Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

VII

-Kamiński-

Odsunąłem się na drugi koniec łóżka. Niech on się do mnie nie zbliża.

- Em... cześć Kuba - usiadł na moim łóżeczku daleko odemnie. Chociaż tyle dobrego.

- Kto Cię tu wpuścił? - patrzyłem się na kwiaty w jego ręku.

- Twoja mama - ah no tak. Jak go polubiła to mam przejebane.

- Czego chcesz? - spojrzałem w jego oczy. Te okropne, śliczne oczy.

- Po pierwsze dać Ci kwiaty - wyciągnął rękę w moją stronę. Drżącymi rękoma je od niego wziąłem. - A po drugie powiedzieć, że przepraszam - spuścił wzrok.

- Nie zgwałcisz mnie? - źrenice mu się rozszerzyły.

- Kubuś nie skrzywdziłbym Cię, chodź do mnie - niepewnie przesunąłem się w jego stronę. - Bliżej - siedzieliśmy naprzeciwko siebie. Przytulił mnie do siebie.

- Um... Skóraś? - zjechał ręką trochę niżej. - Um... możesz tam nie?

- Spokojnie - złapał mnie za dupe, co spowodowało moją nieudaną próbę ucieczki. Chwilę potem i tak siedziałem na jego kolanach trzymany za nadgarstki, żebym nie uciekł.

- Możesz puścić? - nienawidziłem tego, jak ktoś trzymał mnie za coś tak mocno. Puścił mnie.

- Możesz usiąść normalnie - powiedział, jednak ja nie zamierzałem ruszyć się z jego kolan.

- Mogę tak siedzieć tylko zbytnio mnie nie dotykaj - siedzieliśmy chwile w tej pozycji. Aż wlazła moja mama, a ja czerwony jak burak zszedłem z jego kolan w trybie natychmiastowym.

- No, no, no chłopcy - tylko tyle powiedziała, a ja wywaliłem Skórasia z pokoju.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro