XXXI
-Kamiński-
Nie mogłem w to uwierzyć. Miałem chłopaka. Mówiąc dokładniej kochanka. Kurwa, ale że Skóraś? Czemu ja aż tak mu uległem?
- Co się cieszysz? - znowu dostałem piłką od Salamona, ale tym razem reagowałem tylko śmiechem.
- Mam powód - zwijałem się ze śmiechu.
- Hej? Co to ma być? - wykopał oburzony piłkę. - Sousa!? Zrób coś! - chłopak tylko przeszedł niewzruszony, a co było najlepsze, że kopnął sekundę tą samą piłkę w Salamona, który dostał w kręgosłup. - Sousa! Ty mała kurwo! - zaczął się z nim gonić, ale to Sou był szybszy.
- Złap mnie chuju! - skończyło się na tym, że Bartek wykończony położył się na murawie i skapitulował.
- Brawo Sou - przybiłem z nim piątkę.
- Gratuluje związku - Michał pojawił się za nami.
- Jeszcze nie związku - poprawiłem, a Michał złapał mnie za biodra.
- Popcorn nam załatw na drugi raz jak będziecie się ganiać, albo robić coś ciekawszego - przytulił mnie.
- Co ciekawszego? - zapytałem dobrze znając odpowiedź. Salamon zdążył do nas podejść i stanąć za Sousą.
- Mogliby się pieprzyć - powiedział mój kochany, a źrenice Afonso się rozszerzyły.
- Ja, z nim!? - wrzasnął na pół boiska. - No żartujesz sobie ze mnie! - cofnął się i otarł o Salamona.
- Czemu nie? - zapytał Salamon, Sousa się załamał i poszedł do szatni przed końcem treningu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro