Witaj w domu Taro
(Z perspektywy Hannah)
Nastała cisza. Akio w co Ty się znowu wpakowałeś...
(Następnego dnia)
Fudou był przy mnie całą noc. Obudziłam się i wzięłam do rąk Taro. Do sali wszedł lekarz, spojrzał na nas i na dziecko.
Akio milczał, milczałam razem z nim. Lekarz się uśmiechnął do nas.
-Dziś wracacie w trójkę do domu- oznajmił lekarz.
-Cudownie!
-Tak. W końcu... - powiedział Akio.
-Tu macie wypis. W razie czego możecie wrócić. To tyle z mojej strony. Do widzenia. - powiedział lekarz i wyszedł z sali.
-Do widzenia- powiedzieliśmy równocześnie z Akio.
Powoli ubrałam dziecko i wstałam z łóżka.
-Pomóc Ci w czymś kochanie? - spytał.
-Tak. Daj Taro do nosidełka i go zapnij w nim, a ja się ubiore przez ten czas...
-Słucham? Co mam zrobić? - spytał.
-Na słuch Ci padło? Zrób to o co proszę tylko uważaj na niego... I nie rób oczu jak Sowa po 15 energetykach...
-Dobrze... -odparł.
Wstał i delikatnie złapał Taro.
Włożył go do nosidełka i zapiął w nim, po czym podniósł nosidełko i swoją torbę przerzucił przez ramię. Ubrałam się, wzięłam wypis i ciągnęłam walizkę z ubraniami. Wracaliśmy do domu.
-Mały ma pokój zrobiony. - powiedział.
-Kiedy go urządziłeś?
-Dawno... To ten tajemny pokój... Wszystko w nim jest. Teraz będzie dobrze...- powiedział.
-Też tak sądzę i dziękuję za lekarstwa...
- To nic takiego... - lekko się uśmiechnął.
Pocałowałam go w policzek. Doszliśmy pod jego, teraz nasz dom. Otworzył go i weszliśmy. Zamknęłam drzwi. Zaprowadził mnie do pokoju Taro. Wszystko było jak mówił urządzone. Położyłam małego do łóżeczka i wyszliśmy z pokoju zostawiając otwarte drzwi. Na szczęście mały spał. Ciekawe co Akio zrobił dla tych leków...
(Z perspektywy Fudou)
Wyciągnąłem z torby wszystkie lekarstwa i położyłem na stoliku w pokoju. Było tego cała kupka.
Hannah spojrzała na mnie.
-Wiesz ile to kosztuje? Jedno opakowanie? -spytała.
-Wiem... Cena się nie liczy, tylko twoje zdrowie i nasza rodzina...
-Skąd to masz? - pytała dalej.
-To Ci pomoże. Nie wystarczy Ci?
Po prostu mnie nie będzie czasami w domu...
-Czemu? - naciskała na odpowiedź.
-I tak Ci nie powiem. Po prostu bierz te leki codziennie i wyzdrowiejesz... Marzyłaś o szczęśliwej rodzinie...
- W co ty się wpakowałeś? - spytała.
- W nic... Chciałaś happy end'u to będzie...
- Tak. Chciałam, ale nie twoim kosztem! - krzyknęła.
-Przecież mi nic nie będzie... Nawet jeśli... To Ty masz być szczęśliwa... Ty i Taro macie być szczęśliwi jak nigdy do końca życia... Zaraz jak wyzdrowiejesz...
-Ale on musi mieć też Ojca!- krzyknęła z łzami w oczach.
Spojrzałem na nią i nie wiedziałem co powiedzieć.
Ciąg dalszy nastąpi...
Zapraszam na kolejne części.
Adik. Karolak.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro