Jestem gnojkiem.
(Z perspektywy Fudou)
Obudziłem się rano, wtulony do Hannah.
-O kurna co tu robi pokemon i czemu się do niego przytulam?!
-Serio Fudou? Nic nie pamiętasz?? -spytała Hannah.
-Nie, a co..
Przewróciła oczami.
-Czemu nie jesteś w pokeballu?
-Skończysz? - spytała ponownie.
-Nie..
-Jezu, debil..-dodała
-Nie, bo jesteś pokemon.
Wstała i poszła do kuchni napić się wody, po czym wróciła.
-Widzę, że ci lepiej - rzekła.
-Tak, dużo lepiej.
-Ja idę do domu, a Ty się ogarnij- powiedziała i wyszła.
Poszedłem pod prysznic, ubrałem świeże ubrania i wyszedłem. Może spacer, tylko dużą butelkę wody muszę wziąć.
Schowałem do plecaka wszystko, zjadłem kanapke i wyszedłem.
Spotkałem po drodze Sakume, który sam nic nie pamiętał.
Przechodził Kazemaru spojrzał na mnie krzywo i go złapałem za kurtkę.
-Masz jakiś problem roszpunko?!
-Puść mnie! -krzyknął
-Przywal mu i po problemie- dodał Sakuma.
Przewróciłem go na ziemię i usiadłem na nim.
-Teraz masz problem!
-Ja sobie pójdę i Was zostawię, obiecuję - odparł.
-Na co czekasz! - krzyknął Sakuma.
Uderzyłem Kazemaru w mostek.
-Ja naprawdę stąd pójdę- ledwo wydusił.
- W dupie to mam! Teraz oberwiesz!
-Zostaw go Fudou! - usłyszałem Hannah.
Sakuma ją złapał i trzymał.
-WAL GO! -krzyknął Sakuma
-Proszę nie Fuduś! -dodała Hannah
-Nie jestem Fuduś!
Uderzyłem Kazemaru w te same miejsce i wstałem z niego. Ledwo co wstał, cały czas się dusił. Nie potrafił złapać powietrza.
Sakuma dalej trzymał Hannah, podszedłem do niej i uniosłem jej podbródek.
-Nie jestem Fuduś, jestem gnojkiem. Zapamiętajcie to sobie, ja się nie zmienię. Chyba potrzeba cudu.
Mówiłem to z uśmiechem, puściłem jej podbródek, a Sakuma popchnął ją na Kazemaru. Poszliśmy w stronę parku.
-Dobrze jej powiedziałeś-powiedział Sakuma.
-Niech wie gdzie ich miejsce pokemon...
Weszliśmy do parku i usiedliśmy na ławce.
(Z perspektywy Hannah)
-Nic Ci nie jest Kazemaru?
-Nie, przeżyję - odparł
-Czy on się popisuje przy kolegach?
-Nie wiem... Nie znam go na tyle by Ci powiedzieć... -spojrzał na mnie.
-Wiem, ale jak jest sam... To tylko wyzywa... Nigdy Cię nie uderzył..
-No nie. - odpowiedział.
-Dasz radę?
-Tak i tak idę do domu- odparł.
-To dobrze..
-Co ty zamierzasz? -spojrzał pytająco.
-Śledzić go.
-Sama? To szaleństwo.. -dodał, przejęty.
-Wiem, ale nie mam wyjścia. Z resztą lubię adrenalinę.
-Jakby co to dzwoń- dodał.
-Tak, tak i Ty pobity mi pomożesz.. Weź idź do domu się połóż.
-Dobrze. -rzekł
Poszedł trzymając się za żebra, a ja poszłam do parku. Szybko ich zauważyłam. Wolałam zostać w ukryciu, nie wiedziałam co im jeszcze odwali do głowy. Słuchałam co mówią...
(Z perspektywy Fudou)
-I co Dark chce znowu grać z Raimonem?
-Tak, tylko tym razem mamy się pozbyć każdego kto stanie nam na drodze - powiedział Sakuma.
-W sensie?
-Zniszczyć Endou! -krzyknął.
-Zostaw to mi! Ja się zajmę pokemonem, a Ty zniszczysz Mamoru.
-Nie ma sprawy spadam, Pa. -powiedział Sakuma.
-Nara.
Poszedł, a do ławki podeszła Hannah. Usiadła i spojrzała na mnie.
-Czego znowu pokemonie?
-Dlaczego uderzyłeś Kazemaru? - spytała
-Nie znam typa.
-Znasz! -krzyknęła.
-A chodzi Ci o roszpunke? Taką miałem ochotę..
-Czemu mówisz, że jesteś gnojem?
-Co to komisarz Alex na służbie? Czy Ojciec Mateusz?
-Odpowiedz! -krzyknęła.
-Nie.
-Bo? -spytała
-Nie jesteś Bogiem uświadom to sobie.
Wybuchłem śmiechłem.
-D jak Debil- powiedziała
-M jak mdli mnie i co z tym teraz zrobimy?
-Mam cię dość.. -dodała
-Oj nie Ty jedna, dopisze cię do listy, tylko nie wiem czy się zmieścisz...
-Umiesz normalnie odpowiadać?? - spytała
-Przecież to robię chyba, że dopada cię głuchota... Idę.. Pa.
-Czekaj! -krzyknęła.
Byłem w drodzę do domu, jak już doszedłem, zamknąłem się w pokoju mimo, że dom był pusty i puściłem muzykę. Tak jestem gnojkiem, bez uczuć... Jeszcze jedno... Hannah ja się nie zakochuje....
Ciąg dalszy nastąpi...
Zapraszam na kolejne części.
Adik. Karolak.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro