Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 29


- Wiesz, dlaczego żaby nie tańczą walca? - po studiu rozszedł się głos Nathaniela. Jedyne co mogło przeszkadzać w odbiorze to wentylator chodzący praktycznie całe czas, oprócz niego była przerażająca wręcz cisza. 

- Możesz przestać czytać ,,1001 kawałów na każdą okazję'' i zamiast tego pomóc mi z porządkowaniem szafki? - zapytał szorstko, szarpiąc się z szufladą, w której wadziło, jak podejrzewał, opakowanie z lateksowymi rękawiczkami. 

Rozumiał to, że Nathaniel mógł nasyfić i wrzucać wszystkie byle gdzie, ale Scarlet? Co prawda samo bycie kobietą nie przyczynia się do tego, że ta automatycznie jest perfekcyjną panią domu (lub w tym przypadku studia), ale kobiety zazwyczaj bardziej dbają o czystość wokół siebie. W końcu wygodniej się pracuje, gdy nie trzeba wyrywać szuflady z zawiasów, aby dostać podstawowe przedmioty do pracy.

- Nie szarp tak tego, spokojnie. - posłusznie zamknął książkę, po czym podszedł do przyjaciela i klęknął obok. - Nie otwiera się, bo szarpiesz. Musisz wsunąć dłoń nad te dwa pudełka i wtedy delikatnie wysunąć szufladę.

- Szuflada powinna wysuwać się tak po prostu, bez skomplikowanej instrukcji obsługi. - powiedział ozięble w trakcie demonstracji. - To, że nauczyłeś się żyć w syfie, nie znaczy, że nie masz nauczyć się porządku.

- Po co w ogóle porządkujesz tę szufladę? I ogólnie komodę? Nie musisz tego robić. Póki tu nie pracujesz, nie jest ci potrzebna.

- Robię to, bo to mi właśnie kwadrans temu zleciłeś, głupku.

- Ach, no tak. - udał zaskoczenie, przez co zarobił cios w głowę nieszczęsnym pudełkiem z rękawiczkami.

Z chęcią by blondynowi oddał, nawet jeśli ten nic nie zrobił, ale wtedy drzwi się otworzyły i do środka wszedł chłopak. Rozglądał się on nerwowo po wnętrzu i szukał czegoś wzrokiem. Kto wie, może jego oczy poszukiwały czegoś znajomego, dzięki czemu poczułby się pewniej. Albo znaku od nieba i ziemi, że ma się stąd jak najszybciej wycofać. A może rozglądał się za szczęściem. Zapewne w takim wypadku Dominik odesłałby go co najmniej dwie przecznice dalej.

Nathaniel tymczasem na dźwięk dzwonka przy drzwiach od razu poderwał się z miejsca, doznając przez to drugiego urazu głowy spowodowanego walnięciem o otwartą powyżej szufladę. Stłumił on w sobie jednak ból i jedynie potarł się po tym miejscu, po czym podszedł posiąść nową ofiarę.

- Witam w naszych skromnych progach, pan umówiony? - rozpoczął od klasycznej gadki, tak, jakby nie pamiętał, kogo zapisywał i na którą godzinę. Ale on zawsze pamiętał. Jednak czego się nie robi dla klienta, który czuje się zagubiony i zapewne sam nie wie do końca co powiedzieć?

W trakcie, gdy tamta dwójka dopinała formalności, Dominik na spokojnie zajął się problematyczną szufladą. Na początku powykładał z niej wszystkie rzeczy, potem przetarł, a następnie zaczął sortowanie przedmiotów na te mniej i bardziej potrzebne. Niektóre rzeczy były przeterminowane, je od razu odłożył na bok, aby pamiętać o wyrzuceniu. Chwilowo skupił się na tym tak bardzo, że umknęła mu cała wstępna procedura z nowo przybyłym chłopakiem. Ocknął się z tego sortowniczego zamętu dopiero wtedy, gdy poczuł na sobie wzrok.

Świdrujące spojrzenie wydawało się wywiercać mu dziurę w czaszce, nawet jeśli on nie patrzył na człowieka, który tak dogłębnie studiował zewnętrzną część jego osoby. Zaczęło go to już jednak trochę męczyć, więc pokierował wzrok w stronę (teoretycznie, bo obaj tu pracowali) ich klienta. Gdy tylko ich spojrzenia się spotkały, nieznajomy prędko odwrócił wzrok w drugą stronę. Wydawał się jednocześnie zawstydzony i ciekawy, zakłopotany i chcący się odezwać. Milczał jednak i wpatrywał się w zegar wiszący na przeciwległej ścianie. Został tam powieszony celowo. Nieco bardziej wrażliwi klienci kontrolować mogli, kiedy skończy się ich męka. Ale on chyba nie należał do takich osób.

Dominik wstał i otrzepał ręce z niewidzialnego kurzu, czując się dość dziwnie. Przez dłuższą chwilę zastanawiał się nad tymi emocjami, kiedy doszło do niego, skąd się biorą. Chłopak przypominał mu trochę jego samego, gdy przyszedł tu pierwszy raz. Przypominał mu o tej niepewności i strachu przed czymś nowym, o tych wszystkich przytłaczających emocjach, gdy już sesja się zaczęła. To nie było łatwe przeżycie. Co za tym idzie nie myślał długo nad tym, co zrobić. Następnie po prostu przyciągnął sobie stołek obok tego Nathaniela i usiadł na nim, nie potrzebując specjalnego zaproszenia, tak, jak to często było. Szczególnie przy tych długich sesjach korciło go robienie czegoś innego, jednak poświęcał swój czas w imię nauki tatuowania. Podobno nawet obserwacja czyjejś pracy była pomocna.

- Pamiętam ten serial. Puszczali go z dobre dziesięć lat temu, praktycznie każdy za nim szalał. Miałem figurkę głównego bohatera. Ale reszta to były same figurki super bohaterów, więc nazwałem ten wyjątek Mark i dałem mu moc niszczenia betonowych ścian spojrzeniem, aby mógł wraz z innymi replikami bohaterów uczestniczyć w misjach. - skomentował nadruk na koszulce klienta.

Dobrze poznawał tych bohaterów, nawet jeśli nie do końca pamiętał skąd. Faktycznie kiedyś serial był bardzo popularny, każdy dzieciak w każdej amerykańskiej szkole (a przynajmniej w tych Nowojorskich) notorycznie rzucał tekstami głównych bohaterów, które dziesięciolatkom wydawały się ''bardzo cool''. Zbierało się także gumy z obrazkami w środku i wklejało do zeszytu. Czasem wymieniało się, jeśli miało się ten niefart i trafiło powtórkę. A powtórki zdarzały się dość często, bo, mimo że na gumach pisało ''100 do zebrania'', to tak naprawdę było ich góra trzydzieści. Albo wręcz trzydzieści dziewięć, ponieważ nikt nie chciał karty z Rebeką, jedną z bardziej irytujących bohaterek. Nawet najbardziej zażyli fani wywalali ją ze swojej kolekcji.

- Też miałem figurkę, była to Alysha. Miała wmontowany głośniczek, potrafiła śpiewać czołówkę z serialu. Przynajmniej do czasu, aż nie wylądowała ze mną pewnego dnia w kąpieli. Po tym służyła już tylko do lalek barbie jako jej druga połówka, bo nigdy nie miałem lalki mężczyzny.

- Ja bawiłem się w dom samymi męskimi postaciami. Gdybyśmy się znali i mieszkali na jednym osiedlu, na pewno bym się z tobą wymienił. - kontynuował blondyn, czując dziwną satysfakcję spowodowaną tym, że może wrócić do dziecięcych lat. I to do momentów, w których było w miarę dobrze. Gdy się bawił, nie myślał o tym wszystkim, co działo się w domu. Był tylko on i kilka plastikowych, obdrapanych figurek przedstawiających postaci, jakimi chciałby, aby był jego ojciec. Żeby był dla niego bohaterem. - Kogo najbardziej lubisz z całego serialu?

- Chyba Zacka, jeśli mam patrzeć na to z perspektywy dnia dzisiejszego. - odpowiedział chłopak, ożywiając się lekko przez tą krótką, niezobowiązującą rozmowę.

Zaczął się wręcz lekko kręcić, przez co Nathaniel musiał przytrzymać mu rękę. Nie pisnął jednak słowem, aby prosić, chociażby o nieutrudnianie mu pracy. Zamiast tego posyłał w stronę współpracownika krótkie, ukradkowe spojrzenia, po czym wracał do tatuowania.

Dominik tymczasem dalej zajmował się oswajaniem klienta z obecną sytuacją poprzez swobodną konwersację. Miał wrażenie, że chłopak wyszedł przez to bardziej odprężony i pewny siebie. Świadczył o tym, chociażby jego krok, który musiał należeć do człowieka mogącego wszystko. Tak, jakby przez ten zwykły akt serdeczności nagle cała reszta świata stała przed nim otworem.

- Czemu do niego zagadałeś? Zazwyczaj nie zabawiasz klientów. - Nathaniel nie mógł powstrzymać się przed tym pytaniem, gdy tylko chłopak wyszedł.

- Powiedzmy, że trochę przypominał mi mnie.

- Ciebie?

- Taa. - mruknął, chcąc na tym uciąć temat, jednak oczekujący wzrok Nathaniela był zbyt uporczywy. - Był jak taki zmarnowany, niepewny siebie samego dzieciak, który szuka wzrokiem matki.

- Trochę jak te biedaczyska ze stołu dla odrzutków? - podsunął mu.

Stół dla odrzutków funkcjonował raczej w większości szkół, szczególnie podstawówek. To ten chybotliwy, upaćkany stół w samym końcu stołówki, skąd nawet światło wydaje się uciekać. Tam, wśród gwaru innych ludzi, kryją się odrzutki, z którymi nikt nie chce siedzieć przy lunchu. Niektórym wydaje się, że taki stół to tylko fantazja gnębionych pisarzy, ale one faktycznie istnieją. Cudem Dominik nigdy przy takim nie wylądował.

- Chyba coś w tym guście. Jak przy takim stole, gdzie masz tego pryszczatego, tego w okularach i tego z nadwagą. Aha i jeszcze tego jednego dzieciaka, który jest ładny i zaradny, ale nikt go nie docenia, a on później przemienia się niczym brzydkie kaczątko i pokazuje wszystkim, na co go stać. Rzecz jasna jego paczka też okazuje się mieć zaskakujące talenty. Ten okularnik to informatyk, pryszczaty wymiata w sporcie, a ten przy kości wykazuje się umiejętnością planowania i zarządzania grupą. Ale życie to nie film ani chujowa książka, więc ludzie przy stole zostają jedynie bandą zakompleksionych nastolatków.

- I ty, jakim niby jesteś typem, co? - zapytał, wyrzucając do kosza zużyte folie, pojemniczki na tusz i inne tatuatorskie pierdoły.

- Okularnik i ten gruby. - stwierdził ze śmiertelną powagą, czym zaskarbił sobie nieprzychylne spojrzenie przyjaciela.

- Gruby? Widziałeś ty się w lustrze ostatnio?

- Ta, coś tam oglądałem. - odpowiedział, jakby pytanie dotyczyło wczorajszych wiadomości, a nie spoglądania w lustro. Następnie chłopak złapał rękami fałdkę na brzuchu, która na dobrą sprawę była tak mała, że dopiero teraz widoczna. - Przytyło mi się ostatnio.

- Oj czekaj, bo ci zaraz jebnę za tą uwagę. - prychnął zirytowany, wiedząc, że przybranie kilku kilogramów by Dominikowi nie zaszkodziło. Byłoby to nawet lepsze, bo póki co wyglądał na strasznie chudego, szczególnie pod nieco workowatymi bluzami. W studiu nie krępował się i chodził tak, jak lubił, na razie nie myśląc nawet o tym, co będzie po powrocie na studia. - Nie marudź, jaką chcesz dziś pizzę?

Złapał go za dłoń, przez co uwaga Dominika i jego wzrok w pełni skupiły się na towarzyszu. Bardzo ładny wzrok. Szkoda tylko, że w otoczce twarzy tak zmarnowanej, nawet jeśli nieco szczęśliwszej niż przy ich pierwszym spotkaniu. Zdecydowanie Nathaniel musi zadbać o jego dietę. Ale to potem, kiedy już nacieszy się spojrzeniem, za jakim w zaledwie kilkadziesiąt minut się stęsknił.


Witam moje jelonki! Ferie za pasem, przerwa świąteczna jeszcze bliżej. Ówcześnie czeka mnie jeszcze piątkowa wigilia klasowa i można uznać, że zamykam pierwsze półrocze, o dziwo bez zagrożenia z matematyki. Powiem wam, że z roku na rok czuję święta coraz mniej, ale przy tym coraz bardziej cieszę się w duchu. Niezwykłą radość sprawiają mi spacery w śniegu, wypisywanie świątecznych kartek i gromadzenie upominków, chociażby tych na wspomnianą wcześniej wigilię klasową. Być może coraz większa radość z dawania innym to najlepszy znak na to, że człowiek zaczyna dorastać. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro