Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 21


- Jeszcze pożałujesz, idioto! Żebyś mi się na oczy nie pokazywał! - wydzierał się Albert, praktycznie tocząc pianę z ust przez samo spojrzenie na zbierającego się pośpiesznie chłopaka. - Już! Wypad! 

Aby lepiej podkreślić swoje słowa najpierw wywalił za drzwi walizkę byłego już chłopaka, a potem i samego nieszczęśnika. Ten pokaz złości zakończył trzaśnięciem drzwiami, po którym aż potarł dłonie. Był zdenerwowany, to fakt, ale bardziej w jego umysł wdzierał się smutek. Żal ten spowodował zrzucenie z szafki w przedpokoju wazonu, który zbił się, rozbiegając  po podłodze w postaci wielu przeźroczystych drobinek. Podwiędłe już róże opadły na drewnianą posadzkę, otulone resztką mętnej wody. Były niczym nędza i rozpacz wdzierające się do serca Alberta. 

- Dupek. - skwitował krótko, jakby chciał ulżyć sam sobie, po czym wyciągnął z lodówki butelkę piwa. 

Bezceremonialnie otworzył ją zębami i upił łyk porządny niczym prawdziwej, szkockiej whisky. Niestety tani, niskoprocentowy alkohol nie dostarczył mu niczego więcej niż grymasu na twarzy i spłynięcia zimnym strumieniem w głąb jego gardła. 

***

- Mówię ci, zachował się jak ostatni debil! Jestem pewien, że chciał przepraszać mnie na klęczkach, gdybym go nie wywalił za drzwi. - żalił się Dominikowi, gdy wspólnie przechadzali się jedną z mniej uczęszczanych, Nowojorskich uliczek. 

Okularnik słuchał go z uwagą i przytakiwał, cierpliwie znosząc ten wywód na temat byłego kochanka jego przyjaciela. W końcu jednak Albertowi zabrakło powietrza, które ten na koniec zaczął rozpaczliwie łapać. Rumieniec na jego twarzy dodatkowo świadczył nie tylko o wzburzeniu, ale i wysiłku, jaki przyniósł mu taki potok słów. 

- Z pewnością nie zachował się dobrze, zdrada nigdy nie popłaca. - przytaknął mu dwudziestolatek. - Ale który to już w przeciągu pół roku? Każdy albo coś robi, albo tobie zaczyna coś nie pasować. Może powinieneś lepiej sprawdzać z kim się umawiasz? Ekspertem nie jestem, ale długo nie zajedziesz na chwytaniu się byle jakich związków. Bycie parą to nie zabawa ani nic potrzebnego do życia, abyś wykitował po odpuszczeniu sobie na jakiś czas. 

- Problem w tym, że ja nie umiem być sam. Nudzę się wtedy. - mruknął, w iście dżentelmeńskim geście otwierając chłopakowi drzwi sklepu. 

Głównym celem ich dzisiejszej wyprawy (oprócz wylania przez Alberta swoich żali) była hurtownia, w której Dominik zazwyczaj zaopatrzał się w sporą ilość długopisów oraz ołówków do szkoły. Tym razem jednak zakupić musiał kilka drobiazgów, które ułatwią mu wgryzienie się w sztukę. Jeśli faktycznie chciał gdziekolwiek zajść w dziedzinie tatuażu, ćwiczenie było niezbędne, a jak już ćwiczyć, to na dobrych materiałach. 

- Skoro nudzisz się sam, to jak chcesz z kimś zbudować dobrą relację? W związku nie chodzi o uzależnianie się od siebie, tylko współpracę. Nie masz się z kimś nawzajem wypełniać, tylko dopełniać, a to nie dojdzie do skutku, gdy ty nie masz nic do zaoferowania. 

- To zawsze dawało radę. - zaczął marudzić niczym dziecko, jednak nieco się speszył, widząc sugestywny wzrok Dominika. Nietrudno było odczytać, co ten ma na myśli. - I co tego, że krótko?! Nie moja wina, że trafiam na samych pajaców. 

- Coś tak czuję, że nie tylko w nich jest problem... - szepnął, nie dbając o to, czy przyjaciel go usłyszy.

Wierząc całym sercem, że nie doszło to do uszu Alberta zgarnął koszyk, po czym zaczął leniwy spacer między alejkami. Nie śpieszył się, miał czas. Jedyne co mogło go pośpieszać to Albert marudzący mu nad uchem niczym znudzony trzylatek, jednak na pewno da się ku temu coś zaradzić. Być może niczym dziecko zamknie się, gdy Dominik zasponsoruje mu opakowanie pachnących nowością kredek. 

- A czemu gumka chlebowa to gumka chlebowa? - po chwili ciszę przerwał Albert, który swoim zwyczajem nie siedział cicho zbyt długo. 

- Nie wiem. Zapytaj tego, kto to wymyślił. - wymruczał dwudziestolatek, studiując uważnie napisy na tyle farb plakatowych, jakimi lubił posługiwać się na plastyce w podstawówce. 

Jego kompan nie był pocieszony tym brakiem uwagi. Co za tym idzie zaczął rozglądać się za czymś ciekawszym, co zajęłoby go na dłuższą chwilę. Jego oczy wręcz błysnęły, gdy dostrzegł swoją potencjalną ''ofiarę''. 

- Widzisz tego sprzedawcę? - wyszeptał przy uchu Dominika, przez co ten nie mógł być obojętny i faktycznie skierował wzrok w stronę niewinnego sprzedawcy wykładającego towar. 

Chłopak był młody, z grzywką w kolorze kasztanu zaczesaną na bok i wesołymi, pełnymi życia oczami w odcieniu podobnym do włosów. Całe szczęście nie zwracał na nich uwagi, dzięki czemu mogli się przez chwilkę w niego wpatrywać, nie budząc w ekspediencie zakłopotania. 

- No, ładny jest. - przyznał obojętnie Dominik. - Ale raczej nie w twoim typie, wygląda zbyt grzecznie. Poza tym jeszcze chwilę temu żaliłeś mi się, że cię chłopak zostawił. Nie rozglądaj się teraz za innymi. 

- Ja po prostu zwracam uwagę na ciekawsze rzeczy w tym pomieszczeniu. Nie będę tak jak ty oglądał rysików ołówków.

Chłopak zamrugał kilkukrotnie, faktycznie przyłapany na przyglądaniu się smukłym, lekko połyskującym rysikom. Odchrząknął cicho i wsadził dwa ołówki o niezwykle czarnej barwie do koszyka.

- W takim razie weź telefon i to nim się zajmij, zamiast molestować wzrokiem biednych, niczego nieświadomych ludzi. 

Mówiąc to udał się dalej, natomiast chłopak o wściekle czerwonej czuprynie zmuszony był do poczłapania za studentem. Albert nie zrezygnował jednak z dalszego rozglądania się po pełnym ludzi sklepie. Powietrze przesiąknięte było zapachami, zarówno tymi od przyborów plastycznych, jak i wonią perfum wymieniających się wciąż osób. Większość wpadała po drobne rzeczy, po czym czmychała znów na dwór. Jedynie zagorzali artyści stali przy pułkach dłużej, dzierżąc koszyki z wybranymi starannie przyborami. 

- Tamten też ładny. - po chwili ucho okularnika znów otulił szept, który wydawał mu się w tym momencie niczym kłopotliwe bzyczenie muchy. 

- Co ja ci mówiłem o skupianiu się na innych? - syknął, mimowolnie kuląc się lekko, gdy chłopak o którym mówił Albert zerknął w ich stronę. 

Chyba jednak nie usłyszał, że mowa o nim, ponieważ omiótł ich jedynie krótkim spojrzeniem, które po chwili zwrócił znów w stronę półki z flamastrami. 

- A ja ci mówię, że nudzę się i przez to patrzę na innych. Mogę się patrzeć, wolny kraj. Przecież krzywdy tym ludziom nie robię. 

- Wiem o tym, ale to serio niepokojące w takim momencie twojego życia. Proszę, udawaj chociaż, że ci przykro po zerwaniu i nie rozglądaj się za innymi. Jeszcze ktoś ci wpadnie w oko i za miesiąc znowu będę musiał wysłuchiwać jaki to świat jest niesprawiedliwy i tarasuje ci drogę do szczęścia. 

- Ja nigdy tak nie mówię. - odrzekł cierpko Albert. - I mogę ci się nie żalić jeśli nie chcesz, wystarczy powiedzieć. 

- Wiesz dobrze, że nie o to mi chodzi. - pokręcił głową, odstawiając przy tym niechętnie duże pudełko kredek. Zapewne przydałyby się i były naprawdę piękne, ale póki co jeszcze nie na jego budżet. - Po prostu spróbuj podejmować decyzje na spokojnie, dobrze? Przemyśl, co w twoich dotychczasowych związkach szło nie tak. Czego chcesz od życia i od tak zażyłej relacji. Znajdź sobie cel, do którego chcesz dążyć zarówno jako osobna jednostka, jak i w parze z kimś innym. 

- Ale jak sobie popatrzę na ładnych ludzi to nic nie... - jego wypowiedź została ucięta w pół przez chłodny głos blondyna. 

- Nic się nie stanie? Patrzenie na ''ładnych ludzi'' sprawi, że zaraz znowu będziesz z kimś w związku i ta karuzela śmiechu i rozpaczy jednocześnie się nie skończy. Zrozum, chcę twojego dobra. Nawet jeśli ja nigdy nie byłem w związku, to widzę z boku pewne rzeczy lepiej niż ty. 

- Dobra, postaram się nie oglądać. - mruknął pod nosem, nie kryjąc jednak przy tym swojej obrazy i naburmuszenia. 

Dla Dominika jednak chłopak mógł boczyć się ile chciał, ważna była ta cisza i spokój. Nikt nie ględził mu nad uchem, nie zmuszał do zastanowienia się nad wyglądem ludzi wokół. Tylko on, przybory i jego myśli, w których miał mniej więcej sporządzoną listę zakupów. Odszukując ją zdążył ochłonąć na tyle, że pozbierał wszystko do kupy i udał się w kierunku kasy, przy której powitał ich skomplementowany wcześniej szatyn. Jego anielski wręcz uśmiech faktycznie miał w sobie coś urzekającego, jednak okularnik miał w głowie póki co tylko to, aby zapłacić, po czym udać się jak najprędzej do domu. Zazwyczaj w ten sposób wyglądała jego strategia, gdy opuszczał swoje ciche, bezpieczne lokum. 

I myślał w tym momencie, że upiekło mu się i wszystko pójdzie dobrze. W końcu jego zakupy były już skasowane, a chłopaczek na chwilę odwrócił się po jednorazówkę, w którą będzie można zapakować zakupione przybory. 

- Podobno artyści są dobrzy w łóżku. - szepnął chłopak o jaskrawych włosach, musząc mieć jak zawsze ostatnie słowo. 

- Albert! - fuknął Dominik, nie potrafiąc powstrzymać rumieńca spowodowanego zakłopotaniem i zażenowaniem. Ciekaw był, czy jego towarzysz dzielił się równie błyskotliwymi spostrzeżeniami na zakupach z rodzicami. 

- Jakiś problem? - zapytał ich szatyn, który odwrócił się do płonącego rumieńcem Dominika i Alberta, który przystępował z pięty na palce, pogwizdując niewinnie. 

- Nie, wszystko jest w porządku. - odrzekł Dominik, siląc się na niezwykle krzywy uśmiech. 

W tym momencie czekał tylko na to, aż pracownik skończy pakować towar, po czym mógłby w końcu uciec wraz z tym idiotą. Całe szczęście drobne, pianistyczne wręcz dłonie chłopaka uwinęły się szybko. Po pożegnaniu i wysłuchaniu formułki o odwiedzeniu sklepu ponownie, koledzy mogli opuścić budynek. Dwudziestolatkowi wydawało się, że świat poza sklepem pachnie pięknie. Kwiatami i wiatrem, bez cienia zdenerwowania wiszącego w powietrzu. 

- Jesteś debilem! - zbeształ swojego towarzysza i trzepnął go solidnie w łeb, po czym szybkim krokiem udał się w stronę swojego domu, z uciechą słuchając, jak goniący za nim chłopak przeprasza. 

Zdecydowanie Albertowi przydałaby się lekcja dobrych manier, jak i relacji międzyludzkich, aby ten nie roztrwaniał swojego życia na związki bez przyszłości. 

''Ten człowiek naprawdę nie uczy się na błędach'' pomyślał student, ani przez chwilę nie zwalniając kroku. Po chwili jego usta uformowały się w rozbawiony uśmiech. 

''Przypadłość zaskakująco wielu osób. W tym też mnie. Swoją drogą ciekawe, jak tam mój tatuażysta..."


Witam moje jelonki! Ostatnio nigdy nie wiem kiedy jest wtorek. Piątek się wlecze, poniedziałek przychodzi szybko, czwartek jest magicznie połączony z wtorkiem. Niby zawsze robię coś innego, a jednak codziennie jest tak samo. Przyjmuję za pewnik to, że życie toczy się tym a nie innym rytmem i po prostu trwa jak taki jednakowy tasiemiec przeplatany dniami mniej i bardziej ważnymi. Całe szczęście (chociaż i nieszczęście) nadwyrężyłam sobie prawdopodobnie ścięgno więc mam jeden dzień aby wrzucić wam ten rozdział który powinien być na wczoraj xD

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro