz wszystko, aby więcej nie spotkało mnie to, co wcześniej. Chcę zrobić dla ciebie to samo. Chcę cię chronić i pomóc ci ze wszystkim, co się wydarzyło. Ale ty musisz mi zaufać i uwierzyć, że wyprowadzę cię na prostą.

Powiedział zrozpaczony do tego stopnia, jakby zaraz miał pogrążyć się na dobre w rozpaczy. Niczym szczeniak skomlał o to, aby Nathaniel pozwolił sobie pomóc i już więcej nie walczył sam. Był gotów błagać go na kolanach o zdradzenie tych kilku sekretów. I nie uważałby tego za poświęcenie, a jedynie za nieistotny element ratowanie przyjaciela. Nathaniel tonął w jego oczach, więc blondyn zrobiłby wszystko w zamian za koło ratunkowe.

Tatuator tymczasem patrzył na tą czystą bezradność i nie wiedział, co ma zrobić. Zdradzać swoje najgorsze wspomnienia, pocieszać, czy może uciec jak najdalej stąd i udawać, że ostatnie miesiące nigdy się nie wydarzyły. Że nie poznał Dominika, który obecnie wyciągał do niego pomocną dłoń i nie mógł być tacy jak inni. Wyłamywał się z ram osób, jakie skrzywdziły Nathaniela. Wyłamywał się z każdych ram, jakie Nathaniel dotychczas poznał. Chyba to go w nim najbardziej od początku niepokoiło i fascynowało jednocześnie. Nie umiał nigdzie go przyporządkować, wrzucić do worka z napisem ''fałszywy'' lub ''prawdziwy'', ''dziwny'' lub ''całkowicie zwyczajny''. Dominik tymczasem stał przed nim i czekał na jakiś gest, który świadczyłby o tym, że wygrał i może pomóc.

Nathaniel otworzył usta.

I zamknął je.

Nie umiał powiedzieć mu o domu z taką łatwością, jak mówił o szkole. Nie wiedział czemu, ale zaschło w ustach, a zdania układane w głowie stały się rozmyte, nieczytelne. Nie wiedział, czy potrzebował czasu, terapii, chwili wytchnienia, czy odbycia rozmowy samemu ze sobą, aby dowiedzieć się, jak się zachować. Co mówić. Jak przedstawić to, co przeszedł. Więc po prostu zamilkł. A potem złapał Dominika za dłoń i zaczął prowadzić go w kierunku drzwi wejściowych.

- Rodzice mogą wrócić wcześniej z pracy, lepiej się zbierajmy. - rzekł, jak zawsze uciekając, gdy coś go przerastało.

Wiedział jednak, że nie da się wiecznie uciekać i Dominik kiedyś się tym zniecierpliwi. Obaj się zmęczą i zaczną frustrować, bo nie można iść naprzód, zostawiając drugą osobę w tyle. Mieli sobie pomóc i to na dobrą sprawę nie tylko w kwestii szkoły, ale i życia, które wymsknęło im się z rąk. Ale jak układać puzzle, gdy każdy kawałek wydaje się z innej łamigłówki, a na koniec i tak dzieło rozpada nam się w rękach? Przynajmniej tak teraz czuł się Nathaniel. Jak niepasująca do siebie, rozwalona układanka


Witam moje jelonki! Piszę do was w dniu przedłużenia nauki zdalnej-czeka mnie dodatkowy prawie miesiąc siedzenia na tyłku w otoczeniu książek, mang i laptopa, który jedynie czeka na to, aby napisać na nim nowe rozdziały. Jest dobrze, moi drodzy. Oby się to tylko do czerwca nie przeciągnęło bo tak długie zdalne już jest trochę nie tego. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro