Rozdział 36
Dla większości dzieci wychowujących się w patologii powrót do domu to katorga. Bardzo często wolą siedzieć, chociażby w szkole, ewentualnie spędzać czas na zajęciach z przyjaciółmi czy poza domem, daleko od trosk i nałogów rodziców. Nathaniel co prawda nie był już dzieckiem i nauczył się, że uciekanie od problemów nie popłaca, jednak bał się wracać tak samo, jak dziesięć lat temu. W ostatnim czasie alkoholizm jego rodziców urósł do tak ogromnej skali, że nigdy nie mógł zgadnąć, co zastanie w domu. Tym razem miało być to coś naprawdę przykrego.
Po powrocie do mieszkania nie zdziwił go zapach tytoniu i alkoholu unoszący się w powietrzu. Nie zdziwił go odgłos wieczornych wiadomości, które przerywane były pomrukami dezaprobaty i przekleństwami. Ominął więc salon i pognał do swojego pokoju, szczelnie zamykając drzwi. Choć przez chwilę poczuł się bezpiecznie, wiedząc, że raczej nikt nie będzie do niego zaglądał. To był jego azyl. Przynajmniej tak sądził do czasu, aż nie wyjął ze swojej tajnej skrytki puszki, którą następnie otworzył i zastał... Nic. Wpatrywał on się przez chwilę w przedmiot, na którego dnie hałasowało kilka marnych centów. Zniknęły. Pieniądze, które zbierał od dawna, po prostu wyparowały. A raczej to by zrobiły, gdyby życie było bajką lub snem. W rzeczywistości pieniądze zostały zabrane, a Nathaniel domyślał się przez kogo.
Rzucił on puszkę, z której wysypały się obtarte monety, po czym opuścił pokój, trzaskając drzwiami, a nie zamykając ich za sobą cicho, jak to zrobił przedtem. Pokierował się następnie prosto do salonu, gdzie siedziała dwójka jego rodziców wpatrująca się bezczynnie w ekran. Tatuażysta miał nadzieję, że pieniądze się jeszcze znajdą, gdyby nie fakt, że zobaczył na stole i wokół kanapy wiele butelek po alkoholu, paczek z papierosami i opakowań po jedzeniu zamówionym w drogiej knajpie. Wiedział, że już nie zobaczy swoich oszczędności i szczerze mówiąc, nie wiedział, co zrobić w takiej sytuacji. Już tak dawno nie kłócił się z rodzicami, że zapomniał, jak to jest i jak to w ogóle robić. Wszystkie ich sprzeczki kończyły się na kilku ostrych zdaniach, ale w tym momencie będzie to prawdziwy armagedon.
- Gdzie moje pieniądze? - zapytał z chłodem i pogardą, jakiej się nie spodziewał. Nawet jeśli złość, bezradność i niedowierzanie mieszały się w jego umyśle w coś niebezpiecznego.
- Pieniądze? Masz czelność upominać się o jakiekolwiek pieniądze? - mężczyzna wstał ciężko z fotela, ledwie trzymając się na nogach. Jego zakrwione oczy osadzone w wąskich oczodołach prześwietlały syna na wylot. - Jesteś już, do kurwy nędzy, dorosły. Utrzymujemy cię przez tyle czasu, że powinieneś nas za to całować po rękach.
- Macie mnie, cholera, obowiązek utrzymywać, dopóki się nie usamodzielnię. Płacicie za cholerny prąd i wodę w tym mieszkaniu, ale wszystko inne kupuję sobie sam. Gdzie są moje pieprzone pieniądze? Zakładam, że przepite i wydane na inne pierdoły. - warknął, czując, jak delikatnie drży. Stracone. Wszystko, co w ostatnim czasie planował, przepadło. Już dawno mógł przerzucić pieniądze na konto w banku, był idiotą, trzymając je w takim miejscu.
- Co ci kurwa nie pasuje? Zrobiliśmy dla ciebie wszystko, co mogliśmy. Jesteś na tym świecie tylko z naszej cholernej woli. Tyle dla ciebie przeszliśmy, szczególnie twoja matka. - kobieta wydawała się niewzruszona. Dolała sobie wódki i umoczyła spierzchnięte usta w alkoholu, udając, że sprzeczka nie utrudnia jej oglądania wiadomości. - A ty... Ty jeszcze śmiesz robić awantury o kilka stów? Wracaj lepiej do pokoju i się nie upokarzaj.
- Kilka tysięcy! To były pieprzone tysiące, jakich ty nigdy byś nie odłożył, bo jesteś cholernym pijakiem bez żadnej wizji na siebie. Naprawdę mi przykro, że nie mieliście pieniędzy lub odwagi na skrobankę, ale nie męczyłbym was długo, gdybym miał w tym momencie moje cholerne pieniądze, obdartusie!
Krzyczał. Nie wiedział ile ani jak bardzo, zasychało mu w ustach i gardło paliło go jak szalone, ale wciąż krzyczał. Ojciec też krzyczał i wyklinał. Matka siedziała i piła spokojnie, odcinając się od tego wszystkiego, jakby jej nie dotyczyło. Nie widziała, jak mężczyzna któryś już raz w ciągu ostatnich kilku miesięcy podnosi rękę na jej dziecko. A potem idzie do pokoju syna i rzuca w niego telefonem, portfelem i dokumentami, a potem, nim chłopak wszystkiego pozbiera, chwyta go za kołnierz i ciągnie do przedpokoju. Nie zwracała uwagi na ich krzyki, które zlały się w jedno, będąc jednym głośnym skowytem bólu i rozpaczy.
Udawała, że nie widzi, jak jej syn zostaje wypchniętymi z mieszkania i ląduje na ziemi, mimo to dalej przekrzykując się z ojcem. Ich głosy niosły się po pustej klatce schodowej, przerywając nocną ciszę. Zapewne ktoś zadzwoniłby na policję, gdyby nie to, że po krótkiej chwili mężczyzn trzasnął drzwiami, odgradzając się od swojego jedynego dziecka.
Nathaniel tymczasem siedział na ziemi w otoczeniu kilku swoich drobiazgów i oddychał ciężko, czując, jak dudni mu w uszach od głośnych dźwięków. Cisza wydała się jakaś okrutna i głucha, głośniejsza od tego pełnego agresji darcia. Już nie krzyczał, ale czuł, że to robił, bo gardło cholernie go paliło. Paliły go też policzki. Paliły go oczy, w których błyszczały łzy, ale nie płakał. Przynajmniej taką miał nadzieję, bo nie potrafił określić co się z nim dokładnie dzieje. Co go boli, co go piecze, co krwawi.
Wiedział, że problem, co robić dalej właśnie rozwiązał się sam. Był obecnie bezdomny.
***
Ta noc dla Dominika była ciężka. Od wczesnego wieczoru aż do nocy czuł dziwny niepokój, przez który mimo chęci nie zmrużył oka. Nie potrafił, choć wiedział, że powinien wyspać się na jutro do pracy. Jako jednak, że nie spał, od razu usłyszał ciche pukanie do drzwi. Najpierw jedno, krótkie, wydające się pomyłką lub żartem. Ale po kilku sekundkach odgłos się powtórzył, utwierdzając Dominika w tym, że ktoś faktycznie chce zostać gościem lokatorów tego mieszkania.
Ale kto by przyszedł w nocy?
Blondyn przełknął głośno ślinę, a wraz z nią niepewność, po czym udał się do przedpokoju i ostrożnie uchylił drzwi. Zdziwił się, widząc osobę za nimi, ale i momentalnie otworzył je na oścież.
- Nathaniel? - zapytał niepewnie, bo, mimo że miał pewność, że to jego przyjaciel, to jednak nie przypominał on siebie.
Roztargane włosy, rozciągnięta bluzka, oczy zaczerwienione niczym po płaczu, ale nie do końca. Wiadomo było od razu, że stało się coś niedobrego.
- Mogę się u ciebie na chwilę zatrzymać? - zapytał cicho, wiedząc, że każdy głośniejszy dźwięk będzie ledwie zrozumiany przez chrypę. - Chociaż na jedną noc.
- Mogłeś powiedzieć, jeśli się stęskniłeś i chciałeś u mnie nocować. - wpuścił go do środka, zamykając następnie drzwi. Przyjął go pod swój dach, pierwszy raz w życiu.
- Nie, nie... Nie o to do końca chodzi. Po prostu... Chwilowo jestem bezdomny. - odrzekł, zdejmując buty.
Czuł ciepło i zapach. Zapach mieszkania i zapach Dominika. To ta specyficzna woń, którą ma każda rodzina. Poczuł się dziwnie spokojnie po znalezieniu w miejscu, jakim zazwyczaj pachniał jego przyjaciel.
- Nie gadaj... - szepnął z niedowierzaniem. Biorąc pod uwagę to, że chłopak był poturbowany i w środku nocy nie miał gdzie się zatrzymać, czyniło wiadomym, że raczej nie opuścił domu rodzinnego z własnej woli. - Dlaczego? Co się stało?
- Ja... Nie wiem. Nie mam pojęcia. Nie umiem teraz myśleć racjonalnie, przepraszam. - przetarł twarz dłońmi.
Dominik nie mógł na to patrzeć. I czuł, że nie mógł pytać. Po prostu złapał tatuatora za dłoń i zaczął powoli prowadzić przez niezbyt duże mieszkanie.
- Tylko musisz być cicho, moja siostra śpi w pokoju obok. - uprzedził, powoli wprowadzając go do swojego królestwa.
Nathaniel zapewne w normalnych okolicznościach ekscytowałby się takim awansem w ich znajomości, jednak obecnie rozejrzał się po prostu, przez dłuższy czas zawieszając wzrok na półce z książkami. Były poukładane równo. U Dominika był ład. Prawdziwy, niezwariowany ład. Być może kiedyś Nathaniel się z tym ładem polubi, na razie chętnie poprzestawiałby te książki.
- Siadaj, dam ci coś zaraz na przebranie. - powiedział, wskazując na łóżko, na którym brunet chętnie usiadł.
Pomyślał o tym, że to naprawdę miękkie łóżko i chętnie położyłby się na nim i zasnął. Ale to nie ładnie tak po prostu zasypiać chwilę po tym, jak przyjaciel przyjął nas pod swój dach i chce otoczyć opieką. Co za tym idzie, mimo zmęczenie czekał on cierpliwie, jednak gdy chłopak wrócił z ciuchami do spania, błękitnooki stwierdził po prostu:
- Nie mam siły.
W związku z tym został przebrany, będąc obecnie niczym pluszowa lalka, z którą można było zrobić, co tylko się chciało. Nie przeszkadzało mu to jednak. Nie przeszkadzał mu także wyraz twarzy jego towarzysza, który pokazywał czyste zatroskanie.
- Nie będzie ci przeszkadzało, jeśli będziemy spać razem? Ann śpi w sypialni, a kanapa jest niewygodna. Będzie cię po niej bolał kręgosłup.
- Nie ma sprawy, możemy spać razem. - mruknął, układając się na łóżku i włażąc pod kolorową kołdrę.
Po chwili dołączył do niego Dominik, przez co obaj wylądowali na tym wąskim posłaniu. Wiele osób w pewnym wieku chce podwójne łóżka lub wygodne, rozkładane kanapy na wypadek znalezienia kiedyś drugiej połówki lub na nocki z przyjaciółmi. Ale nie Dominik. W końcu, po co mu większe łóżko, skoro zawsze był sam? Ewentualnie czasem spał z siostrą, jeśli ta miała zły sen, a ich mama była w tym czasie w pracy. Wtedy łóżko wystarczało. Obecnie leżąc w nim z Nathanielem, przylegał do jego boku, słysząc każdy oddech bruneta.
Oddechy z początku zwykłe, potem jednak znacznie bardziej miarowe i spokojne. Blondyn przekręcił się na bok i przez chwilę przypatrywał śpiącemu przyjacielowi, czując, że nie może się od tego widoku oderwać. Nathaniel był inny niż zazwyczaj, znacznie bardziej zmarnowany. Nawet przez sen wydawał się męczyć, choć wyglądał na spokojnego. Dominik poczuł w związku z tym straszną bezsilność, nie wiedząc nawet skąd ten stan u jego przyjaciela.
Nie każdej nocy ktoś przychodzi do ciebie i prosi o schronienie ''choćby na jedną noc''. Nie wygląda niczym cień siebie i nie wydaje się tak zmęczony, jakby miał usnąć i już się nie obudzić. O nie, to musiało być wywołane czymś strasznym. Dominik nie chciał sobie chyba tego nawet wyobrażać.
- Co się stało, Nathaniel, co? - szepnął cicho, lekko przejeżdżając palcem wskazując po policzku przyjaciela.
Był zimny, choć gdzieś tam daleko pod skórą dało się wyczuć niedawny żar nerwów, paniki i bólu. Dominik musiał dowiedzieć się co to za złe emocje i czym wywołane, ale nie teraz. Teraz jedyne co mógł dla niego zrobić to otulić bardziej kołdrą, pogłaskać po skołtunionych włosach i zgasić lampkę nocną, godząc się z tym, że ich pierwsze wspólne spanie razem nie jest okraszone żadnymi zabawnymi uwagami Nathaniela. Pierwszy raz był on kimś innym niż tym wesołym, zwariowanym artystą, który zna odpowiedzi na wszystkie pytania i posiada równie dużo ciętych ripost. Dominik czuł, że zobaczenie Nathaniela po raz pierwszy w tak marnym stanie jest zarówno bolesnym, jak i kolejnym przełomowym momentem ich relacji.
Witam moje jelonki! Dzisiejszy rozdział jest nie dość, że spóźniony, to smutny. Ale lubię go. Lubię go na tyle, na ile go pamiętam, ponieważ przed publikacją tym razem nie pokusiłam się o ponowne przeczytanie. To zaskakujące, że w danym okresie żyję pewną historią, a kilka miesięcy później, gdy ją skończę, jest ona już częścią przeszłości. Być może tak też jest w życiu. Angażujemy się w coś w całości, aby za jakiś czas nie pamiętać, że nasze serce przez chwilę biło w unikalnym rytmie danej chwili.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro