Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 38


Dni wydają się niezwykle ulotne. Przede wszystkim jak mamy ich dużo i te przelatują nam przez palce. Szczególnie gdy w wakacyjne poranki pełne nadziei i wieczory przepełnione zawodem nie mamy nic, czemu moglibyśmy się oddać. Ale dla Nathaniela i Dominika dni mijały niezwykle wolno, będąc niczym nieśpieszne odliczanie do powrotu na studia. Za chwilę znów mieli przekroczyć szkolną bramę, a wciąż tyle spraw pozostało nieuporządkowanych. Zbierali się oni w sobie, a już za kilkadziesiąt, a raczej kilkaset godzin mieli wrócić do nauki. Mieli razem dać sobie radę, ale powiedzenie ''co dwie głowy to nie jedna'' nie zawsze działa.

- Przeziębisz się. - rzekł cicho Nathaniel, obserwując przyjaciela, który godzinę wcześniej wdrapał się na parapet okna i tak pozostał.

Z kubkiem parującej kawy wpatrywał się w dal, gdzieś w gwiazdy i otaczające je galaktyki, milion słońc i tysiące księżyców. Ich istnienie nie było udowodnione i nie dało się dostrzec tak rozległej przestrzeni, ale tatuator miał wrażenie, że to właśnie tego poszukuje jego kompan.

- Jest jeszcze w miarę ciepło. Wbrew pozorom jesień nie jest tak zimną porą roku. Szczególnie wieczorem. - powiedział, mimo że chłodny powiew wiatru poruszał parę ulatującą z trzymanego przez niego kubka.

Nathaniel czuł ten ziąb, mimo że leżał w łóżku otulony zewsząd kołdrą. Leżał na tym wąskim, małym posłaniu, na którym wciąż gnieździł się z Dominikiem. Zapewne dla większości osób takie życie byłoby porównywalne do życia włóczęg czy niezwykle biednych ludzi, ale dla nich było to wystarczająco dużo. Szczególnie że nigdy nie mieli w życiu wiele.

- Wieje. - z trudem odkrył kołdrę, opanowując dreszcz. Następnie zgarnął z krzesła obok koc i usiadł na parapecie równie małym co łóżko.

Wszystko w tym pokoju było małe, stworzone dla jednego człowieka, a nawet jedynie jego połowy. Mimo to dzielili ze sobą nieraz biurko, łóżko, szafę i dywan, na którym leżeli razem, szkicując. Dzielili między sobą to małe pomieszczenie, tak, jak bliźni dzieli się z innym bliźnim ostatnią kromką chleba. Nie wyobrażali sobie oni, że mogłoby być inaczej. I już trochę się do tego przyzwyczaili, a wręcz uznali za codzienność, nawet jeśli Nathaniel w głowach wszystkich domowników, jak i jego samej miał status jedynie gościa, który wpadł na krótko.

- Nie trzeba. Naprawdę nie jest mi zimno. - powiedział, gdy brunet otulił go szczelnie kocem, samemu również korzystając z materiału.

Stykali się oni nogami, rękami, przylegali do siebie wieloma częściami ciała, aby zmieścić w tej wąskiej przestrzeni, która była niczym portal do innego wymiaru. Obecnie dzielili między sobą także ciepło, które wydzielały ich ciała. Wydawało się, że bardziej za każdym razem, gdy dotykali się choćby przez krótką chwilę. Wewnętrznie płonęli, nawet jeśli wydawało im się, że ich ciała są chłodne niczym obecna noc.

- Zazwyczaj tak mówią. A potem wychodzi, jak wychodzi. - otulił kocem także głowę blondyna, pamiętając, że to tamtędy ucieka ciepło.

Uczył się tego kiedyś w szkole. Gdzieś tam, w zamierzchłych czasach, zanim wesoła pani o złotych lokach nie odeszła z ich szkoły, aby uczyć w innej. I już nie dostawali ciekawostek ani rad, którymi teraz chłopak mógł uchronić przyjaciela przed zimnem. Zapewne mógłby ogrzać go też jakimś ciepłym słowem, jednak panowała między nimi niezmącona niczym cisza. Jedynie owady ośmieliły się odezwać, cykając i bzycząc gdzieś w okolicy okna. W centrum miasta nie było możliwe usłyszenie tego. Jedynie tu, w tej z pozoru zapomnianej dzielnicy, przyrodzie pozwolono żyć tak, jak pragnęła.

- Wiesz, dalej chciałbym wiedzieć, dlaczego jesteś tu, gdzie jesteś. - powiedział po chwili cicho Dominik, wiedząc, że noc to dobra pora na zwierzanie się. Nie było w niej pośpiechu, nerwowego oczekiwania i ludzi, którzy coś chcieli. Kilka godzin na niezmąconą niczym spowiedź. - Co się działo, Nathaniel?

Słowa były dyskretne niczym szept, przez co łatwiej wkradły się do umysłu bruneta. Otuliły jego myśli obłokiem gęstej mgły, której nie dało się rozgonić. Opanowały całe jego ciało, które spięło się, zdolne jednak do zabrania głosu. Nawet jeśli w ustach poczuł znów tę nieznośną suchość.

- Nie wiem, co się działo. - powiedział po chwili, sądząc, że rano nie będzie tego wszystkiego pamiętał. Że ta rozmowa może być jedynie słodkim snem lub incydentem, do jakiego znów nie wrócą. Ale przede wszystkim była prawdą, jaką winien był przyjacielowi już od dawna. Trudną prawdą. - Nie chcę tego pamiętać, mam mętlik w głowie, gdy tylko o tym myślę. Na początku wszystko było normalnie, ale potem... Czasem sam nie wiem jakim cudem wydarzyło się to wszystko. Do teraz nie potrafię dokładnie powiedzieć, co czułem, gdy byłem dzieckiem. Nie mam pojęcia, od czego mogę zacząć...

- Zacznij od początku, dobrze? - okularnik uśmiechnął się łagodnie, podając przyjacielowi swój kubek herbaty, z którego tatuator upił dość spory łyk. Naprawdę dzielili się wszystkim. Obecnie czymś, co było naprawdę cenne, i nie chodziło tu o herbatę.

- No więc... Z dzieciństwa pamiętam głównie rodziców, którzy stale się zmieniali. Wiem, że z twojej perspektywy cała sytuacja nie wygląda zbyt ciekawie, ale byli oni naprawdę szanowanymi ludźmi. Dobrzy w pracy, w kontaktach towarzyskich, na wywiadówkach. Zabierali mnie na lody, dawali mi solidne kieszonkowe, pomagali w lekcjach. Ale przy tym pili, gdy wracali z pracy.

- Pili dużo? - czuł, że musi mu pomóc, bo chłopak co rusz milknął. Ale przy tym nie chciał w żaden sposób go pośpieszać. Co za tym idzie, odzywał się tylko wtedy, gdy jego przyjaciel miał dłuższe przerwy.

- Taa, czasem tak. Ale nie do końca. - zacisnął lekko dłonie na chłodnym już kubku, czując podmuch wiatru, który rozwiał jego i tak rozczochrane włosy. W końcu okno, na którego parapecie siedzieli, było otwarte na oścież. Inaczej z tej chwili uleciałaby cała radość. - Oni... Mieli swoje gorsze i lepsze okresy. Czasem nie pili w ogóle przez kilka dni, innym razem nawalali się jak świnie praktycznie codziennie. Ale to drugie było rzadziej, częściej po prostu upijali się jedynie lekko, a na drugi dzień szli do pracy. Byli ostrożni w swoim nałogu.

Powiedział, wiedząc, że im dłużej mówi, tym słowa przychodzą mu łatwiej. Czuł się niczym pisarz, który przy ostatnich stronach książki potrafi pracować całe dnie, bo widzi gdzieś tam koniec. Z każdym kolejnym zdaniem wpada w coraz lepszy rytm, kończąc pozostałe wątki. Wie, że jedno słowo więcej czyni ukończenie książki łatwiejszym.

- Przez to nigdy nie wiedziałem, jakie jest moje życie. Moje dzieciństwo. Moi rodzice. Wiesz, gdy dorastasz, społeczeństwo przedstawia ci jeden obraz pewnych zjawisk. Jeśli chodzi o zdradę, zawinił mąż. Jeśli człowiek ma depresję, to na pewno jego życia od początku było tragiczne. A jeśli twoi rodzice mają problem z alkoholem, to biją cię do nieprzytomności, przewalają kasę na alkohol, całe życie siedzą w starym, obdrapanym, spleśniałym mieszkaniu i w przepoconych, białych podkoszulkach oglądają telewizję. Nikt nie mówi o ''porządnych'' alkoholikach. Takich, którzy nie znęcają się notorycznie i tak poważnie, że trzeba odwiedzać szpital. Oni jedynie szturchają, popychają, szczypią, od czasu do czasu uderzą mocniej, ale nie tak, aby pozostawić ślady. Do tego męczą cię psychicznie, wmawiają porażkę i celowo utrudniają naukę nowych rzeczy. Zatrzymują cię w miejscu...

Przełknął nerwowo ślinę, widząc oczami wyobraźni te wszystkie sytuacje, w których podcinano mu skrzydła i się znęcano. Na co dzień o nich nie pamiętał, ale wracały do niego w takich sytuacjach jak ta. Wydawało mu się, że w jego umysł wbijało się tysiące igieł, każda należąca do innych krzywdzących słów i czynów.

- Gdy byłem dzieckiem, nikt nie powiedział mi, że to jest złe. Bo o takich rodzicach się nie mówi. W końcu przemoc zawsze jest widoczna. Myślałem, że to tak normalne, że nauczyłem się z tym żyć.

- Nie da się nauczyć z tym żyć, Nathaniel. - powiedział cicho chłopak, czując, jak przechodzi na niego cały ból przyjaciela.

Zrozumiał. Przynajmniej mu się wydawało, że zrozumiał, jak wyglądała sytuacja w domu Nathaniela. Faktycznie była nietypowa. I wydawała się bolesna tak bardzo, że sam podczas opowieści ledwie usiedział w miejscu.

Przemoc, której nie widać. Alkohol, który nie płynie w żyłach dwadzieścia cztery godziny na dobę.

Ludzie lubią wzorce, a nienawidzą rzeczy, które się z nich wyłamują. Jednak życie nie idzie utartym schematem.

- Przyzwyczaiłem się. Przyzwyczaiłem, tak po prostu. - pochylił lekko głowę, podkulając przy tym nogi pod brodę.

Grzywka nakryła mu twarz, zakrywając widok nieba, ale i jego błękitnych oczy szklących się uporczywie. Nie płakał, nękany w podstawówce. Nie płakał, wyrzucony na bruk. Płacz był dla niego jak porażka w radzeniu sobie z życiem. Wystrzegał się go. A mimo to teraz, tego chłodnego początku jesieni, czuł łzy na policzkach i tak cholerną ulgę, że aż zrobiło mu się od niej niedobrze. Noc miała w sobie coś kurewsko pięknego. Skłaniała do rzeczy, jakich nigdy nie dopuścilibyśmy się w dzień.

- Już, spokojnie. - Dominik złapał go za dłoń i przyciągnął do siebie, obejmując w opiekuńczym geście. Miał dryg do bycia pocieszycielem, nawet jeśli sam twierdził inaczej. A może to jedynie Nathaniel czuł się w jego ramionach tak dobrze.

- Zostaw, zaraz mi przejdzie. - zaszlochał mu w ramię, jednak ani myślał się odsuwać. No i rzecz jasna tego nie zrobił.

''Niezdecydowany niczym dziecko'', pomyślał z lekkim rozbawieniem Dominik, wtulając go w siebie bardziej. Faktycznie przyjaciel przypominał mu w tym momencie dzieciaka, który sam nie wie, czego chce. Ale to chyba ta cecha ich tak do siebie przyciągała. Z pozoru dojrzali, a tak naprawdę w głębi duszy byli niczym gówniarze, którzy boją się iść za szkołę, aby zapalić pierwszego papierosa. Przynajmniej tak było w części przypadków, szczególnie tych nowych.

- Tak, tak. - mruknął, przysuwając go bardziej do siebie, aby Nathaniel nie zsunął się z parapetu.

Szkoda byłoby umierać albo doświadczyć stałego kalectwa w momencie, w którym wszystko układa się w spójną całość. Ich wewnętrzne układanki w końcu zaczynają przypominać konkretny obrazek.


Witam moje jelonki! Edukacja zdalna jest dla mnie bardzo przewrotnym zjawiskiem. Jednego dnia leżę w łóżku przez cały dzień, aby potem z napuchniętymi od czasu ekranowego oczami iść spać. Innym razem budzę się wypoczęta, w dobrym humorze, i w dobrym humorze idę spać, ówcześnie będąc w miarę produktywnym człowiekiem. Zauważyłam jednak, że przy tym drugim stanie bardzo pomaga mi dotlenianie się. Naprawdę ludzie. Dotleniajcie się w tych trudnych czasach.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro