Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

XXXIII

-Sousa-

Jedna z gościnnych sypialni została zajęta przez pijanych kochanków, a ja zostałem z nawet nie pijanym Salamonem. Sam w jednym pokoju. Ludzie pomocy. Było między nami tak napięcie, że ledwo mogłem wysiedzieć w miejscu. Nie chodziło tu tylko o jęki Kuby.

- Znowu jesteśmy sami Afonso - powiedział przyglądając się każdemu mojemu ruchowi.

- Proszę mów do mnie po nazwisku, bo imienia nie lubię - wstałem i poszedłem do kuchni nalać sobie szklankę wody, a raczej uciec od spojrzenia. Mężczyzna jednak poszedł ze mną.

- Uciekasz Sousa - przełknąłem głośno ślinę.

- Nie prawda - sięgnąłem po szklankę.

- A jednak - skrzyżował ramiona.

- Uh.. daj mi spokój - sięgnąłem po wodę.

- Uważasz, że jestem okropny? - zamarłem i nie mogłem się przez chwilę ruszyć. Tak. Uważałem tak. Dręczył Kubę i wmawiał mi, że to dobre, a ja jestem bardzo łatwy do zmanipulowania.. już przepraszałem Kamińskiego na kolanach chyba ze sto razy. - Mów - podszedł do mnie.

- Uh.. słuchaj ja tylko - złapał mnie za podbródek i zmusił do patrzenia w swoje oczy. - Tak myślę tak.. - wyjąkałem cicho.

- Przeszkadza Ci, że dręczę  tego nieudacznika? - przejechał kciukiem po moich ustach.

- On nie jest nieudacznikiem.. - przełknąłem głośno ślinę. - Nie nazywaj go tak.. - uśmiechnął się szeroko.

- No dobra uznajmy, że nie jest i że przestanę uprzykrzać mu życie - przysunął twarz do mojego ucha. - Co mi za to dasz? - szepnął w nie, a mnie aż przeszły ciarki. Piekły mnie policzki.

- Muszę Ci coś za to dawać..? - zapytałem niemal szeptem.

- Tak, albo ten frajer nie będzie miał tu życia - nie byłem w stanie się odezwać. - To co dasz mi za to coś? - kiwnąłem głową. - Kiedy? - złapał mnie za biodra.

- K-kiedyś - ledwo przeszło mi to przez gardło.

- Masz tydzień - szepnął mi na ucho i mnie puścił. Moje serce biło tak szybko jak nigdy dotąd.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro