Rozdział 22
- Jesteś pewna? Przecież on nie może o to chociażby prosić, a co dopiero załatwić sądownie. To cholerny alkoholik. Nawet jeśli dobrze się z tym kryje. - Dominik chodził po kuchni w kółko, słuchając zegara i swoich pośpiesznych kroków.
Od czasu do czasu do pomieszczenia przez uchylone okno wdzierał się również wesoły śmiech dzieciaków, które kredą kreśliły na chodniku pod oknem wymyślne obrazki.
- Niestety jestem pewna, dostałam dzisiaj pismo. Z resztą i tak powinien widzieć się z Ann raz w tygodniu. Jeśli zechce, może mnie pozwać za utrudnianie mu kontaktu z córką. - kobieta w średnim wieku oparła się o kuchenny blat i przetarła dłońmi zmęczoną twarz.
Jej makijaż częściowo się rozmazał, ukazując zmarniałe oblicze otulone niesfornymi pasmami włosów, które wyszły z porządnego zazwyczaj koka. Część z nich sterczała, a inne spływały w dół, kręcąc się przy końcach.
- Nie zrobi tego, prawda? Na pewno się nie odważy. - w jego głosie brzmiał większy strach i desperacja niż chciał. Co za tym idzie, potrząsnął on szybko głową, jakby miało to pomóc w pozbyciu się tych niewygodnych uczuć. - Damy sobie radę. Przecież składał już wnioski o naprawdę różne rzeczy, zawsze wychodziłaś obronną ręką. Sądy lubią matki, tym razem działa to na naszą korzyść. Dostaniemy jakąś dobrą sędzinę lub sędziego i ojciec nic nie ugra.
- Nie wiem, Dominik. Nie wiem... - szepnęła, a przez to, że słychać po niej było równie mocny żal, także jej syn bardziej spochmurniał. - Jestem potwornie zmęczona. Nie wiem już co mam robić. Nie udało mi się zapewnić ci spokojnego dzieciństwa. Myślałam, że chociaż Ann będzie dorastała w spokoju. Czy jestem złą matką? Matka dba o swoje dzieci i nie pozwala, aby stała im się krzywda.
Jej szczupła dłoń sięgnęła po szklankę, w której wcześniej rozpuściła musujące tabletki pomagające jej w bólu głowy. Obecnie naczynie posłużyło za prowizoryczny kieliszek, w którym mocząc usta, chciała odpędzić żale życia codziennego.
- Troszczysz się o nas, mamo... - starannie warzył słowa, zbliżając się ze wzrokiem wbitym w szklankę. Jego matka o mało nie uroniła w tym rozgardiaszu odrobiny wina. A może poprzednie dwie lampki sprawiły, że świat nieco wirował w jej głowie. - Po prostu teraz dzieje się coś, na co nie masz wpływu. Ale damy sobie radę, tak? Zawsze ją sobie dajemy. Obiecuję, że nie dam skrzywdzić ciebie ani Ann.
- Nie powinieneś martwić się o takie rzeczy. Jesteś tak strasznie młody. Nie powinieneś przejmować na siebie roli głowy rodziny. Teraz jest twój czas na imprezy, wyjazdy ze znajomymi, zajęcie się tylko nauką. Masz w ogóle jakichś przyjaciół?
Pytanie to odbiło się echem w jego głowie i wolał, aby pozostało bez odpowiedzi, jednak nie mógł tak po prostu zamilknąć. Co prawda miał Nathaniela. On zdecydowanie był jego przyjacielem, nawet jeśli ich relacja od początku bywała skomplikowana. Miał także Alberta, który, mimo że potwornie upierdliwy i bez taktu, trzymał się go uparcie bez względu na wszystko. Być może i jego w drodze wyjątku mógł podciągnąć pod kategorię ''przyjaciel''. Jednak czy to nie za mało dla osoby w jego wieku? Czy to nie za mało dla jakiejkolwiek osoby w jakimkolwiek wieku?
- Mam przyjaciół. Ktoś się znajdzie. Ale nie mówimy teraz o mnie, bo nie chodzi o mnie, tylko o Ann i ciebie. Tak, i mi czasem nie podoba się ta rola. Ale prawdą jest, że nie ma nikogo innego, kto mógłby ją przejąć. Nie ma odwrotu i zamiast rozpaczać, pomóż mi w tym, abym miał siłę dalej starać się ze wszystkich sił, jasne?
Wiedział, że przy matce nie ma sensu rozpaczać nad rzeczywistością. Rozpamiętywać jego utraconej młodości i ciężaru, jaki dźwigał na swoich barkach, od kiedy został jedynym mężczyzną w rodzinie. Gdyby dał pochłonąć się poczuciu straty, oboje by utonęli w lepkiej mazi piętrzących się wciąż problemów.
Całe szczęście tym razem wystarczyło jedynie lekkie naprostowanie myśli kobiety, ponieważ ta posłusznie kiwnęła głową, godząc się na poradzenie sobie we dwójkę. Lecz czy miała inne wyjście? Na pewno nie teraz, gdy to drobne stworzenie wbiegło do kuchni, ubrudzone kredą i niezwykle szczęśliwe. Dziewczynka jako jedyna nie zdawała sobie sprawy z wyzwań stawianych matce i jej bratu oraz tego, w jakich tarapatach się znajduje. Jej dziecięcy umysł pozwalał jej, póki co żyć we względnym spokoju. No, może czasem jedynie budził się w niej żal, gdy to nie dościgała rówieśników w najnowszych zabawkach, ubraniach czy elektronicznych gadżetach.
- Co jest, skarbie? - pierwszy odezwał się Dominik, który klęknął przy dziewczynce i z troską omiótł wzrokiem całą swoją siostrę.
Od dołu ubrudzonej kolorowym pyłem sukienki aż po rozwalone we wszystkie strony włosy, w których tkwiły liście i gałązki. Wyjął on nawet jedną, dość sporą, odkładając na bok.
- Przyszłam się tylko napić. - powiedziała wesoło, przez co Dominik pomógł jej chętnie, aby spełnić to pragnienie.
Nalał jej szklankę wody i patrzył, jak spragniona wypija przejrzystą ciecz do dna, odstawiając następnie szklankę i oblizując usta. Nie umiałby jej skrzywdzić, nawet jeśli by naprawdę chciał. Dlaczego więc ich ojciec chciał wyrządzić jej krzywdę?
- Uważaj na siebie, dobrze?! Szczególnie podczas łażenia po drzewach! - krzyknął jeszcze za nią, gdy ta wybiegła z kuchni, a następnie z domu, aby powrócić do beztroskiej zabawy.
Po tym jeszcze przez chwilę patrzył w miejsce, w którym stała jego siostra, czując, że i jego to wszystko przerasta. Matka miała rację, to nie było odpowiednie dla osoby w jego wieku. Nie przez tyle lat, które spędził on na tej bezowocnej zazwyczaj walce. Nie mógł tego jednak przyznać otwarcie nawet przed sobą, a co dopiero przed mamą czy Ann, dla których był zawsze światełkiem na końcu długiej, zawiłej drogi. Czuł się odpowiedzialny za te dwie kobiety, które kochał nawet wtedy, gdy Ann bardzo go denerwowała, a matka budziła żal tego, że w ogóle zdecydowała się na dzieci. W końcu, gdyby się nie istnieje, ''życie'' staje się łatwiejsze.
- Zrobię obiad, odpocznij. - powiedział po chwili, przerywając ciszę.
***
- Wszędzie walają się te twoje pieprzone szkicowniki! - warczał dobrze zbudowany mężczyzna, przewalając rzeczy w pokoju syna.
Gazetki, notatki, płyty, książki i wspomniane już wcześniej szkicowniki przerzucane były z kąta w kąt. Na ten widok Nathaniel jedynie krzywił się, wiedząc, że będzie musiał to potem wszystko od nowa poukładać.
- Czego ty tu tak szukasz? - zapytał, opierając się o framugę drzwi.
- Czego? Dobrze wiesz, czego. Na pewno okradłeś mi fajki! - kropelki jego śliny rozbryzgły się po otoczeniu, wraz z oskarżeniem, które wytoczyło się z jego ust.
Był pijany. Pijany tak naprawdę, a nie jedynie podpity. Nathaniel znał ten stan, który był niczym krótki epizod w ogólnym pijaństwie jego rodziców. Ci zazwyczaj odurzali się jedynie, aby móc na spokojnie kolejnego dnia wytrzeźwieć i pójść do pracy. Rzecz jasna dalej byli dla swojego syna nieznośni, czepialscy i nieco agresywni... Ale nie mogło się to równać z momentami, gdy puszczały im hamulce i bez ustanku wlewali w siebie litry alkoholu, pokazując Nathanielowi, czego dokładnie nie chce robić swoim dzieciom. Nie wyobrażał sobie nawet postępować tak, jak postępowali jego rodzice.
- Niczego nie ukradłem. - odrzekł spokojnie. - Zapewne już wszystko wypaliłeś. Jak chcesz, mogę skoczyć do sklepu i kupić ci nowe.
Co prawda nie cieszyła go wizja bycia chłopcem na posyłki dla wstawionego ojca, jednak w takiej sytuacji była to chyba najbezpieczniejsza opcja.
- Łżesz! - tym razem śliną oberwały kartki otwartego na biurku zeszytu. - Na pewno je tutaj trzymasz!
- Niczego tu nie trzymam! - warknął w końcu i stanął między ojcem a łóżkiem, w którym ten też chyba chciał zacząć grzebać. ''Doprawdy cyrki z tym człowiekiem'', pomyślał Nathaniel. - Wyłaź stąd i nie rób mi łaskawie syfu większego, niż jest.
- Odsuń się. - burknął groźnie, przez co tatuator przełknął nerwowo ślinę, tkwiąc jednak w miejscu niczym przyklejony do podłogi.
Czekał. Czekał na to, co się wydarzy. Czuł się praktycznie jak w jakimś ekscytującym filmie, przy którym widz zaczyna bardziej wcinać popcorn i gapić się w ekran. Niestety w tym przypadku cokolwiek się nie stanie, to on poniesie konsekwencje i to już w pełni na serio.
Stało się jednak w tym momencie coś dla niego bardzo niespodziewanego. Ojciec uniósł dłoń i zamiast tak, jak zazwyczaj opuścić ją i klnąc udać się do salonu, zamachnął się. Jego ręka nie drgnęła nawet o minimetr, gdy wymierzył policzek swojemu jedynemu synowi. Dla bruneta stanowiło to tak duży szok, że aż usiadł na stojącym za nim łóżku, łapiąc się za piekący nieznośnie policzek. O jego rodzicach można było powiedzieć naprawdę wiele, ale dostał tylko kilka razy w życiu, gdy bardzo ich zdenerwował i był jeszcze dość młody. Czy wykonany przed chwilą gest świadczył o posunięciu się w swoim zepsuciu? Czy może przemoc stanie się codziennością, skoro przyszła z taką łatwością?
- Gówniarz. - skwitował jeszcze mężczyzna na koniec, po czym chwiejnym krokiem opuścił pomieszczenie.
Pozostawił po sobie jedynie otumaniający zapach alkoholu, który wdarł się do nozdrzy Nathaniela, budząc w nim prawdziwą złość. Odsunął on dłoń od obolałego wciąż policzka, po czym podniósł się z niedbale pościelone łóżka. Czyli tak ma być? Och nie, on się tak nie będzie bawił.
Mimo wielu emocji opanował on się i schylił, wydobywając spod łóżka puszkę. Na pierwszy rzut oka było to jedynie stare opakowanie po czarnej herbacie, jednak jego zawartość była już bardziej wyjątkowa. Po otworzeniu wieka dało się ujrzeć wiele pozwijanych plików pieniędzy. Czasem samotną dziesiątkę, wrzuconą przy okazji jako reszta z zakupów. To w tej puszce Nathaniel lokował sporą część swojej wypłaty, wiedząc, że to inwestycja w przyszłość. Nie zbierał on jak większość osób w jego wieku na samochód czy nowy telefon, a na wyprowadzkę.
Od kiedy tylko zaczął zarabiać sam na siebie, w jego głowie wykwitł plan, aby się usamodzielnić. To w tym celu gromadził tyle, ile mógł, marząc o tym, że pewnego dnia wystarczy mu, aby już nigdy tu nie wracać. Prawdopodobnie tylko ta wizja ratowała go od szaleństwa. Za każdym razem, gdy wrzucał do puszki pieniądze, tak jak choćby teraz, wyobrażał sobie siebie za kilka lat, a może i nawet za rok. Siebie jako szczęśliwego, spełnionego tatuatora, który nie martwiąc się o nic siedzi w oknie swojego własnego mieszkania i popija wino. To tanie, ze sklepowej półki, ale wciąż niezwykle słodkie wbrew swojej naturze.
Po chwili jednak odłożył puszkę tam, gdzie była, i ten swego rodzaju sen na jawie zniknął. Wiedział jednak, że lizanie cukierka przez papierek kiedyś się skończy i faktycznie zasmakuje on takiego życie. Nie ważne jak przykre by nie było, że musi radzić sobie z tym sam. Większość dzieci dostaje od rodziców ten dobry pieniężnie start. Te z nieco mniej zamożnych rodzin przynajmniej słowo wsparcia i pocieszenie, że ktoś zawsze będzie na nie czekał, jeśli nie uda im się w pełni rozwinąć skrzydeł i zmuszone będą jeszcze trochę pomieszkać w rodzinnym gniazdku. Trzeba mieć prawdziwy niefart, aby już na linii startu zostać pozbawionym obu tych rzeczy.
Witam moje jelonki! Zaczynam tęsknić za czasami, w których przeziębienie oznaczało tydzień wolnego spędzony przy książkach, telefonie i laptopie. Obecnie ani wolnego ani dobrego samopoczucia żeby je wykorzystać, jakby się trafiło. Niech już minie sezon na przeziębienia bo zejdę na katar.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro