2.
Książka przeleciała przez cały pokój i trafiła leżącego na kanapie Jimina prosto w jego, jak to mało poetycko ujął Jin "farbowany na różowo pusty łeb". Chłopak wydał z siebie dźwięk bardzo bliski temu, który wydają gumowe zabawki dla psów w kształcie kaczek, po czym pomasował się po głowie.
- Naprawdę dostałeś tę pracę, czy mówisz mi tak, bo nie chcesz, żebym dalej myślał o tobie jako o samotnym prawiczku, który prawie nie wychodzi z domu i ogląda cały czas dramy o miłości, wsuwając ogromne porcje lodów? - zapytał po chwili różowowłosy, kontynuując napychanie policzków piankami, które ukradł z zapasów przyjaciela.
Biedny SeokJin dalej myślał, że nikt nie zauważy wystających zza telewizora paczek ze słodyczami.
Starszy wszedł do pokoju i westchnął, podnosząc książkę z podłogi.
- Miałeś ją złapać, imbecylu. - mruknął, sprawdzając czy jej w miarę dobry stan nie uległ zmianie.
- Niby jak? Głową? - parsknął Park, na co Jin nawet nie zareagował.
- Na moje szczęście, twój łeb jest tak pusty, że zadziałał jak poduszka powietrzna i książce nic nie jest. - uśmiechnął się zadowolony, kładąc ją ostrożnie na stoliczku. Chim tylko pokręcił głową i podniósł się do siadu.
- To jak z tą pracą? Masz czy udajesz, że masz? - zapytał, a Jin wypiął dumny pierś. - Tylko się tak nie nadymaj, wydajesz się jeszcze grubszy.
- Mam.
- Jak długo błagałeś na kolanach?
- Nie musiałem błagać. Poszedłem do niego. Rzuciłem mu na biurko moje CV, powiedziałem o sobie, a on powiedział, że takiej charyzmatycznej, mądrej, niesamowitej osobie jak ja nie mógłby od-
- A potem się obudziłeś? - dopytywał się dalej rozbawiony Jimin, a Jin warknął.
- To była jakaś masakra. - wyznał po chwili. - Koleś wziął mnie za dzieciaka, potem stwierdził, że nie, bo za dużo wybrzydzam...
- Czyli nie masz pracy?
- Mam. Powiedziałem mu, że możemy się założyć. Dostanę pracę, jeśli zajmę się ich najtrudniejszym pacjentem...
- A co jeśli ci się nie uda? - drążył temat Chim, wpychając do ust kolejną porcję pianek.
- Nawet nie pytaj. Hej, skąd masz moje pianki?! - starszy wyrwał mu z dłoni opakowanie, nie zważając na głośne protesty. Nie wiedząc co z nim zrobić, wepchnął resztę słodyczy do ust. W końcu nie mogą się zmarnować, prawda?
- Eomma, jestem głodny! - wyjęczał Jimin, wieszając się na szyi starszego, który wziął książkę w dłoń i usiadł na kanapie.
- To sobie coś weź. Czuję się, jakbyś przychodził do mnie tylko po to, żeby coś zjeść. - Jin zdjął z siebie ramiona młodszego i zamknął oczy, wzdychając. - Prawie w ogóle już nie rozmawiamy, Chim. Cały czas mówisz tylko o jedzeniu, zawsze po przyjściu zaglądasz do mojej lodówki, bez pytania bierzesz moje słody-
- Ojejku, czy to ciasto?! - głos Jimina z kuchni upewnił SeokJina, że może się już załamać.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro