❧Rozdział VIII❧
Kiedy podchodzili do niego to zauważyli jego delikatny i złowieszczy uśmiech. ZSRR przełknął ślinę i stanął przed nim. Popatrzył mu się w prost oczy i wyciągnął na wprost Rosji rękę, a Usa schował się za Zsrr. Uścisnęli sobie je i od razu puścili gdy poczuli piekące i nieprzyjemne uczucie na ich dłoniach. Zawiał słaby wiatr, przez co pióra u skrzydeł jak i długi płaszcz powiały na nim. Jednak to co czuli, nie było tak słabe jak ten malutki powiew. Obydwoje trzymali w sobie mocną burze emocji, które były spowodowane tym jednym drobnym chłopakiem. Starszy chciał sobie go przywłaszczyć i odebrać, a młodszy zaś chciał Pola "uchronić" i powstrzymać swojego rywala. Zapanowała pomiędzy nimi niezręczna cisza, do czasu kiedy komunista się nie odezwał.
- Więc po co mnie tutaj sprowadzasz? Zajęty byłem.
Mniejszy westchnął i przejechał ręką po twarzy. Pokręcił głową i zaśmiał się. Popatrzył się na niego rozbawiony i obaj usłyszeli wystrzał z broni. Coś upadło z za Zsrr, a tym czymś był Usa. Zsrr momentalnie się odwrócił w jego stronę i co zobaczył, to ciało Ameryki w gęstej trawie. Czerwono włosy szybko klęknął aby zobaczyć czy żyje. Kiedy miał przykładać palec do jego pulsu, poczuł mocne uderzenie w głowę i ciemność. Nic nie czuł, został ogłuszony.
W tym samym czasie, leżący na ziemi Usa mógł zobaczyć jak z czarnego dymu staje obok Rosji wysoki i przystojny demon. Miał praktycznie rozmazane, nie widział kto to i gdzie jest Zsrr. Jedynie co zauważył to dwie odchodzące sylwetki i jak ciągnęły podajże worek. Po kilkunastu sekundach stracił przytomność. Zapanowała ciemność.
☯Po godzinie☯
Usa obudziło pikanie i zapach ziół. Powoli otworzył oczy i chciał usiąść ale od razu tego pożałował, ponieważ zakręciło mu się w głowie i momentalnie się położył. Nagle usłyszał skrzypnięcie drzwi i kroki. Odwrócił się w stronę drzwi i popatrzył się na wchodzącego chłopaka.
Miał on przepiękne szmaragdowe oczy i brązowe włosy, które sięgały mu do ramion. Ameryka nie rozpoznawał w nim kogoś znajomego, więc od razu zaczął mu nie ufać. Kiedy nieznajomy zauważył że Usa się przebudził, podszedł do niego i sprawdził jak goją się jego rany. Niestety nie był za dobrze ale też nie najgorzej, więc je tylko delikatnie przemył i zmienił opatrunki. W pokoju panowała absolutna cisza i dało się tylko słyszeć tykanie zegara, do momentu kiedy nieznajomy się odezwał.
- Jak się czujesz?
- Uh... Jako tako? Kim jesteś i co ja tutaj robię? Jak się tutaj znalazłem?
Wyższy zaśmiał się i pokręcił głową. Usiadł koło Usa na łóżku i poprawił mu kołdrę. Po uspokojeniu się, uśmiechnął się w stronę Usa i pogłaskał go po głowie, przez co Usa się zarumienił. Momentalnie się od niego odsunął i zakrył twarz kołdrą, aby nie było widać rumieńców. Poczuł jak ktoś odkrył mu twarz i przystawił łyżkę z czymś do jego ust. Niepewnie to wziął do ust i wypił zawartość na łyżce. Nie smakowało to dobrze, było wręcz obrzydliwe zdaniem Ameryki i w smaku na pewno przeważała duża ilość mięty. Stany Zjednoczone jedynie się skrzywiły i grzecznie to połknął. A nieznany wziął łyżkę i ją przemył wilgotną chusteczką.
- Więc, znalazłem ciebie na polanie, nie wyglądałeś za dobrze. Zostałeś postrzelony w brzuch, a twoja ręka wraz z nogą zostały pogryzione przez jakieś zwierzę. Pomogłem ci i przeniosłem do mojego domu.
- Rozumiem... A nie było koło mnie mojego przyjaciela?
- Hm... Niestety nie, przykro mi ale nie widziałem nikogo.
- Mhm, a kim jesteś?
- Ja? Ja jestem tutejszym "szamanem" i mam na imię Meksyk, a ty?
- Usa... Miło poznać, jednak muszę już iść.
Ameryka zaczynał się powoli podnosić, jednak powstrzymał go Meksyk i położył go na łóżku. Westchnął i poprawił mu poduszkę. Oczywiście podał mu herbatę aby się napił,jednak Usa odmówił i czekał na wyjaśnienia. Jednak domyślał się co mu powie zielono oki. I nadszedł ten czas, jednak przerwało im głośny huk dochodzący z salonu. Gdy nagle do pokoju wszedł...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro