Rozdział 16
Przemierzał ulice, skrywając twarz pod szerokim, czarnym kapturem cienkiej bluzy. Wzrokiem omiatał jednak uważnie ulice, z niezwykłą wnikliwością studiując każdą sytuację inną niż te rutynowe. Nie zdarzało się jednak nic nowego. Ten sam brud i przestępstwa, brak człowieczeństwa zakorzeniony w mentalności tutejszych bandziorów. Cały Nowy Jork gnił i nawet najbardziej zagorzały optymista wiedział, że jest to proces nieodwracalny. Jak w przypadku wielu innych rzeczy, zepsucie mogło jedynie postępować.
- Nie uciekaj, przecież nie chcemy ci zrobić nic złego. - do uszu Nathaniel w pewnym momencie doszedł chropowaty głos.
- Dokładnie. Randka albo torebka, masz nawet wybór. - odezwał się drugi mężczyzna brzmiący niczym żmija akcentująca z niezwykłą dokładnością każdą sylabę.
- To żaden wybór. Na pewno nie taki, z jakiego mogłabym skorzystać. - przez dwa ciężkie brzmienia przebiła się subtelna, kobieca odmowa.
W głosie tym była jednak pewna siła i zaciętość, jakby ofiara wiedziała, że nie da się tak łatwo. Ale nawet największy hart ducha wymięka, gdy w grę wchodzi przeważająca siła przeciwników. To siła najczęściej ustalała hierarchię, miejsce na jej chlubnym początku lub szarym końcu. Według wielu ludzi tym właśnie była sprawiedliwość.
- Tak czy siak masz tylko dwie opcje. Nie próbuj nawet szukać trzeciej. Możesz teraz wybrać i postąpić tak, aby obrać za cel ważniejszą dla ciebie wartość. Jeśli nie, będziemy zmuszeni wybrać za ciebie.
- No właśnie, dobrze gada. A może powinniśmy zacząć liczyć? Do dziesięciu? A może do pięciu? Ile zajmie ci zdecydowanie się?
Mężczyźni zawzięcie debatowali, podczas gdy chłopak przyległ do ściany jednej z kamienic, wychylając się lekko, aby dojrzeć, co dokładnie dzieje się w mniej uczęszczanej uliczce. Nie było dla niego zaskoczeniem, gdy dostrzegł kobietę, która zawzięcie przytulała do siebie torebkę, a raczej torbę, jakby w obawie, że nagle postanowią ją jej wyrwać. I Nathaniel w tym momencie musiał przyznać, że przedmiot, w którym kobieta przechowywała rzeczy, bardzo do niej pasował. Od razu widać po niej było, że jest osobą sięgającą śmiało po to, co jej się należy. Do tego ubrana była dość alternatywnie, zdecydowanie z dala od tak lubianych przez nowojorskie damy sukienek. Ale bez względu na to nie da rady w starciu z dwójką dorosłych, umięśnionych mężczyzn, którzy tylko czekali na kolejną aferę. Nathaniel wiedział, że nigdy nie zrozumie takich ludzi.
- No cóż... Myślę, że w takim razie policzymy do pięciu. Co o tym myślisz? - zapytał mężczyzna swojego towarzysza, na co ten przytaknął mu, zaczynając nieśpiesznie odliczać od pięciu do zera.
Kolejne liczby wydawały się w głowie Nathaniela rozbrzmiewać echem, a zmniejszające się wciąż nominały zmusiły go do podjęcia decyzji, której wiedział, że nie będzie żałował. A może i będzie, ale czy naprawdę takie rzeczy są ważne w obliczu czyjegoś zdrowia, a może i życia? Jego zarówno zaletą, jak i wadą było to, że nie potrafił być obojętny wobec czyjegoś cierpienia.
- Kochanie, dlaczego odeszłaś tak daleko? Przecież mieliśmy spotkać się w kinie, to kawał drogi stąd. - odezwał się, jednocześnie wychylając zza ściany.
Tym samym zwrócił na siebie uwagę mężczyzn, wiedząc już, że musi w to brnąć. Miał jedynie nadzieję, że kobieta załapie o co mu chodzi i będzie z nim współpracowała. Wszystko zależało też jednak od tego, jak zachowają się mężczyźni. Czy widząc chudego małolata ustąpią, czy może im obu spuszczą łomot?
- A ty co za jeden? - napastnik zmrużył oczy, uważnie śledząc zakapturzoną postać.
- Jestem jej chłopakiem. Mieliśmy się spotkać dwie ulice stąd. W kinie, jak już wcześniej wspominałem. Aczkolwiek kiedy moja ukochana nie dotarła, nie mogłem tego zignorować. I jak widać dobrze, że zacząłem jej szukać. - objął kobietę w pasie, zerkając na jej obecnie bardziej zdezorientowany niż przestraszony wyraz twarzy. - Wszystko dobrze, Mary?
Użył wymyślonego na poczekaniu imienia, oczekując reakcji ulgi, jakby to faktycznie jej chłopak przybył na ratunek. Wiedział, że ich gra aktorska jest znaczącą rolą w tym przypadku.
- Ach tak, mieliśmy się spotkać. Po drodze chciałam jeszcze kupić jakąś bieliznę w ulubionym sklepie i zboczyłam z drogi. Myślałam, że zdążę na czas. Przepraszam, że musiałeś się o mnie martwić. - wtuliła się ufnie w jego bok, odgadując o co chodziło obcemu chłopakowi.
- Jak widzicie, panowie, my już mamy swoje plany. Czy mógłbym spokojnie wybrać się z moją kobietą do kina? - ciaśniej ją objął, jakby mając nadzieję, że w ten sposób będą bardziej wiarygodni.
Wbrew temu, co oczekiwał, mężczyźni dość prędko się zmyli. Po prostu nic nie odpowiadając odeszli, mrucząc jedynie pod nosem kilka niezbyt kulturalnych zwrotów. Nathaniel przypatrywał im się do momentu, aż ci nie zniknęli w jednej z sąsiadujących ulic.
- Możesz mnie już puścić. - oznajmiła po chwili niedoszła ofiara, którą zdołał ocalić od niegodziwego losu.
- Ach, jasne, wybacz. - jakby ocknął się nagle, wypuszczając ją z objęć. - Przepraszam, nie widziałem żadnego innego sposobu aby ich odpędzić.
- Nie przepraszaj, nie masz przecież za co. Bardzo ci dziękuję, że zareagowałeś. Nie wiem, czy sama dałabym sobie radę. - wyznała, poprawiając włosy oraz ubranie.
- Może odprowadzić cię w stronę miejsca, w które idziesz? To dość niebezpieczna dzielnica. - zaoferował, jako, że miał obecnie sporo wolnego czasu. Póki co nie marzył mu się raczej powrót do domu.
- Niestety wiem. Chodzę tędzy praktycznie codziennie do pracy. - założyła okulary przeciwsłoneczne, kierując się następnie w miejsce wspomnianej wcześniej roboty. - Jeśli chcesz, możesz mnie podprowadzić. Miło będzie mieć jakieś towarzystwo, szczególnie tak odważne. W obecnych czasach rzadko zdarzają się rycerze na białych koniach, szczególnie nastoletni.
- To tylko drobna pomoc. Jestem pewien, że wiele osób postąpiłoby w podobny sposób. - mruknął, wzruszając przy tym ramionami.
Jego wzrok mimowolnie powędrował jednak na rękę dziewczyny, która ozdobiona była sporą ilością tatuaży. Na jednej ręce wzory były czarne, na drugiej wręcz przeciwnie, niezwykle barwne i fikuśne. Stanowiły tak przyjemną formę sztuki, że Nathanielowi ciężko było przejść obok nich obojętnie.
- Masz bardzo ładne tatuaże. - dodał po chwili ciszy. Blondynka na te słowa mimowolnie zerknęła na zdobiące jej ciało rysunki.
- Dziękuję. Lubię je, każdy jest inny. Nie tylko wyglądem, ale i historią.
- To jak osobisty pamiętnik, prawda? Coś, do czego tylko ty możesz wrócić po zaledwie spojrzeniu na tatuaż.
- Myślę, że pamiętnik to zaskakująco dobre określenie. To samo można powiedzieć na przykład o bliznach, ale tatuaże są jednak znacznie bardziej czułe i dopracowane. Nie wiem, czy znam bardziej wyjątkową formę sztuki.
- Aż ciężko uwierzyć, że jeden prosty wzór może pomieścić w sobie tyle emocji, wspomnień i znaczeń.
- Pasjonujesz się tatuażem? - zapytała, patrząc na nastolatka z nieco większym zainteresowaniem niż wcześniej.
- Powiedzmy, że trochę rysuję i myślałem o takiej drodze zawodowej w przyszłości. Poza tym sam chciałbym mieć kilka tatuaży. - podrapał się lekko po policzku, uśmiechając sam do siebie na samą myśl. Tatuaże były jedną z niewielu rzeczy, która budziła w nim bardzo pozytywne emocje.
- Wiesz, w sumie to ciekawie się składa. Akurat ja pracuję w studiu tatuażu, działam na pełen etat i z tego się utrzymuję, więc trochę wiem. - mruknęła, wkładając ręce do kieszeni luźnych, czarnych spodni. - Naprawdę lubię spotykać młode osoby, które również to lubią, ale są na początku swojej drogi z tatuowaniem albo jeszcze przed nią. Zawsze wtedy zastanawiam się czy zostaną przy swoim i jakimi będą w przyszłości artystami.
- Myślę, że najlepszymi, jakimi tylko mogą być. W końcu czy warto w swojej pasji robić coś tylko na pół gwizdka?
- Myślę, że nie. Ale wiem przy tym, że znalazłoby się wielu takich, którzy uznaliby to za dobre wyjście. - wzruszyła delikatnie ramionami. Po chwili wyciągnęła natomiast do niego rękę. - Jestem Scarlet. Myślę, że skoro uratowałeś mi popołudnie, to warto się przedstawić.
- Nathaniel, miło mi. - uścisnął jej gładką, aczkolwiek niezbyt drobną dłoń.
- Znałam kiedyś jednego Nathaniela. Był z niego niezły dupek. Ale kto wie, może ty poprawisz moje zdanie o nosicielach tego imienia. - mruknęła w lekkim zamyśleniu. - Widzisz? O tam, w tym studiu pracuję.
- Widzę, widzę. - potwierdził, podczas gdy ta pokazała mu palcem jeden z lokali.
- Jak również widzisz jest blisko, więc myślę, że dobrze będzie się w tym miejscu rozstać. - przystanęła, tak samo z resztą jak chłopak. - Wiesz, nie proponuję tego wielu przypadkowym osobom, ale mogę ci kiedyś w podzięce zrobić za free jakiś mały tatuaż. Serduszko, gwiazdkę, czy co sobie tam obecnie ludzie dziarają najczęściej. W razie gdybyś chciał, chodź do studia i powiedz, że ty do Scarlet. Tylko wolałabym, abyś miał co najmniej osiemnaście lat.
- Dziękuję, to naprawdę miłe z twojej strony. Na pewno kiedyś skorzystam. Fakt faktem, że do osiemnastki trochę mi brakuje, jednak jeśli jesteś w stanie poczekać, jestem za.
- Masz szczęście, że póki co nigdzie się nie wybieram. - puściła mu oczko, po czym dziarskim krokiem ruszyła przed siebie. - Jeszcze raz dzięki za dziś!
Krzyknęła jeszcze do niego na odchodne, odwracając się z szerokim uśmiechem na ustach.
- Nie ma za co! - odkrzyknął jej, mimowolnie również się uśmiechając, jakby w zadowoleniu, że pewna dziewczyna dzięki niemu będzie miała normalny dzień. - Do zobaczenia!
***
Zbudził się powoli i spokojnie, jak zawsze po śnie. Gdy śnił, nie umiał przespać nocy. W momencie, gdy wizja się kończyła, on leniwie uchylał powieki, jakby mając nieodpartą potrzebę sprawdzenia, co jest snem, a co rzeczywistością. I nawet jeśli w tych złych snach było to pomocne, to przy tych miłych nie pogardziły jeszcze chwilą błogiego odpoczynku i lenistwa. Szczególnie z uwagi na to, że po przebudzeniu się zazwyczaj nie mógł już udać się z powrotem w spoczynek. Co więc mógł robić chociażby dziś, w tą letnią, ciepłą noc? O dziwo nie musiał zastanawiać się nad tym długo. Migiem pochwycił telefon i mimo późnej pory wszedł w rozmowę ze swoim natrętem, jak miał z resztą zapisanego w kontaktach Dominika.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro