Rozdział 23
Biegł, dysząc ciężko. Zdecydowanie nie nadawał się na maratończyka. Nie musiałby go jednak udawać, gdyby nie fakt, że jego budzik nie zadzwonił, tym samym zmuszając go do zerwania się z łóżka o dość później porze. Nawet powrzucanie niechlujnie rzeczy do plecaka i ubranie w dosłownie minutę nie uratowały go przed niezaplanowanym treningiem. Tym bardziej spochmurniał, widząc niezwykle zadowolonego Nathaniela, który najwyraźniej był wypoczęty i nie męczył się jeszcze dzisiejszego dnia.
- Dominik! - zawołał z uśmiechem i pomachał, dostrzegając z oddali przyjaciela.
Już po chwili dane im było stanąć obok siebie, jednak blondyn wpierw odsapnął, nim zdążył cokolwiek powiedzieć.
- Po co tu jesteśmy? - student bez ceregieli od razu przeszedł do tematu.
Znajdowali się na przystanku autobusowym. Miejscu, w którym spotykało się wielu ludzi w naprawdę różnym wieku i o różnym statusie społecznym, aby po krótkiej chwili znów się rozminąć. Zapewne jedynie kierowcy autobusów zdawali sobie w pełni sprawę z tej różnorodności swoich pasażerów, widząc ich w końcu codziennie.
- Pomyślałem, że przydałaby nam się przerwa. - wymruczał brunet, sprawdzając pobieżnie rozkład jazdy. Bardziej się jednak upewniał, niż faktycznie przeglądał dostępne autobusy. - Słyszałem ostatnio od jednego klienta, że niedaleko jest bardzo przyjemne miasteczko. Nawet nie wiesz, ile nasłuchałem się o wyśmienitych lodach, przyjaźnie nastawionych ludziach i malowniczej okolicy. Uznałem, że nie będzie dla nas nic bardziej odżywczego niż dzień w takim miejscu.
- Czyli co, wycieczka? Nie mogłeś od razu powiedzieć mi, co planujesz? - nie kryjąc swojego zmarnowania, chłopak wsadził dłonie w kieszenie spodni. - Nie znoszę zbyt dobrze podróży, do tego lepiej przygotowałbym się, gdybym wiedział, że czeka nas dłuższa droga. Uważam, że to naprawdę pomysł, ale wymagający wcześniejszego ustalenia.
- Myślałem, że nie zgodzisz się, jeśli przedstawię ci ten plan wcześniej. - zaczął czubkiem buta lekko szurać po ziemi niczym dziecko, które wie, że zrobiło źle. - Z resztą nie martw się! Ja wszystko przygotowałem! Gwarantuję, że niczego nam nie zabraknie.
Obiecał, nie potrafiąc ukryć swoistej desperacji w głosie. Tak, jakby jego kompan nagle miał mu uciec, słysząc, co ten wymyślił.
- Ale i tak nie masz obecnie nic do gadania. - dodał po chwili, gdy Dominik już, już otwierał usta.
Złapał okularnika za nadgarstek i pociągnął do autobusu, który niespodziewanie podjechał, od razu zmuszając część ludzi na przystanku do dźwignięcia się z ławek lub ruszenia z miejsca. W końcu było lato, komunikacja wybierająca się nieco dalej niż do centrum lub w inne części miasta miała większe branie niż zazwyczaj. Nie uśmiechało się co prawda Dominikowi przesiadywanie z tymi wszystkimi ludźmi, jednak Nathaniel, który zasponsorował im bilety, wystarczająco przekonał go do zniesienia niedogodności.
- Ćwiczysz? - zapytał różowooki, gdy udało im się znaleźć dwa wolne miejsca gdzieś w tyle pojazdu. - No wiesz, rysowanie, szkicowanie... Być może oglądasz filmiki na temat tatuażu?
- Sporo rysuję. Zakupiłem ostatnio kilka rzeczy do tego i czuję, że nawet drobne próby przynoszą efekty. Staram się znaleźć swój styl, rysuję naprawdę różne rzeczy. Od ludzi po kompozycje kwiatowe między figurami geometrycznymi.
- Nie ma co się śpieszyć ze swoim stylem. Najpierw warto opanować ogólny zarys tego, w czym czujemy się najlepiej. Ręka po czasie sama zacznie rysować w sposób, jaki będzie dla nas najdogodniejszy. Choć warto też się zainspirować i testować, czy nie pasuje nam pewna szczególna estetyka. Jest ogromna różnica między na przykład realizmem a stylem kreskówkowym.
- Ile tobie zajęło odnalezienie swojego stylu?
- Ile mi zajęło...? - zamyślił się na chwilę, jakby czasy, w których znalazł tę osobistą iskierkę, były bardzo odległe. Dla człowieka, który rysował przez znaczną część życia, faktycznie ciężkim było czasem odnalezienie w pamięci poszczególnych etapów. - Wydaje mi się, że w miarę niedawno. Przez bardzo długi okres starałem się naśladować innych, dążyć do perfekcji lub rysować jeden do jeden jak tatuażyści, którzy byli dla mnie inspiracją. Dopiero od pewnego czasu dałem sobie z tym spokój i zacząłem tworzyć tak, jak mi się podoba, nie patrząc na efekt. Jakoś tak samo się to wtedy potoczyło. Swoją drogą... Masz przy sobie jakiś rysunek?
- Mam! - blondyn od razu zaczął gorączkowo szperać w torbie, której z uwagi na pośpiech zapomniał przepakować. Wyjął z niej po chwili czarny szkicownik, który otworzył na właściwiej stronie, podając go następnie swojemu rozmówcy.
Cieszył się, widząc, z jaką uwagą Nathaniel wziął go, przyglądając się małemu dziełu, które przedstawiało anioła. Choć trafniej będzie powiedzieć, że aniołka, bo daleko temu było do majestatycznego bytu. Mimo to miał on w sobie coś uroczego, co sprawiało, że człowiek mimowolnie uśmiechał się na ten widok.
- Widać po tobie, że robisz postępy. - powiedział jego mentor i Bóg w dziedzinie tatuażu. - Znacznie lepiej wychodzą ci włosy, anatomia też lepsza. Pewnie sporo bazgrolisz, co? Wiele osób podczas nauki rysunku ćwiczy raz w tygodniu po trzy, cztery godziny, ale znacznie lepiej jest to robić codziennie, choćby po kwadrans. No i nawet rysując jakieś nieistotne drobnostki, ręka i tak podczas tego się wyrabia.
- Jak myślisz, będę mógł za niedługo spróbować swoich sił w dziedzinie tatuażu? Czy może jeszcze brak mi takiej wprawy w rysowaniu? - pochwycił szkicownik, gdy tylko wyciągnięto go w jego stronę, po czym schował go z powrotem do torby.
Niezmiernie cieszył się w tym momencie, że przyjaciel nie zechciał go, chociażby przekartkować. Na niektórych stronach faktycznie narysowane były różne głupoty.
- Myślę, że już niedługo. Aby pracować z ludźmi, brakuje ci jeszcze naprawdę wiele, jednak sztuczna skóra wydaje się odpowiednia. Na sobie tez możesz w wolnej chwili poćwiczyć. - oparł głowę o ramię blondyna, przez co ten aż się wzdrygnął.
Mimo to nie mógł zaprzeczyć, że ten lekki ciężar na ramieniu był dość przyjemny, jakby wyciszający Nie wspominając o zapachu perfum, który wdarły się chłopakowi do nozdrzy, otulając jego zmysły wonią kwiatów. Nie wiedział jakich, ale chyba dzikich. Tylko dzikie pachną w tak oszałamiający sposób.
- Na mnie? To znaczy, zdaję sobie sprawę z tego, że tatuatorzy na początku pracują na sobie, ale nie wiem, czy dam radę.
- Zawsze warto spróbować. Mimo wszystko ludzka skóra jest jedyna w swoim rodzaju i zanim okaleczysz innych, warto zacząć na sobie. A jeśli pierwsze próby będą szły dobrze, no cóż... - w tym miejscu zrobił dramatyczną pauzę, zerkając na Dominika, aby wykryć w jego twarzy zaniepokojenie, albo choćby nutę ciekawości. Niestety zastał jedynie obojętność. - Może dam ci zrobić tatuaż na mnie?
- No ty chyba żartujesz! - fuknął w odpowiedzi, tym razem pokazując wiele emocji. - Jestem totalnym amatorem, będę potrzebował masy prób, aby zaczęło mi wychodzić.
- Mogę być jedną z nich. Moje ciało i tak jest niczym notatnik. Jestem jednym z tych artystów, którzy próbowali na sobie.
- Nie, nie zgadzam się. Nie okaleczę cię. - uciął, co jednak nie zrobiło na jego rozmówcy wrażenia.
- Więc postanowione, będę miał tatuaż od ciebie. Mam nadzieję, że wytatuujesz mi coś ładnego. - totalnie go zignorował, a widząc złość blondyna, uśmiechnął się ciepło i dodał: - Chcę mieć coś od ciebie. Od wiernego ucznia i jednocześnie potwornie irytującego klienta, który tak uparcie się mnie trzyma. Nie obchodzi mnie jak to wyjdzie ani co to będzie za wzór. Będzie wyjątkowy i, przynajmniej dla mnie, udany. W końcu to w dużej mierze będzie jak wspomnienie, do jakiego będę mógł w ten sposób wrócić nawet wtedy, gdy nasze drogi się rozejdą i znajdziesz się daleko ode mnie.
Rzekł cicho, nie wiedząc, w jaki stan wprawił siedzącego obok chłopaka. Nie mógł on usiedzieć spokojnie w obliczu tak wzruszającej przemowy. Nie zrobiła ona jednak wrażenia na samym jej twórcy, ponieważ ten zwinął się na fotelu w kłębek i zamknął oczy, nie zapominając o (jak przez chwilę sądził okularnik) przylepieniu się na stałe do ramienia studenta. Odpłynął po równie krótkiej chwili, zapewne wyczerpany pracowitą nocą. Dominik założyłby się, że rysował on do upadłego, pracując na to, aby być jeszcze lepszym. W końcu warto rozwijać się nawet wtedy, gdy jest się w miejscu, jakie widziało się na początku drogi na szczyt.
- Nie powinieneś tak szybko zakładać, że nasze drogi się rozejdą. - szepnął w odpowiedzi równie cicho, otaczając ramieniem chłopaka, który w sennym amoku zaczął zsuwać się z krzesła. - Nie powinieneś...
Dodał, nie mówiąc tego jednak ani do Nathaniela, ani do siebie, ani do nikogo innego w autobusie. Słowa te po prostu zawisły w powietrzu, nie znajdując adresata. Dwudziestolatek tymczasem oparł policzek o głowę bruneta i poczuł, że także on jest strasznie zmęczony. Te ćwiczenia z rysowania, doba krótsza niż powinna być i stałe zamartwianie się o wszystko było jednak wyczerpujące. Co za tym idzie i on po chwili odpłynął, będąc z Nathanielem niczym bezwładne marionetki wiezione wyludniającym się stopniowo autobusem.
***
- Hej, panowie, pobudka. Końcowy przystanek. - blondyn usłyszał przy uchu głos.
Był on nieprzyjemny i chropowaty niczym budzik z wyjątkowo irytującą muzyczką. Najchętniej odgoniłby od nich kierowcę niczym natrętną muchę, gdyby nie fakt, że poczuł, jak Nathaniel podnosi się z jego ramienia. Obaj byli rozespani, jednak brunet szybciej pojął, o co chodzi zdenerwowanemu człowiekowi. Kto wie, ile kierowca ich wybudzał...
- Jasne. Dziękujemy i przepraszamy. - tatuator załagodził sytuację, podnosząc się ociężale, a następnie wyciągając dłoń do swojego towarzysza.
Dzięki pomocy przyjaciela udało mu się wstać, a następnie w miarę bezpiecznie opuścić pojazd, który chwilę po ich wysiadce odjechał w siną dal. Dopiero wiatr oraz intensywny zapach lasu rozbudził zmysły okularnika, zmuszając je do intensywniejszej pracy. Także i czucie było jakieś wyraźniejsze, gdy przyszło mu trzymać jego tatuatorskie bóstwo za dłoń. Wyglądali niemalże jak dzieci, które bez tego subtelnego gestu mogłyby się zgubić.
- Stacja końcowa. Chyba nie tu zmierzaliśmy, co? - odezwał się student, przerywając ciszę.
Wylądowali gdzieś pośrodku niczego. Jedyne co obaj widzieli to zieleń otaczającą ich ze wszystkich stron. Do tego przystanek złożony był jedynie z ławki i daszku, z lekko przegnitą kartką rozkładu jazdy powieszoną na jednym ze słupków. Rozglądający się gorączkowo (i najwyraźniej już całkiem przytomny) Nathaniel jedynie potwierdzał tym, że sam nie wie gdzie są i jak się stąd wydostać. Nie było żadnych charakterystycznych punktów.
- Nie. Raczej nie. Ale spokojnie, przecież mamy rozkład jazdy! Zaraz wszystko sprawdzimy i będzie po wszystkim! - odrzekł entuzjastycznie, podchodząc do tablicy. Wytężył następnie wzrok, szukając dobrego połączenia. - Może już nie zrobimy sobie wycieczki tam, gdzie chciałem, ale pojeździmy autobusami. I, co najważniejsze, wrócimy do domu...
Po tych słowach nastąpiła długa cisza. Przerywał ją jedynie szelest koron drzew oraz drobnych zwierząt, które przemykały ukradkiem wśród zarośli. Na szczęście było to chyba jedynie coś małego. Z tego, co udało się oszacować Dominikowi, zając. Obserwował on czy w krzakach pojawią się kolejne ruchy bądź odgłosy, jednak te na dobre znikły. Sprawiło to, że zaczął on przystępować z nogi na nogę, nieco się niecierpliwiąc.
- I jak, o której wracamy?
- Nie wiem... Tutaj nie ma żadnych dobrych autobusów. Już nie dziś...
- Nie gadaj, zawsze coś się znajdzie. Zresztą, jeśli nie na Nowy Jork, to szukaj czegoś, co byłoby po drodze. Albo co ogólnie byłoby jakimś większym miastem, stamtąd łatwiej się wydostać. Zresztą pokaż mi to. - stanął obok, zmuszając Nathaniela do posunięcia się.
- Ale tutaj nic nie ma! Nic a nic! Wszystkie autobusy na dziś odjechały! To znaczy jest jeden, o trzeciej w nocy, ale z tego, co widzę nie jedzie daleko. Nie będziemy wydawać pieniędzy i marnować czasu na przedostanie się do kolejnego odludzia.
- Czyli co... - mruknął, widząc, że rozsądny autobus czekać będzie na nich dopiero o ósmej rano. - Zostajemy tu na noc?
Spojrzał najpierw na przyjaciela, potem na przystanek, a na końcu na las. Wielki i złowrogi. Być może jeszcze nie teraz, ale w nocy na pewno nie będzie zbyt wesoło. A jakby dodatkowo mieli wejść do tego lasu, a nie jedynie przechodzić obok... Na samą myśl okularnik przełknął nerwowo ślinę. Nie, nie, nie!
Wyjął z kieszeni telefon i z nadzieją spojrzał na wyświetlacz. Ciężko powiedzieć, że zawiódł się, widząc brak zasięgu. Spodziewał się go, ale żył tymi ostatnimi iskierkami nadziei. Cóż począć, skoro są zdani na siebie, w totalnie obcym miejscu i bez możliwości szybkiego powrotu do domu? Telefon bez zasięgu jest dla nich bezużyteczną pomocą. Szczególnie taki, który miał niski poziom baterii. W całym tym porannym amoku okularnik zapomniał z domu power banka.
- Nie podoba mi się to ani trochę, Dominiku... - zaczął ostrożnie. - Ale wydaje mi się, że nie mamy innego wyjścia.
Witam moje jelonki! Mam w tej książce tendencję do szastania rozdziałami, tak jest i tym razem. Uważam, że nie ma nic lepszego na sobotni wieczór niż nadprogramowy rozdział, szczególnie, że mam ich naprawdę spory zapas (na dobrą sprawę, aż do końca książki). Mam nadzieję, że i wam umili to nieco ten dzień.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro