Rozdział 7
Aby znów spotkali się w miejscu innym niż szkoła, musiało minąć sporo czasu, choć nawet tam częściej mijali się niż nawiązywali bliski kontakt.
- No proszę, wrócił mój zdecydowanie nieulubiony klient. - odezwał się Nathaniel, nim blondyn zdążył przekroczyć próg salonu.
Zgodnie z ich umową pewien tatuaż czekał na poprawkę, na którą w końcu przyszła odpowiednia pora. Brunet lubił to znacznie mniej od zwykłego tatuowania, bo było to trudniejsze oraz dawało mniejsze pole do popisu, jednak zgodnie z tym, co mówił, każdą robotę doprowadzał do końca.
- Nie zgrywaj się. Obaj wiemy, że mnie uwielbiasz. - Dominik zamknął za sobą drzwi, po czym pokierował się na czarną, dobrze sobie znaną kozetkę. Usiadł na niej następnie i zerknął na tatuażystę. - To ostatni raz, jak musisz się ze mną użerać. Obiecuję.
- Dobra dobra. I tak obaj wiemy, jak to będzie wyglądać.
Wstał z krzesła, odkładając przy tym pióro, jakim wypełniał papiery. Albo znów szkicował. Blondynowi ciężko było to określić, ale skłaniał się bardziej ku temu drugiemu. Śledził go uważnie wzrokiem, gdy kolega z roku przyciągnął sobie stołek i usiadł na nim, biorąc następnie rękę Dominika, aby obejrzeć swoje zmasakrowane dzieło.
- Ile to będzie mniej więcej trwało? - zapytał, posłusznie dając obejrzeć swój tatuaż ze wszystkich stron.
- Zależy od tego, jak bardzo to spieprzyłeś, ciołku. - pociągnął go za policzek, puszczając dopiero po dłuższej, na co blondyn w pierwszym odruchu potarł tą część twarzy.
- Wolę konkretne pytania i konkretne odpowiedzi.
- Nie zawsze na wszystko jest odpowiedź. A wręcz powiedziałbym, że zbyt wiele rzeczy w naszym życiu pozostaje bez niej, lub nie jest ona dokładna. Warto oswoić się z tą myślą zawczasu. - jak zawsze odwdzięczył się sprytnym ominięciem tematu. - Kładź się i nie wierć. Chcę, żeby to była ostatnia poprawka.
- Postaram się nie wiercić. - przyrzekł, opierając się po chwili plecami o chłodną skórę, jaką obity był ''mebel''. - Chciał sobie ktoś w ostatnim czasie dziarać penisy lub inne narządy płciowe na czole?
Zagadnął, wzrokiem uważnie śledząc ruchy jego towarzysza. Lubił oglądać ten proces. Odkażanie, szykowanie tuszu, maszynki, zakładanie rękawiczek czarnych jak noc. Nawet jeśli był to jedynie wstęp przed ponownym bólem i nowym procesem gojenia się tatuażu, Dominik mógłby oglądać to raz po raz, bez przerwy. Być może to też była część tego słynnego uzależnienia od tego rodzaju upiększania ciała.
- A co, jesteś chętny na któreś z tych rzeczy? - wziął do ręki maszynkę i już po chwili w pomieszczeniu rozbrzmiał cichutki odgłos podobny do bzyczenia pszczoły. - I nie będzie ci przeszkadzać, jeśli niektóre kolory będą ciemniejsze, a obrysy grubsze? Chciałbym, żeby to jak najlepiej wyglądało, a niestety drugi raz tatuażu jeden do jeden ci na tym rozmazanym nie zrobię.
- Nie wiem, za kogo mnie masz. Jestem najzwyczajniej w świecie ciekawy. - teatralnie wręcz wywrócił oczami. - I cóż, rób co chcesz. Ty tu rządzisz i znasz się na rzeczy.
- Czyli pozostawiasz mi wolną rękę? - zerknął na swojego klienta, aby się upewnić.
- No cóż, tak. Pewnie masz już doświadczenie i wyczucie, aby sprawić, że tatuaż będzie udany. Zaufam twoim umiejętnościom i gustowi. Jestem pewien, że pozostawisz mnie z czymś ładnym.
- No cóż, skoro tak. Dziękuję za zaufanie. - powiedział, biorąc się następnie za robotę.
Umoczył koniec maszynki w tuszu i przyłożył do skóry Dominika, na co ten oparł głowę o wezgłowie kozetki, zamykając oczy. Zapewne nie byłby w stanie usnąć podczas tatuażu, jak to robiły niektóre osoby, ale zrelaksować się dało. Do tego ten cudowny zapach. Dominik należał do tej z pozoru niedużej grupy osób, która uwielbiała woń chociażby benzyny.
- Jak ci poszły ostatnie egzaminy? - zapytał w pewnym momencie, nie otwierając jednak oczu.
- Hm? Egzaminy? - chłopak przerwał na chwilę pracę, nie spodziewając się takiego pytania. - Myślę, że dobrze. A tobie?
Powrócił do przerwanego zajęcia, kątem oka badając jednak blondyna. Niestety Dominik nie mógł tego dostrzec z wiadomego powodu, jednak czuł na sobie wyraźnie wzrok starszego. Gdy zobaczył w końcu jaki jest jego prawdziwy kolor oczu, jeszcze bardziej żałował, że Nathaniel w studiu nosi soczewki. Chociażby teraz.
- Były trudne. Ale myślę, że poszły mi znośnie. - syknął cicho, czując, jak igła bardziej wbija się pod jego skórę. Rzecz jasna były w tatuażu też te gorsze momenty. - Swoją drogą wyglądasz, jakbyś mało spał.
- Faktycznie, spałem niewiele. Skoro już jednak o nauce mowa, to musiałem zakuwać na studia. No i robić nowe projekty, interes się kręci. Gdzie tu czas na sen? - wzruszył lekko ramionami.
Faktycznie widać po nim było zmęczenie, jakie Dominik zauważył już wcześniej. Nie odbijało się to na szczęście na jego pracy ani ruchach, które były jak zawsze opanowane i dokładne, szczególnie po zaleczeniu się nadgarstka. Niewyspanie bardziej widoczne było w jego oczach, a raczej workach pod nimi.
- Powinno się znaleźć kilka godzin. Szczególnie, jeśli jednocześnie chodzisz na studia i dorabiasz. Idzie się wykończyć nim na dobre zacznie się żyć. - mruknął, zerkając na niego leniwie kątem oka. - Obraz nędzy i rozpaczy.
- Albo będziesz siedział cicho, albo prawdopodobnie ci coś spieprzę w tym tatuażu. Nie lubię, gdy się mnie rozprasza w pracy, szczególnie wtedy, gdy do tego jestem niewyspany. Naprawdę nie radzę.
No cóż, podziałało to na jego klienta, który zamilkł mimo tego, że wiele rzeczy cisnęło mu się na język. Lekko nadął przy tym policzki w geście poirytowania, patrząc, jak Nathaniel wyćwiczonym ruchem odświeża kolory i robi dokładny obrys wzoru. No cóż, jego studio, jego zasady. Nawet jeśli według Dominika głupie i bez sensu, bo ten zobaczył już, że brunet bez problemu umie pracować i rozmawiać jednocześnie.
Po chwili ciszę przerwało burczenie w brzuchu i to do tego Nathaniela, który wydawał się tym zupełnie nie przejąć.
- Jadłeś coś dzisiaj? - zapytał blondyn, znów sycząc, gdy igła znalazła się głębiej pod jego skórą.
- Nie, mamo. Jeszcze dziś nic nie jadłem. - odpowiedział, zmieniając kolor tuszu w czasie, gdy Dominik zerknął na zegarek.
- Ale jest już siedemnasta...
- No cóż, mało jem w poniedziałki. Wtedy mam szczególnie dużo zajęć. Po prostu nie mam jak. Zjem coś wieczorem, akurat jesteś moim ostatnim klientem na dziś.
- Powinieneś jeść częściej, nawet jeśli nie masz czasu. To, co robisz, jest cholernie niezdrowe.
- Shhh. - brunet przyłożył mu palec do ust. - Pracuję, proszę być cichutko.
Ponownie zasłonił się swoją profesją, wracając przy tym do tatuowania. I blondyn musiał przyznać, że był już w tamtym momencie poirytowany, stosując się jednak posłusznie do polecenia. W ciszy też wytrwał kolejne trzy godziny, bo tyle zajęło skorygowanie tatuażu.
- Już koniec? - zapytał, widząc, że Nathaniel odkłada maszynką na bok i zdejmuje rękawiczki.
- Tak, już koniec. Chodź. - złapał go za dłoń i pomógł mu wstać z kozetki, po czym wciąż trzymając za rękę poprowadził do dużego lustra wiszącego na przeciwległej ścianie. - Tylko uważaj, aby nie zetknąć tatuażu z żadną powierzchnią. Nie dotykaj go również.
Przestrzegł, podczas gdy blondyn obejrzał tatuaż najpierw ze swojej perspektywy, a potem w lustrze. Wzór, jaki wybrał, przedstawiał cienki krzyż, który opleciony był zewsząd kwiatami. Były barwne i wydawały się już wiecznie być przy krzyżu, z niezwykłą dbałością otulając go swoimi łodygami. Były to rośliny różne. Zarówno delikatne, niewinne stokrotki, jak i ciemne, fioletowe kwiaty o żółtych środkach. Wszystko tworzyło spójną kompozycję, a po podrasowaniu przez Nathaniela robiło jeszcze lepsze wrażenie.
- Jest śliczny. - stwierdził dwudziestolatek, tym razem bez podpuszczanie swojego tatuatora.
Poczuł przy tym, jak opuszcza go całe zdenerwowanie. Cudownym było, jak za sprawą takiej kolorowej ozdoby od razu zmieniał się nastrój.
- Cudownie. O to mi chodziło. - brunet wrócił za ladę. - Należy się połowa tego, co ostatnio.
- Tanio. - mruknął chłopak, przeliczając pieniądze, które następnie podał tatuażyście.
- W końcu ostatnio obiecałem ci mały rabat po znajomości. - przyjął pieniądze, po tym podając mu ulotkę, jaką chłopak dostał przy pierwszej wizycie. - Tym razem się do tego stosuj, jasne? Jeśli znów sobie spieprzysz tatuaż to prawdopodobnie czeka cię już tylko usuwanie wzoru lub chodzenie z zepsutym.
- Tak jest! Będę uważał, jak tylko mogę. - zadeklarował dumnie, przyjmując kartkę. - Swoją drogą... Dziś nie ma krówek?
- Bierz, dziecko. - westchnął brunet i zgarnął z blatu miskę, po czym podsunął ją swojemu klientowi.
Na ten gest Dominik uśmiechnął się szeroko i zgarnął kilka cukierków, póki co zjadając jednego. Resztę wsadził do torby, w której z resztą po chwili zaczął grzebać w poszukiwaniu tylko sobie znanej rzeczy. Nathaniel tymczasem oparł głowę na dłoni i przyglądał mu się z ciekawością.
- Masz, zjedz. - powiedział, podając mu zupkę chińską. No cóż, był studentem, więc prowadził po części typowo studenckie życie. - Mimo wszystko trochę czasu minie, nim zamkniesz studio i wrócisz do domu.
- Wiesz, że takie jedzenie jest jeszcze gorsze od braku posiłków? - mruknął, przyjmując jednak posłusznie szeleszczące pudełko z dość kuszącą zawartość.
- Cóż więc panicz zazwyczaj jada?
- Zależy. Zazwyczaj nie jadam. Ale lubię sushi.
- No masz, gust faktycznie jak u arystokraty. - chłopak zaśmiał się cicho, po tym znów zarzucając torbę na ramię. - Jak jeden raz zjesz coś takiego nic ci się nie stanie. Z resztą podejrzewam, że to nie byłby pierwszy raz.
- Ja... Dzięki, czy coś. - mruknął brunet, nie wiedząc za bardzo jak zareagować.
- Nie ma sprawy. Powodzenia na uczelni. Staraj się spać. No i bardzo dziękuję za dziś.
Mówiąc to, uśmiech nie schodził z jego twarzy. Nathanielowi wydawało się przy tym, że blondyn roztacza wokół siebie przyjemną i ciepłą aurę, w obliczu której nie można się smucić. Zniknęła ona wraz z tym, gdy chłopak opuścił studio. I był to moment poniekąd przełomowy, bo podobno ten, w którym rozstać się mieli już na stałe.
- Ugh. - mruknął sam do siebie Nathaniel, gdy zerknął w końcu na swoją ''zdobycz''. -Pomidorowa. Co jak co, ale gust to on ma fatalny.
Witam moje jelonki! Przez ostatni rok zapomniałam już jak potwornie gorące jest lato. I jakie burzliwe. Burze zazwyczaj przychodzą w nocy i rozświetlają całe niebo, tak, jak chociażby dziś. Czasem aż nie mogę oderwać się okna. A jakie cudowne dźwięki można usłyszeć! Moje okno na poddaszu genialnie łapie początkowe kropienie a potem grzmot wody o szybę. Niepowtarzalne. Żadne składanki na youtube tego nie oddadzą.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro