Rozdział 3
- Witam cię serdecznie. Co sprowadza cię ponownie w moje skromne progi? - już od wejścia na Dominika czekał uśmiechnięty od ucha do ucha Nathaniel, który po usłyszeniu dzwonka przy drzwiach od razu zwrócił tam wzrok.
Zamknął przy tym szkicownik i wstał, aby następnie otoczyć blondyna ramieniem. Chłopak poczuł się przez chwilę jak te cztery dni dni temu, gdy to w takim samym przyjaznym geście został poprowadzony na kozetkę do tatuażu, aby pierwszy raz ozdobić swoje ciało w ten sposób.
- Miałbym do ciebie pewną prośbę. - mruknął nieśmiało, trzymając dłonie w kieszeniach przydużej bluzy.
- Prośbę? Czyżbyś już tak bardzo stęsknił się za uczuciem podczas robienia tatuażu? Przykro mi, ale mam zajęte wszystkie najbliższe terminy. Nawet znajomość i twoja ładna buźka tutaj nie pomoże. - poklepał go po policzku, sadzając następnie na wspomnianym wcześniej siedzisku, ale i leżysku, gdy odpowiednio zgięło się oparcie.
- Nie, niestety chodzi o coś innego. - mruknął chłopak, po czym niepewnie podwinął do góry rękaw bluzy, ukazując zrobiony niedawno tatuaż.
Nathaniel od razu złapał go za nadgarstek i obejrzał wzór na jego przedramieniu, który mało przypominał to, z czym student wyszedł ze studia. Obrazek był znacznie bardziej rozmazany, kontury wydawały się wręcz porozpływać. Do tego malutkie elementy nie przypominały już tego, czym były wcześniej, stając się jedynie rozmazanymi plamami. Mimo nowej folii i tak widać było pod nią odrobinę krwi i tuszu.
- Ale się urządziłeś. A miałeś dokładną instrukcję jak postępować ze świeżym tatuażem. - brunet pokręcił głową, puszczając jego rękę. - Do poprawki.
- Nie da się tego odratować póki co chociaż trochę? Chyba nie jest... Tak... Tragicznie? - Dominik lekko przekręcił głowę na bok, chcąc samego siebie oszukać, że sytuacja faktycznie nie jest najgorsza. Niestety była.
- Nie. Tatuaż to nie zabawka, to wzór który będziesz nosił prawdopodobnie przez całe życie. Trzeba o niego dbać, szczególnie, gdy się goi. Nie wierzę, że przyszedłeś do mnie po zaledwie czterech dniach i to z czymś takim.
Ciężkim westchnięciom nie było końca, gdy Nathaniel szukał czegoś po szafkach, kątem oka zerkając jednak na swojego klienta. Klienta, który czuł się niezwykle niezręcznie w sytuacji, do której jednak sam doprowadził.
- Przemyję ci to czymś. Poza tym zobaczę jak to dokładnie wygląda. - bardziej oznajmił niż zapytał, przysuwając sobie do kozetki stołek na kółkach, na którym następnie zajął miejsce. - Jakim cudem do tego doszło?
Zapytał, najpierw zdejmując folię, aby potem zacząć przemywać tatuaż różnymi specyfikami. Wydawał się robić to automatycznie, w głowie jednak snując najróżniejsze myśli. Dominik założyłby się, że jedną z nich jest to, jak zaradzić temu dramatowi.
- Miałem kontakt z wodą, niefortunnie zostałem do niej wepchnięty. Ponadto trochę mi się wypiło. - blondyn podrapał się nerwowo po karku drugą ręką, dostając przy tym pstryczka w nos od swojego tatuatora.
- Miałeś w ulotce ile musisz się wstrzymać od obu tych rzeczy. Dzieciaki są okropne. - wymruczał pod nosem brunet, zaczesując do tyłu grzywkę.
Przez ten gest wszystkie włosy cofnęły się lekko do tyłu, ukazując dzięki temu w pełnej okazałości jego kolczyki. Sporo srebrnych labretów i podkówek, które połyskiwały w blasku słońca. Tego dnia jego oczy również były ubarwione przez soczewki, a Dominik pierwszy raz pomyślał, że przypomina on wyglądem tych wszystkich ludzi ze szkoły, którzy należeli do elity. Nawet charakterem nie różnił się od nich wiele. Założyłby się, że w miejscu w którym brunet się uczy, robi on furorę.
- Dzieciaki? Z tego co wiem obaj jesteśmy studentami, więc to trochę słabe określenie. - mruknął pod nosem. - Swoją drogą ostatnim razem nie powiedziałeś mi na jaką chodzisz uczelnię.
- Czy to ważne? To tylko szkoła. Teraz chodzę do takiej, a już jutro mogę do innej. To mało potrzebna informacja.
- Mam wrażenie, jakbyś usilnie wymigiwał się od odpowiedzi.
- Tak, to dokładnie robię. - przyznał mu rację, z radością obserwując naburmuszoną twarz swojego klienta. - Nie widzę sensu w udzielaniu odpowiedzi na takie pytania akurat tobie. Nie wiem, czy nie jesteś jakimś stalkerem, czy coś. Poza tym raczej nie spouchwalam się w taki sposób z klientami.
- Ale w każdy inny sposób już tak, mam rację?
- Jeśli tak to odbierasz, być może tak.
Po tym między nimi zapanowała cisza praktycznie taka, jak przy pierwszym spotkaniu. To akurat było mniej bolesne, ale tak samo swobodne i mimo wszystko wyczekiwane ze strony Dominika. Chciał on znów poczuć ten zapach i nastrój panujący w lokalu. Ten drugi raz miał jednak jeszcze jedną wspólną cechę - obaj spotkali się dla wspólnych korzyści. Stanowiło to jedynie wymianę interesów, a szkoda.
- Mogę twój numer? - zagadnął w pewnym momencie, przez co został pacnięty w łeb przez bruneta, który akurat skończył oglądać tragedię na jego przedramieniu.
- Z tego co widzę da się to poprawić bez modyfikacji wzoru. Myślę, że na spokojnie uda nam się umówić za jakiś miesiąc czy dwa, tatuaż musi być zagojony.
- Nie wiem czy wyrobię się finansowo za miesiąc czy dwa, już na pierwszą sesję zbierałem sporo czasu. - wyznał, będąc nieco zawiedzionym zignorowaniem jego prośby. Pozostawił on jednak dalsze drążenie tematu, uznając, że to kolejna rzecz poza strefą komfortu Nathaniela.
- Nie martw się, mogę dać ci lekką zniżkę. Poza tym będzie to kosztowało trochę mniej, bo nie będę zaczynał roboty od początku, no i nie trzeba tworzyć od nowa projektu. Myślę, że w takim układzie nie będzie problemu.
Mówiąc to, sięgnął po cukierki, jakie były tu już ostatnim razem. Dominik chętnie wziął krówkę z cichą podzięką, uznając to za znak tego, że brunet nie gniewa się jednak tak bardzo. Mimo to musiał przyznać, że ciekawym było pierwszy raz dostać opieprz od kogoś w swoim wieku. Przynajmniej takie miał wrażenie, sporo starszy Nathaniel raczej nie był.
- Niech będzie, uzbieram coś do tego czasu. - obiecał, zjadając słodycz, tak samo z resztą jak tatuator. - Kiedy mniej więcej umówimy się na konkretniejszy termin?
- Zadzwoń do mnie za jakiś miesiąc, będę wtedy od nowa zbierał klientów i bez problemu ustalę ci jakiś termin. Tylko pamiętaj, aby w tym czasie sobie żadnego innego tatuatora nie znaleźć. Nienawidzę, jak ktoś ingeruje w moją robotę. - rzekł, wydając się przy tym naprawdę negatywnie nastawionym do tego pomysłu. Widać było, że nie żartuje i faktycznie lubi doprowadzać wszystko do końca. - A teraz zmykaj już, kończy mi się przerwa.
- Tak jest. Naprawdę dziękuję za dziś. - wstał z kozetki i nasunął rękaw bluzy na przedramię, które Nathaniel przy okazji owinął świeżą warstwą folii zaledwie chwilę wcześniej.
W odpowiedzi na swoje słowa chłopak dostał jedynie krótkie, przenikliwe spojrzenie różowych tęczówek, nim tatuażysta tak jak ostatnim razem zagłębił się w projektowanie nowych wzorów. I w tym jednym momencie wydał się Dominikowi naprawdę szczęśliwy, ale i przepełniony tęsknotą za rysunkowym światem, do którego mógł w końcu wrócić.
***
- Jestem! - krzyknął, przekraczając próg mieszkania.
W przedpokoju zostawił buty, aby następnie udać się do salonu urządzonego w jasnych, ciepłych barwach. Zamiast matki zastał w nim jednak jedynie małą, wyglądającą na nie więcej niż osiem lat dziewczynkę, która siedziała przy ławie, tworząc swoje abstrakcyjne dzieło. Swoimi pulchnymi jeszcze rączkami łapała kolejne mazaki, kreśląc nimi po kartce nierówne, wydawać by się mogło losowe linie.
- Co rysujesz? - zainteresował się Dominik, klękając przy siostrze, którą pogładził po włosach stanowczo jaśniejszych niż miał on. Zapewne z czasem ściemnieją, gdy ta będzie dorastać.
- Rodzinę - powiedziała z lekkim seplenieniem, po czym podsunęła mu pod nos rysunek.
Faktycznie, jeśli się przyjrzeć można było tu ujrzeć niezgrabne postaci, którym jednak nijak nie można było przypisać podobieństwa do realnych ludzi. Widać było za to w rysunku starania, aby ten wyszedł jak najlepiej.
- Rozumiem. Kto jest gdzie? - zapytał, siadając po turecku, aby następnie posadzić sobie dziewczynkę między nogami.
Z uwagą wsłuchiwał się w jej dziecięcy potok słów, kątem oka zerkając jednak na drzwi łazienki, gdy te w końcu się otworzyły. Dzięki temu ujrzał dobrze sobie znaną kobietę, która w amoku wpinała we włosy ostatnie wsuwki, mając na sobie póki co jedynie czarne rajstopy oraz gorset na ''wielkie wyjścia''. Jej makijaż był niepełny, stanowiąc jedynie szminkę w odcieniu krwistej czerwieni, która podkreślała ładnie zarysowane usta.
- Gdzie wychodzisz? - zapytał blondyn, patrząc, jak matka zgarnia do torebki potrzebne jej rzeczy.
- Mam spotkanie służbowe. Wypadł nam bankiet z jakimiś ważnymi ludźmi, prawdopodobnie nie wrócę do rana. Przepraszam, że musisz znowu zająć się Ann. Dom jest jednak posprzątany, a kolację macie w lodówce, trzeba jedynie odgrzać. Obiecuję, że gdy tylko nerwówka w pracy się skończy będę w domu więcej czasu.
- Nie szkodzi. Wiem, że masz sporo pracy. Skup się teraz na niej. I tak mam sporo nauki, więc raczej nie będę wychodzić z domu. To nie problem, abym przy okazji zajął się Ann.
- Złote z ciebie dziecko, Dominik. Wiesz, że jestem ci bardzo wdzięczna, prawda? - wciągnęła na siebie czarną, elegancką sukienkę, klękając następnie przy synu, który zapiął suwak umiejscowiony na plecach
Codzienność, w której ich drogi się rozmijały. Zapewne tak, jak w przypadku wielu Nowojorskich dzieciaków i ich rodziców, a jednak inaczej. Od kiedy pamiętał to wszystko wyglądało w ten sposób. Jego dzieciństwo spędzone na odgrzewaniu jedzenia i ślęczeniu przed telewizorem w oczekiwaniu na ranek lub wieczór. Jedyne co się zmieniło to jego wiek i Ann, która dotrzymywała mu towarzystwa od kiedy skończyła trzy lata. Był on podobno na tyle dojrzały, aby już wtedy móc się nią zająć.
- Wiem, wiem. Ale nie skupiaj się teraz na mnie. Wróć proszę do domu taksówką. Ewentualnie jak będzie wystarczająco jasno to na piechotę, ale uważaj na siebie. - pouczył ją, jakby to on był tutaj rodzicem puszczającym swoje dziecko na jakąś sporą imprezę.
- Będę, nie musisz się martwić. Wy też na siebie uważajcie. - poinstruowała ich kobieta, córkę całując w policzek, a synowi czochrając włosy. - Do zobaczenia.
- Papa! - odkrzyknął jej, nim ta w ekspresowym tempie opuściła salon, wychodząc po tym z mieszkania.
Spojrzał wtedy na swoją siostrę i wstał z nią na rękach, po czym podszedł do okna, oglądając widoki za nim, czyli zaledwie skrawek podwórza oświetlony słabym i zimnym blaskiem latarni. Było tu cicho i spokojnie, znacznie inaczej niż w centrum Nowego Jorku.
- Wygląda na to, że zostaliśmy sami. - westchnął, uśmiechając się jednak po tym do siostry, która uwiesiła się na jego szyi. - Ale nie martw się, damy sobie radę.
Witam moje jelonki. Podobno każdy dzień to wachlarz nowych możliwości i przeżyć, jednak ciężko sądzić mi tak w momencie, gdy każdy dzień ucieka niezwykle prędko. Serio, obecnie mija trzeci tydzień od opublikowania pierwszego rozdziału tej książki, a ja mam wrażenie, że zaledwie wczoraj zastanawiałam się nad tym, czy dobrym pomysłem będzie podzielenie się nią z szerszą publicznością. Do teraz nie wiem jak dokładnie określić to, że w końcu możecie ją czytać, ale cieszy mnie, że wykluczyłam opcję z tym, że był to zły pomysł.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro