Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

21

W pokoju powoli zapadała ciemność.

Robiło się chłodno.

Cisza.

Żaden z nich nie chciał wstawać, żeby zapalić światło.

 Żaden z nich nie miał też drugiemu nic do powiedzenia. 

Siedzieli w milczeniu i ciemności, patrząc od czasu do czasu na siebie.

- Zimno tu. - powiedział cicho NamJoon, pocierając dłońmi swoje ramiona. 

Starszy zmarszczył brwi, myśląc przez chwilę. Potem uśmiechnął się delikatnie i wziął do rąk drugi kocyk, przysuwając się bliżej NamJoona. Opatulił go starannie, żeby obronić go przed chłodem.

- Cieplej? - zapytał cicho, a młodszy pokiwał głową i zamknął oczy. 

Znowu zapadło milczenie.

- Tobie nie jest zimno? - NamJoon otworzył oczy, patrząc uważnie na starszego.

- Odrobinę jest, ale wytrzymam. Nie mamy drugiego koca. - westchnął cicho Jin, a NamJoon oparł się plecami o ścianę za sobą, odwijając się lekko z ciepłego kocyka. 

- Chodź tutaj. Zmieścisz się. - powiedział niemalże niedosłyszalnie młodszy, a serce Jina niezrozumiale przyspieszyło. - No chodź, zanim się rozmyślę a ty zamarzniesz. - uśmiechnął się delikatnie, kiedy starszy przysunął się do niego i również oparł plecami o ścianę. NamJoon objął Jina ramieniem, chcąc go szczelniej otulić kocem, ale tak jakoś wyszło, że jego ręka nie chciała odsuwać się od lekarza i została na swoim miejscu. 

Starszemu też nieszczególnie to przeszkadzało.

Siedzieli chwilę w milczeniu, dopóki NamJoon nie westchnął cicho i nie położył głowy na ramieniu lekarza, obejmując go ramieniem w pasie.

- Umiesz śpiewać? - pytanie młodszego nieco zaskoczyło Jina, ale kiwnął głową.

- Kiedy byłem mały, dużo śpiewałem. Myślę, że dalej coś potrafię. - odpowiedział, modląc się, żeby NamJoon nie usłyszał bicia jego serca, ani nie zobaczył rumieńców.

- Zaśpiewaj mi coś. - poprosił cicho NamJoon, zamykając oczy i wtulając nos w szyję starszego. 

Jin powstrzymał jęk, czując ciepły oddech mężczyzny na swojej szyi i wziął głęboki wdech. 

- C-co chcesz, żebym Ci zaśpiewał? - zapytał, opierając tył głowy o ścianę i patrząc w sufit.

- Cokolwiek. To co będzie ci najłatwiej zaśpiewać. Wszystko będzie dobre, zaufaj mi. - odpowiedział młodszy, kładąc wygodniej głowę na ramieniu lekarza. 

Wszystko?

Pierwszym, o czym pomyślał Jin, była kołysanka, którą śpiewała mu jego mama przed śmiercią. Co noc, kiedy chłopiec nie potrafił zasnąć, mama przychodziła do pokoju i śpiewała mu jedną piosenkę. Jedyną, która działała na niego uspokajająco i wręcz usypiająco. 

Cichutko, jakby bał się, że ktoś oprócz NamJoona go usłyszy, zaczął śpiewać. Melodia powoli wypełniała pokój, a noc stała się jakby jaśniejsza.

Po kilku minutach skończył śpiewać. Jedynymi dźwiękami był jego oddech oraz miarowy oddech NamJoona.

Śpiącego NamJoona. 

Pacjent zasnął, z głową na ramieniu mężczyzny, obejmując go w pasie. 

Kiedy Jin tylko próbował się ruszyć i wstać, Nam mruczał niezadowolony i jeszcze mocniej przyciągał go do siebie. Lekarz musiał odpuścić. 

Przeczesał delikatnie palcami włosy młodszego, po czym uśmiechnął się delikatnie i zamknął oczy, opierając tył głowy o ścianę.

Nie wiedzieli, że Jeon siedział w gabinecie Hoseoka, obserwując ich przez cały wieczór na monitorze komputera.

I nie był zachwycony.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro