Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 41


Śniło mu się coś niezwykle słodkiego. Błądził we mgle i poszukiwał swojego szczęścia oraz sensu. Czuł, jak z każdą kolejną chwilą szukania coraz bardziej traci siły i chęci. W pewnym momencie jednak obok niego pojawił się jego anioł stróż. Nathaniel złapał go za rękę i poprowadził do najlepszej części sennej krainy, w której żyli bez absolutnie żadnych trosk. Mogli spać, czytać, przekomarzać się i siedzieć w studiu pachnącym gorącym latem lub chłodną jesienią.

''Czy tak wygląda raj?'', chciał zapytać Dominik.

Mimo tej jakże przyjemnej wizji nie narzekał, gdy został obudzony. Być może dlatego, że został zbudzony niezwykle uroczymi słowami przez jeszcze bardziej uroczą osobę. Rzeczywistość nie wydawała się taka zła, gdy dostaje się tak przyjemną pobudkę. Humoru nie zdołał popsuć mu nawet krajobraz za oknem i świadomość, że dziś od nowa zaczynają się studia. Bez uroczego rozpoczęcia, taryfy ulgowej i forów po tych błogich tygodniach lenistwa. Życie nie będzie miało dla nich od dzisiaj litości, jednak czy to ważne? Tym razem nie będą już walczyli w samotności.

- Chciałbym pracować na pełen etat. Może rzucę studia i zacznę rozwijać się jako tatuator? - gdybał podczas wciągania na siebie koszulki, na którą następnie zarzucił sweter.

- Nie marudź. Zleci szybciej, niż sądzisz, a studia się przydadzą. Poza tym ja chcę je ukończyć. A ty mnie chyba nie zostawisz, co? - zaszedł go od tyłu i złapał za rękę, całując wzór w okolicy nadgarstka-krzyż otulony kwiatami, jak by to powiedział Dominik, dzikimi. Tatuaż, który ich połączył.

- Nie zostawię. - przyznał, tym razem bez cienia niechęci, jakimi obecnie darzył studia. Choć podczas roku szkolnego często szczerze je uwielbiał.

- No właśnie. W takim razie zbieraj się, byle szybko. Doprawdy szkoda by było spóźnić się w pierwszy dzień nowego roku. - pomiział okularnika po włosach, po czym stanął przy lusterku obok niego, dokręcając kulkę w kolczyku.

Następnie obaj zeszli na dół, gdzie już tętniło życie. Jak zawsze uśmiechnięta blondynka siedziała wraz z córką przy stole, a na widok studentów uśmiechnęła się jeszcze szerzej.

W niezrozumiały sposób w tym krótkim czasie stworzyli rodzinę. Dziwną, pozornie niepasującą do siebie, połączoną chyba jedynie złymi doświadczeniami życiowymi i potrzebą chronienia się wzajemnie. A jednak nie umieli nazwać tego inaczej niż rodziną-tą prawdziwą, nie jedynie z uwagi na więzy krwi. Ludzie w większości nie rozumieją, że rodzina to przede wszystkim osoby, które powodują w nas najbardziej skrajne i drogie uczucia. Bezgraniczna miłość, opiekuńczość, przywiązanie. Rodzina to ludzie, którzy są nawet wtedy, gdy cały świat się od nas odsuwa. Nie wiedzieli jeszcze, czy będą, gdy wszystko wywróci się do góry nogami. Póki co jednak byli i razem czuli się jak w prawdziwym domu.

Szczególnie po wszystkich ostatnich wydarzeniach. Po tym, jak kobieta znalazła pracę, a Nathaniel wyrwał się z toksycznego domu. Gdy Ann zapomniała w końcu o ojcu, który dostał zakaz zbliżania się i zamiast tego skupiła się na nowym współlokatorze, który był niczym kolejny, starszy brat. Równie opiekuńczy, jednak bardziej skłonny do zabawy. No i był jeszcze Dominik, który w końcu wiedział, czego chciał i z kim chciał tego dokonać. Chyba wszyscy odzyskali utracony dawno spokój, nawet jeśli ich życia przechodziły prawdziwe dramaty.

- Poczekaj, zaraz przyjdę. - zakomunikował blondyn po zjedzeniu śniadania, po czym nie czekając na nic, pognał do swojego pokoju, odprowadzony jedynie krzykiem Nathaniela: ''byle szybko''!

W pomieszczeniu prędko odnalazł on to, czego szukał-kartonowe pudełko zaklejone taśmą, jedynie z małym otworem na samej górze. Wyjął on z kieszeni zmiętą dziesięciodolarówkę i wrzucił do środka, po czym spojrzał na napis zaraz przy otworze.

,,Przyszłość''

Ojciec Nathaniela zmarnował wszystkie oszczędności syna i ten nie miał już nic. Ale nic nie było nie od odbudowania. Teraz chcieli razem stworzyć swoją przyszłość i obaj na nią zbierali, nie widząc się w niej inaczej, niż we dwójkę.

Dominik przez dłuższą chwilę wpatrywał się w napis, po czym z nieoczekiwanym wzruszeniem przetarł go dłonią. Przyszłość należała do nich i mimo wszystkich przeciwności losu malowała się cudownie.

***

Gdy szli chodnikiem, padało. Deszcze nie zacinał jednak, a jedynie swobodnie kropił, wydając przyjemny dźwięk w zderzeniu z parasolką. Obaj wsłuchiwali się w niego, jak i w odgłosy kałuż rozbryzgiwanych przez przejeżdżające samochody. Po niektórych z nich, tych na chodniku, skakali mimo posiadania na nogach jedynie trampek. Niczym para prawdziwych zakochanych tańczyli w deszczu, śmiali się i mieli gdzieś cały świat, który twierdził, że tak nie wypada. W końcu jednak stanęli przed budynkiem uniwersytetu, który wywarł na nich takie wrażenie, jakby widzieli go pierwszy raz. Być może było to spowodowane tym, że kiedy faktycznie odwiedzili to miejsce po raz pierwszy, byli zupełnie innymi ludźmi. Znacznie lepiej czuli się jednak teraz, gdy nie błądzili wśród własnych myśli i uczuć.

- Jesteś zestresowany? - zapytał cicho Nathaniel, nie spuszczając wzroku z budynku.

Stali tu teraz zupełnie nadzy. Dominik w luźnym, dresowych spodniach, swetrze i okularach z kilkoma kropelkami wody na szkłach. Nathaniel w czarnej koszulce na krótki rękaw i włosach ułożonych tak, aby widać było oczy w kolorze błękitu. Ze wszystkimi kolczykami, jakie tylko miał i tatuażem ryby, który był obecnie chyba jego największą dumą.

Byli nadzy. Nie mieli już nic do ukrycia.

- Cholernie. - przyznał blondyn, szukając dłoni ukochanego, która była blisko i w tym chłodnym krajobrazie odznaczała się niezwykłym ciepłem.

Odnalazł ją i miał wrażenie, że wtedy właśnie obaj odnaleźli samych siebie. Wszystko wskoczyło na swoje miejsce, układanka wreszcie była kompletna. Teraz tylko trzeba pochwalić się nią przed innymi.

- Nie ma czego. - zapewnił brunet z ciepłym i kojącym uśmiechem. - Przecież jestem przy tobie.

Ruszył powoli przed siebie, ciągnąc za sobą chłopaka. Prędko wmieszali się w tłum studentów, którzy wesoło chichotali, plotkowali i dawali sobie przyjacielskie kuksańce. Jak się okazało, nie wyróżniali się niczym szczególnym spośród innych. Przez to Dominik w końcu wyprostował zgarbione plecy i rozejrzał się, po czym skierował wzrok na idącego przodem chłopaka. Na chwilę zza chmur pokazało się słońce, które musnęło ich blade, wyzwolone twarzy. Ich rany w jednym momencie wydawały się zagoić. Nie musieli ich więcej zakrywać.

- Wiem. - powiedział, ze łzami w oczach ściskając dłoń kochanka. - Ja przy tobie też.


KONIEC

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro