Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 39


Odgłos lecącej wody. Stuknięcia talerzy, szklanek i sztućców. Piana o zapachu cytrusów, który lekko drażni nozdrza. Nathaniel wszedł do kuchni w momencie, w którym mama Dominika i Ann zmywała naczynia. I przez to chłopak pomógł uniknąć katastrofy w postaci zbitego talerza. Człowiek w natłoku myśli i prac dorywczych potrafi czasem się zapomnieć, wszystko zaczyna mu lecieć z rąk. Blondynka w ostatnim czasie nie miała kiedy odsapnąć, nawet przy prostych czynnościach w domu zmęczenie dawało się jej we znaki. Co prawda Nathaniel i Dominik na bieżąco ogarniali co trzeba było, jednak kobieta i tak upierała się na rzeczy tak trywialne, jak chociażby zmycie naczyń po obiedzie.

- Może pani pomogę? - zaproponował, widząc, że ta średnio sobie radzi.

- Tak, chyba możesz pomóc. Byłoby miło. - kiwnęła lekko głową, przyjmując pomoc.

Podzielili się szybko. Ona zmywała, a Nathaniel od razu wycierał naczynia i wkładał do szafki. Wyćwiczyli oni nawet swój dość spójny rytm, przez co zmywanie szło znacznie sprawniej niż w pojedynkę.

- Nie przemęcza się pani ostatnio? - zapytał w pewnym momencie, wyrażając kotłujące się od dawna w głowie myśli.

Martwił się o matkę Dominika, która w ostatnim czasie okazała mu tyle dobroci i zrozumienia. Nie pytała, nie upominała się o obiecane pieniądze za gościnę, dbała o Nathaniela jak o swoje kolejne dziecko. Ciężko było nie przywiązać się do tej niepozornej kobiety, która mimo wszystko na pierwszym miejscu stawiała rodzinę. Wydawać by się mogło, że Nathaniel został do niej przyjęty.

- Mam nadzieję, że to jedynie krótki okres. Prawdopodobnie za niedługo będę pracować już gdzieś na stałe, wysłałam CV do sporej ilości miejsc. Może nie będzie z tego dużych pieniędzy, ale to zawsze coś. Poza tym mam nadzieję wtedy być już w domu nieco częściej. -szklanka, talerz, szklanka, talerz. Nie zwracali już tyle uwagi na naczynia, co na siebie wzajemnie. - Zostawiłam ciebie i Dominika z obowiązkami oraz opieką nad Ann. Mimo wszystko chciałabym robić coś więcej w domu, w końcu to ja tu jestem ''dorosła'' i powinnam dbać o takie rzeczy.

- Ale to naprawdę nie szkodzi, my z Dominikiem sobie świetnie dajemy radę. - zaprotestował gorączkowo, jednak nie mógł znaleźć dalszych słów. Nie wiedział, jak może upewnić kobietę w swoich racjach.

- Wiem, że dajecie sobie radę. Zdolni jesteście. Ale jednak dalej zbyt młodzi na ogarnianie tylu rzeczy. Macie swoją pracę i na pewno sporo swoich spraw, za niedługo wrócicie do nauki. Nie powinniście w tak intensywnym czasie przejmować się sprzątaniem i opieką nad Ann.

- Nie jest tak źle, słowo daję. Jeśli sprząta się regularnie, nie zajmuje to dużo czasu ani siły. A jeśli o Ann chodzi, jest naprawdę grzeczna. - przyznał szczerze, przywołując w pamięci obraz siostry przyjaciela. Dziewczynka przypadła mu do gustu, nawet jeśli zazwyczaj nie przepadał za dziećmi.

- Taa, no aniołek normalnie. - parsknęła. - Wiem, że nie uważacie swojego obecnego stanu za coś niezwykłego, jednak mimo to chciałabym was odciążyć. Czuję się w pewien sposób odpowiedzialna zarówno za ciebie, jak i za Dominika. Chciałabym, abyście dobrze zaczęli nowy rok szkolny. -mruknęła, szorując patelnię z nieco przypalonym sosem. Dzieło jej syna i tatuatora.

- Nie musi pani, przecież nie jest pani moją matką. Ja sobie poradzę, jestem już dorosły. - powiedział, nawet jeśli mogło to zabrzmieć bardziej niekulturalnie, niż by chciał.

- Nie muszę być twoją matką, aby się przejmować. Wystarczy mi, że jesteś przyjacielem Dominika. No i że nie masz przy sobie swoich rodziców. Wiesz, matki często mają w krwi troskę, nie tylko o swoje dzieci. To, że nie mamy żadnych więzów krwi, nie znaczy, że nie zależy mi na twoim życiu w najbliższym czasie. Szczególnie że mieszkasz obecnie pod moim dachem.

No cóż, na te słowa Nathanielowi zrobiło się nieco głupio. Faktycznie kobieta nie musiała być jego matką, aby się martwić czy troszczyć. Ale były to dla niego tak niecodzienne rzeczy, że poczuł się z nimi bardzo dziwnie. Nie wiedział, czy lepiej podziękować, zamilknąć, czy może dalej trzymać się tego, że nie potrzebuje troski. Troska bywa zdradliwa i bolesna, bo gdy potem jej zabraknie, ciężej jest się podnieść. Mimo to nie umiał powiedzieć tego stojącej obok niego kobiecie, która najwyraźniej całym sercem starała się ułatwić mu start i zapewnić trochę utraconej młodości. Nawet jeśli te wysiłki potrafiły w większości przypadków spełzać na niczym.

- Ja... To dość nietypowe. - przyznał po chwili, uznając, że ciszę powinno przerwać coś więcej niż sącząca się z kranu woda. - To naprawdę miłe. Nikt dawno nie myślał o mnie w taki sposób, więc jestem trochę zaskoczony, ale pozytywnie.

- To niezbyt dobrze. Nie jesteś już co prawda małym dzieckiem, jednak większość osób potrzebuje tego, aby pomartwić się o nich w ten sposób. Albo po prostu pomartwić i zatroszczyć się. Niby to proste, a jednak wielu ludzi nie czuje się odpowiednio zaopiekowanych. Jednak co zrobić? Obecnie wszyscy żyją w takim biegu, że ciężko znaleźć między tym czas na tak potrzebne gesty. - wzruszyła lekko ramionami, jakby cała reszta świata istniała gdzieś tam, w dali, z dala od jej osoby. Jakby ten pośpiech był pośpiechem zaledwie przypadkowych, nieznajomych jednostek.

- Myśli pani, że Dominik też potrzebuje? - zadał być może głupie pytanie, ale jak głosiło stare przysłowie, kto pyta, nie błądzi.

- Tak. Potrzebuje. Chyba nawet bardziej niż większość osób w jego wieku. Staram się dać mu od siebie, co mogę, jednak to nie zawsze wystarcza. Jak obecnie widzisz, sama także nie mam czasu. Wiem, że to okropne i Dominik do końca życia będzie nosił na sobie ślady mojego braku w jego życiu.

- Na razie ma się dobrze... - rzekł, nie do końca rozumiejąc.

- Jest nad wyraz dojrzały. Ma tendencję do brania na siebie zbyt wiele i obwiniania się, o co może. Nie przyjmuje do wiadomości, że są sprawy, o które nie musi się zatroszczyć. - wymieniła, nie kryjąc smutnego wyrazu twarzy. - Potrzebuje kogoś z innym podejściem. Kogoś, kto ''nastawi'' go na odpowiednią drogę. Dlatego tak bardzo cieszyłam się, gdy powiedział, że znalazł przyjaciela.

- Nie wiem, czy jestem dobrym materiałem do ''nastawiania'' kogokolwiek. Sam przeszedłem w życiu rzeczy, które zapewne odcisnęły pewien ślad na mojej psychice. - podrapał się lekko po karku, co jednak szybko zostały przerwane przez kolejne naczynie do wytarcia.

- Nie? No cóż, być może... - powiedziała, wycierając ręce w ścierkę. - A mimo to Dominik wydaje się przy tobie szczęśliwszy.

Jej twarz rozpromieniła się w dobrotliwym uśmiechu tak typowym dla kobiet z łagodnym usposobieniem. Nadał on jej również wiarygodności, w którą uwierzył nawet sam Nathaniel. Skoro mówiła to do niego z takim wyrazem twarzy, nie ma opcji, że może być inaczej. Chyba faktycznie uszczęśliwiał jej syna na tyle, że i on czerpała z tego radość.

Tymczasem wraz z zakręceniem kurka od wody po mieszkaniu rozszedł się odgłos otwieranych i zamykanych drzwi, a następnie wesołe, wypowiedziane głosem Dominika ''wróciłem''!

***

Leżeli. Leżeli i patrzyli się sobie wzajemnie w oczy. Badali uważnie twarz swojego towarzysza, na krótko zawieszali wzrok na każdym załamaniu, niesfornym kosmyku włosów opadłym na czoło, delikatnej rysie będącej blizną lub świeżą ranką. Choć ich było akurat dość mało.

- Pokażesz jakiś tatuaż? - zapytał w pewnym momencie blondyn.

To pytanie wybiło Nathaniela z rytmu. Szykował się on już na to, że beztrosko położą się spać i tyle z tego będzie. A potem obudzą się, walcząc o kołdrę i jeszcze odrobinę snu. Blondyn miał jednak inne plany na ten wieczór. ''Jak zawsze nieprzewidywalny'', pomyślał z rozbawieniem Nathaniel.

- Tatuaż? Ależ czy ja mówiłem, że jakieś posiadam? - udał niewiedzę.

- Tak, mówiłeś o takich! Pokaż jakiś. Najlepiej ten, co masz na plecach. Masz na plecach jakiś tatuaż, prawda? Powiedz, że masz! Czasem ci prześwituje przez koszulę. - chłopak nie krył zainteresowania.

Z tego podekscytowania wręcz ledwie leżał, gotów na to, że w końcu okaże się ''godzien'' ujrzenia, jakie jego tatuator ma na ciele ozdoby. Co mogło poruszyć go na tyle, aby to sobie wytatuował? Tatuaże są niczym krzyk duszy, który przebija się na zewnątrz i układa piękne kompozycje. Do tatuatora należy uchwycenie ich tak, aby zapierały dech w piersi.

- Dobrze, pokażę ci. Ale tylko jeden i na chwilę. - podniósł się niechętnie do siadu i lekko przesunął do przodu, aby lepiej było widać jego plecy.

- Tylko jeden i na chwilę, tak tak. - zawtórował mu Dominik, totalnie oczarowany tą chwilą.

Bardzo się niecierpliwił, gdy Nathaniel niespiesznie ściągał koszulkę, jednak kiedy ta w końcu wylądowała gdzieś obok, oczom okularnika ukazały się... Skrzydła. Chłopak miał na plecach skrzydła ciągnące się od łopatek praktycznie po kość ogonową. Piękne, czarne, opierzone w ostry, ale i przyjemny dla oka sposób.

Chłopak nie mógł się powstrzymać i przejechał palcem między skrzydłami, prosto po kręgosłupie przyjaciela. Poczuł dokładnie, jak tego przechodzi niespodziewany dreszcz.

- Napatrzyłeś się? - burknął, mając nadzieję, że Dominik nie będzie więcej dotykał go w ten sposób. Było to miłe, ale powodowało to u niego niepożądane reakcje. Nie podejrzewał nawet, że chłopak zaraz zrobi coś jeszcze ''gorszego''.

- Są przepiękne. Rozumiem, że to jakiś osobisty wzór, ale serio mogłeś pokazać wcześniej. To jeden z najlepszych tatuaży, jakie w życiu widziałem! - zignorował pytanie i wtulił się w plecy bruneta.

Nathaniel poczuł jednocześnie zbyt wiele rzeczy, aby mógł wyrazić to słowami. Nawet jego mina starała się przedstawić dużo, przez co wyszła dość beznamiętna.

- Dzięki. - mruknął pod nosem, nie wiedząc zbytnio, co innego odpowiedzieć.

Czuł ciepło wnikające w jego plecy i rozchodzące się dalej, po całym ciele, szczególnie na policzkach. Był gotów prosić Dominika, aby się odsunął i jednocześnie nie robił tego już nigdy, aby pozostawić go w tym słodkim, ale niezbyt zrozumiałym staniem. Gdy jednak blondyn zaczął do tego lekko jeździć palcem po jego nagim ramieniu i coś do niego bredzić o tatuażu, gotów był faktycznie błagać go, aby po prostu był blisko tak, jak teraz. W pewien abstrakcyjny sposób doprowadzało to jego serce praktycznie do palpitacji i jednocześnie uspokajało jak najlepsze leki.


Witam moje jelonki! Poproszę order za najlepszą sklerozę w kategorii ''publikacja rozdziałów''. Jest wcześnie, wyjątkowo nie mam wtopy ze spóźnieniem się, ale gdybym nie weszła na wattpada, z głowy w ogóle wypadłoby mi, że istniała książka taka jak ''Zakrywając Rany''. Być może to też zasługa tego, że rozdziałów zostało mało, więc za niedługo faktycznie będę ją mogła w głowie pogrzebać. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro