42
Jin zacisnął dłonie w pięści, próbując się uspokoić.
Nie powiedział tego, prawda?
Nie mógł aż tak bardzo zwalić.
Jeon zaśmiał się cicho i zaczął klaskać, po czym wstał.
- Czarujące, doprawdy. Jesteś idiotą, Jin. Jaki normalny lekarz zaczyna interesować się swoim pacjentem? A może po prostu powinieneś zamienić się z NamJoonem i zacząć przebywać w szpitalu zamiast niego? - Jeon parsknął głośno śmiechem.
Jin zacisnął mocno powieki, biorąc głęboki wdech. Miał serdecznie dosyć wszystkiego. Naprawdę chciał, żeby cały ten pieprzony dzień był jakiś koszmarem. Chciał obudzić się i szybko o nim zapomnieć.
Ale nie mógł.
Tkwił w jednym wielkim koszmarze.
- Jesteś taki żałosny, Jin. Naprawdę myślałem, że masz chociaż odrobinę więcej rozumu, ale widocznie się przeliczyłem. Żadna moja groźba nie podziałała. Nic. Idiota. - zaśmiał się starszy lekarz, patrząc na Jina z widocznym rozbawieniem.
To nawet nie bolało.
Dobrze wiedział kim jest.
Jak cholernie głupio się zachował.
Nic nowego.
- Pomyśl trochę nad sobą. Daję ci ostatnią szansę, bo lekarz z ciebie dobry, tylko potwornie głupi. Pamiętaj, że wyłączeniem kilku kamer nic nie zdziałasz. Mam więcej dowodów niż myślisz, skarbie. - Jeon podszedł bliżej mężczyzny i uśmiechnął się delikatnie. - Uwierz mi, że mógłbym cię zniszczyć w kilka minut. Wystarczy jedna rozmowa.
Gdyby nie świszczący i szybki oddech NamJoona, w pokoju zapanowałaby kompletna cisza.
- Widzimy się rano. Pamiętaj, że ja łatwo sobie nie odpuszczam. Dałem ci szansę na samym początku i uprzedziłem, że wchodzenie głębiej w tą sprawę może nie wyjść ci na dobre. Zmarnowałeś ją. To twoja sprawa. Teraz poniesiesz za to konsekwencje.
Jeon odwrócił się i wyszedł z pokoju, a dźwięki jego kroków odbijały się od ścian. Po niecałej minucie zapadła grobowa cisza.
- Przepraszam. - wyszeptał Jin, patrząc na swojego pacjenta z bólem. Powoli podszedł do łóżka i usiadł na nim, spuszczając głowę. NamJoon odsunął się od niego tak daleko, jak tylko mógł, co spowodowało silny skurcz gdzieś w okolicy serca, który niemalże pozbawił lekarza możliwości oddychania na moment.
- Wiem, że teraz mi nie ufasz. Zawiodłem twoje zaufanie, o które starałem się tak długo. Zawiodłem je podwójnie. Ale nawet jeśli uważasz mnie za najgorszą osobę na świecie... Ja naprawdę nie współpracowałem z Jeonem. On chciał cię tylko zdołować, chociaż nie mam pojęcia czemu. Proszę, zaufaj mi. Nigdy nie chciałem działać na twoją niekorzyść... - Jin ukrył twarz w dłoniach, nie chcąc nawet spotkać zawiedzionego spojrzenia NamJoona. - Proszę, zrobię wszystko, tylko nie zamykaj się w sobie i zaufaj mi. Błagam.
Cisza.
Jin naprawdę był gotów błagać, przepraszać, zrobić wszystko.
Zaszedł tak daleko, ale znowu zaczął spadać.
- To będzie trudne, ale zaufam ci.
Jin uniósł głowę i spojrzał na starszego zaskoczony.
- Naprawdę?
NamJoon westchnął, po czym pokiwał głową i położył dłonie na swoich udach.
- Ale nie licz na moje uczucia, ani na bezgraniczne zaufanie. Z mojej strony to po prostu niemożliwe.
Tak będzie lepiej.
Przynajmniej teoretycznie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro