Rozdział 26
Praca w studiu jest zdecydowanie ciężka. Nie ważne, czy trzeba przez wiele godzin tatuować wymyślne wzory, czy może jedynie zamiatać podłogę dziesięć razy dziennie. Ale, jakby się nad tym głębiej zastanowić, czy każda praca nie jest męcząca? Szczególnie ta pierwsza, której człowiek chwyta się z przymusu, aby jakoś poukładać to i owo. W końcu mało poważnych pracodawców chętnie zatrudnia szczyli bez doświadczenia ani rozsądnego wykształcenia.
- Ilu mamy klientów na dziś? - zapytał Dominik, odkładając szczotkę na bok. Niestety nie doszło do wspomnianego na wyjeździe lizania podłogi, a Nathaniel dalej zaganiał go do pracy.
- Tylko trzech. Choć projekt tatuażu jednej kobiety jest dość skomplikowany, zapewne zajmie sporo czasu. O ile jednak nikt po drodze się nie napatoczy, będziemy mieć w miarę luźny dzień. Szczególnie że pierwszy klient ma być dopiero za dwie godziny. - wymruczał zadowolony tatuator.
Na te słowa chłopak chciał odetchnąć z ulgą, jednak wtedy w studiu zjawił się ktoś, kogo się nie spodziewał. Zło wcielone, które najchętniej poszczułby trzymaną do niedawna miotłą, gdyby nie to, że jegomość o wściekłym kolorze włosów był prawdopodobnie klientem. A klientów nie można bić. Polityka studia to świętość.
- Dobry. - przywitał się brunet, podnosząc z krzesła. - Nie byłeś umówiony, prawda?
- Nieee, czysty spontan. Potrzebuję czegoś nowego w życiu. Czegoś... Artystycznego. Tak, artystycznego! No i trochę bólu, żeby mi nie było w tym życiu za dobrze.
- Ach, czyli miejsce idealne, witamy w naszych skromnych progach. - chłopak prześlizgnął się zza lady na jej przód, opierając się o blat. - Ostrzegam jednak, że przygotowanie projektu chwilkę zajmie. Nawet do godziny, jeśli wzór jest skomplikowany.
- Dziaramy co pan chce, szefie. Nie mów mi, że nie masz żadnych bazgrołów idealnych na szybki tatuaż. - Albert przysiadł na kozetce, przeciągając się leniwie. - A ty co tak sterczysz, Dominik? Pomóż koledze wybrać coś dobrego. Możesz się nade mną swobodnie odegrać za moje ostatnie ględzenie, nie będę narzekał.
- Znacie się? - Nathaniel znad zeszytu zmierzył ich przenikliwym spojrzeniem.
Nie ma wyjścia, blondyn musiał się przyznać do znajomości z tym wybrykiem natury.
- Taa, znamy się.
- Powiem w tajemnicy, że jestem jego najbardziej irytującym znajomym. - szepnął, w taki jednak sposób, że obaj pracownicy wyraźnie to usłyszeli.
Po tych słowach Dominik szybko skierował spojrzenie na swojego przyjaciela, który... Wyglądał niecodziennie. W jego różowych oczach krył się zadziorny błysk, a usta uformowały się w równie prowokacyjny uśmiech. Już wtedy student wiedział, że to będzie legendarne spotkanie w historii tego studia tatuażu. Trafił swój na swego.
***
Wybór tatuażu padł w końcu na węża. Majestatyczną kobrę w odcieniach czerni i bieli. Choć Dominik wolał sądzić, że to żmija. Trochę jak przedstawienie obrazkowo charakteru Alberta. Póki co jednak nie mówił tego otwarcie, a jedynie z uwagą obserwował, tak, jak zazwyczaj, gdy przychodzili klienci. Miał on wtedy przerwę w zamiataniu i siadał grzecznie na stołku obok tego Nathaniela.
- A kiedyś to się spiliśmy. To znaczy ja i jedna dziewczyna się spiła. Dominik odwoził nas potem na rowerze. Ale ale, to nie wszystko. Laska podobno po drodze zawlekła go, choć raczej nas, bo gdzie on tam i ja, na kolejną imprezę. I nie uwierzysz, był tam jej chłopak. I nasz biedaczek dostał, bo tamten chłopak myślał, że zaleca się do jego kobiety. Ale było zabawnie, odwoziłem go na tym samym rowerze na SOR. - Albert opowiadał kolejną zabawną historię z jednej z imprez.
Dominik rzecz jasna nie pił. Co najwyżej jedno, góra dwa piwa. Ale zawsze, za każdym cholernym razem, to on płacił za pijaństwo innych ludzi. Tak, jak i tamtym razem. Albert opowiadał to niczym historię o tym, że wujek złowił ogromnego karpia. Zazwyczaj wszyscy przy stole wigilijnym słuchali z udawaną uwagą, w rzeczywistości zapychając się ciastem. Tyle że to nie była wigilia, a skutki tamtego wyjścia pozostały w Dominiku do dziś. Na samo wspomnienie potarł on lekko skórę przy uchu, gdzie widać było małą, ledwie widoczną bliznę, która kiedyś miała na sobie szwy.
- Tak? Nie wiedziałem, że ty taki zabawowy chłopak jesteś, Dominik. - Nathaniel pokierował wzrok na przyjaciela, nie ukrywając tego, że opowieści jego klienta go bawią.
Albert miał to do siebie, że paplał głupoty, które mu ślina na język przyniosła, jednak umiał tym zabawiać dobrze towarzystwo. Sprawiał wrażenie osoby, która ma wszystko pod kontrolą, a cały świat leży u jej stóp. Nie ważne, jakim szczytem debilizmu by się nie popisywała, i tak większość osób uzna ją jedynie za śmieszka, który wszystkie głupoty wykonuje w imię zabawiania towarzystwa.
- Zdarzało się. - mruknął cicho w odpowiedzi, mordując przy tym wzrokiem Alberta, który już palił się do opowiadania o ich kolejnych przygodach.
- Wiesz, aż bym wziął od ciebie numer. Może pogadamy też poza sesją? Jestem pewien, że masz mi do opowiedzenia naprawdę wiele. - powiedział w pewnym Nathaniel, i nie wyglądało, aby ta propozycja była żartem.
Złamało to Dominikowi serce, bo podobno jego tatuator nie bratał się z klientami. Mimo poczucia niesprawiedliwości dalej tkwił on jednak na stołku, zachowując pokerowy wyraz twarzy.
- Numer? Ach, nie wiem, czy tak można. W końcu numer to dość poważna sprawa. - Albert uśmiechnął się uroczo, łapiąc na krótki moment kontakt wzrokowy z tatuażystą, który w tamtym akurat momencie uniósł twarz ku górze.
- To tylko numer. Zresztą czym jest numer w obliczu tego wszystkiego, co jeszcze musisz mi powiedzieć? Jestem pewien, że mamy do umówienia wiele ciekawych kwestii. - wydawali się ze sobą porozumiewać nie tylko słowami, ale i wzrokiem.
Minami, gestami, tonem. Rozumieli się bez zbytniego paplania, mimo że Albert akurat się w gadaniu nie oszczędzał. Czytali oni z siebie wzajemnie i wydawali się naśladować niczym bratnie dusze, które odnalazły się po latach i dążą do jeszcze większej kompatybilności.
- Ekhem, jak tam twoje związki, Albert? - zapytał, przerywając tę fascynującą wymianę zdań. Od początku wydawała mu się podejrzana, szczególnie teraz, gdy nabrała takiego tonu.
- Moje związki? Wspaniale! Jestem wolnym, zadowolonym singlem. Czego chcieć więcej? - zapytał, jakby nie zdając sobie sprawy z tego, jak do niedawna rozpaczał, że jest sam. A może był to jedynie blef, żeby nie było, że po zaledwie kilku dniach znów ktoś ''ważny'' pojawił się w jego życiu? - To jak, gdzie ci zapisać ten numer?
Odezwał się znów, tym razem do Nathaniela. Niby to tylko kwestia numeru, jednak Dominik nie umiał tego zaakceptować. Co za tym idzie, nim jego przyjaciel odpowiedział, ten otarł się swoją nogą o tą jego. Z początku tatuator tego nie zauważył, więc Dominik powtórzył gest, po chwili obdarzony pytającym spojrzeniem. Znów musnął swoją nogą tą jego, patrząc wzrokiem na miarę dziecka, które nie dostało obiecanej zabawki. Kto miał dziecko albo kontakt z takowym ten wie, że to wzrok planujący szybką i bolesną egzekucję.
- Hah, wybacz. Przypomniałem sobie o mojej dziewczynie, jej by się to chyba nie spodobało. - westchnął Nathaniel, dobrze akcentując żal. Ciężko było nawet wykryć, czy jest udawany, czy autentyczny. Jednak Dominik skłaniałby się ku tej pierwszej opcji. - Jest potwornie nadopiekuńcza i bardzo dba o to, żebym nie wzdychał do nikogo innego. Wybaczysz mi kiedyś?
- Jak z nią zerwiesz, to daj mi swój numer, poczekam do tego czasu.
- Ależ jak sobie pan życzy. - Nathaniel zdusił w sobie chichot, ponownie pochylając się nad ukończonym praktycznie tatuażem.
Aż do końca sesji panowała raczej przyjemna atmosfera, przynajmniej w przypadku Nathaniela i Alberta. Dalej rozmawiali oni ze sobą żywo, jednak już bez tego elementu, który Dominik po głębszym zastanowieniu mógłby nazwać flirtem. Tym lepiej, że pożegnali tego głupka dość szybko, gdy tylko uiścił opłatę za pracę bruneta. Tatuator jednak jak na złość przeciągał te formalności, zerkając przy tym oscentacyjnie na przyjaciela. Wydawało się, jakby chciał powiedzieć ''spokojnie, złość piękności szkodzi, on zaraz sobie idzie''.
- ''Moja dziewczyna'', co? - mruknął Dominik, chwytając znów miotłę, nim Nathaniel go do tego zagonił.
- Taa, moja dziewczyna. A raczej przyzwoitka. Siedzi sobie zawsze obok mnie taka jedna, lubi zrzędzić i pilnować, abym przy klientach trzymał rączki przy sobie. -uniósł do góry dłonie, po czym uśmiechnął się słodko, powodując u Dominika większą falę irytacji.
- A weź się zamknij. Uchroniłem cię właśnie od znajomości z człowiekiem, który jest zakałą każdego, kto go pozna. - fuknął, po czym zaczął zamaszystymi ruchami zamiatać czystą podłogę.
- Jesteś taki naiwny, Dominik. - chłopak pokręcił głową, podchodząc do swojego współpracownika. - Nie bratam się z klientami. Tym bardziej poprzez dawanie im numeru swojego telefonu. Na pewno nie dałbym numeru komuś takiemu jak ten twój kolega. Co prawda fajnie się z nim podroczyć albo pójść na imprezę, które w jego opowieściach wydawały się fascynujące, ale na co dzień byłby irytujący i pusty.
- Pusty?
- Pusty. Bez wyrazu i głębi. Lubię w ludziach to, że mają oni bardzo szczególne dusze. Dusze, które lubią się rozwijać i żyć nie tylko od imprezy do imprezy. Lubię ludzi, na których zawsze można liczyć, i którzy czasem chlapną coś głupiego, ale nie uważają tego za swój największy atut.
- W takim razie czemu postanowiłeś bliżej poznać się ze mną?
- Nie postanowiłem. To ty zrobiłeś wszystko, abym nie miał wyboru.
- Ach, no tak... - speszył się lekko. - Ale i tak miałeś wiele chwil, w których mogłeś zrezygnować. A i ja zapewne bym odpuścił... Kiedyś...
- Być może. Ale kiedy bliżej cię poznałem, okazuje się, że i ty masz ciekawą duszę. Duszę, która cierpi i nosi w sobie rzeczy, które chcę odkrywać. Ekscytuje mnie myśl, że kiedyś poznam więcej sekretów, które skrywa. A do tego czasu będę mógł liczyć na to, że dotrzymasz mi towarzystwa, nawet jeśli czasem nieporadnie. I że czasem palniesz jakąś głupotę, abym mógł się z ciebie ponabijać.
- Ej to nie w porządku. - blondyn zaprotestował od razu, jednak usta zamknęły mu kolejne ruchy Nathaniela.
Podszedł on do niego i bez zbędnych ceregieli wyjął miotłę z jego dłoni. Następnie popatrzył na niego spod grzywki wzrokiem, w którym czaiła się spora radość i beztroska, na które nie mógł sobie zbyt wiele razy pozwolić. Na pewno nie przy wszystkich. Trafnie wręcz będzie powiedzieć, że praktycznie przy nikim.
- Nie sprzątaj. Porysujmy razem, Dominik.
Poprosił, przez co minione godziny tego dnia przestały mieć znaczenie. Patrząc na tatuatora, blondyn mógł przyrzec, że zgodziłby się na to nawet w obliczu końca świata.
Witam moje jelonki! Książkę tą skończyłam pisać już dawno temu, więc nigdy nie odnoszę się do rozdziałów. W moim życiu też nie dzieje się zazwyczaj nic ciekawego. Przez to zawsze moje notki na końcu wyglądają podobnie-mówię o pogodzie, ewentualnie o uciekającym czasie, zmęczeniu. Nigdy nic odkrywczego czy informacyjnego. A jednak nie rezygnuję z nich nigdy ani w tych starszych książkach, ani tych nowszych. ''A jeśli będę chciała wam coś powiedzieć, albo ogólnie się rozgadam i w co którejś części będzie to niechlujnie wyglądało?'', myślę za każdym razem. Musicie mi to wybaczyć, póki co dalej będę was zanudzać :P
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro