31 (MARATON CZ.2)
Dotarcie do szpitala zajęło mu więcej czasu niż wcześniej, przynajmniej tak mu się wydawało. Stracił poczucie czasu.
Na korytarzu zatrzymał go Hoseok. Poprosił o rozmowę, a Jin oczywiście się zgodził. Czemu miałby odmówić?
- Odkryłem coś, co może cię zainteresować. - powiedział starszy lekarz, stając przy biurku. Jin od razu lekko się ożywił.
- Wiem, że to nic specjalnego, ale... - otworzył jedną z szuflad i delikatnie położył na blacie plastikową torebkę. Jin pochylił się do przodu i chwycił ją między dwoma palcami, podnosząc na wysokość oczu.
W torebce znajdował się kawałek tkaniny z metką.
- Co to jest?
- To materiał, na którym powiesił się Taehyung. A przynajmniej jego fragment. - na te słowa Jin szybko położył torebkę na biurku.
- To w ogóle legalne? Z tego co wiem, nikt nie ma prawa wynosić żadnych przedmiotów z miejsca zbrodni, tym bardziej fragmentów tego, na czym powiesiła się ofiara. - zauważył młodszy lekarz, przygryzając wargę do krwi.
- Posłuchaj, tu nie chodzi o to, co jest legalne. Tu chodzi o to, że ten materiał wydawał się dla mnie cholernie podejrzany, więc wyciąłem na szybko fragment z metką i posłuchaj... - Hoseok rozejrzał się, jakby bał się, że ktoś ich podsłuchuje. - Takich materiałów nie ma w naszym szpitalu. Koszula miała być stylizowana na te, które otrzymują nasi pacjenci w szpitalu, ale to nie ta sama firma.
Po plecach Jina przeszedł zimny dreszcz.
- Sugerujesz, że ktoś upozorował samobójstwo? - zapytał cicho, na co Jung skinął głową.
- To bardzo możliwe. Trzeba sprawdzić, komu zależałoby na tym najbardziej. Przyjaźnisz się z policjantem, prawda? Możesz wziąć ten dowód i podrzucić mu go przy okazji. Może on da radę coś z tym zrobić. - starszy lekarz uśmiechnął się ciepło i podał przyjacielowi torebkę, którą on włożył do kieszeni i wstał.
- Dobrze, postaram się coś z tym zrobić. - powiedział Jin, po czym pożegnał się z Hoseokiem i wyszedł z gabinetu starszego.
Gdy szedł korytarzem, ciągle zastanawiając się nad sensem tej całej sprawy, wpadł na kogoś.
- Uważaj jak leziesz. - warknął Jeon, wymijając młodszego, który zatrzymał się na moment.
Dopiero po chwili skojarzył fakty.
Jeon właśnie wyszedł z tego korytarza, w którym znajdował się pokój NamJoona.
Jin jeszcze nigdy nie biegł tak szybko.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro