Boże Narodzenie
Tydzień po wypadku Artura wszystko powoli wróciło do normy. Mężczyzna powrócił do domu - wprawdzie miał na sobie bandaże i poruszał się narazie na mugolskim wózku inwalidzkim, ale wracał do zdrowia, co było w końcu najważniejsze. Dzień przed wigilią zaskoczył wszystkich, owocując w niebywale świąteczną pogodę. Śnieg padał od poranka, więc wszystkim udzielał się świąteczny nastrój. Molly Weasley krążyła po kuchni, co rusz łapiąc za różne przedmioty kuchenne, by wszystkie jej potrawy wyszły perfekcyjnie. Nimfadora stała przy rondelku z masłem. Czekała, aż się roztopi, by dodać do niego roztopioną wcześniej czekoladę według przepisu jej przyjaciółki z pracy, Amandy.
- Kupiłaś już prezenty dla rodziców kochana? - zapytała rudowłosa, zmieniając ich temat rozmowy. Tonks spojrzała na pulchną kobietę z uśmiechem. Uwielbiała jej troskę.
- Na szczęście udało mi się to załatwić. Mamie kupiłam nową pelerynę, którą bardzo chciała. Czarna z fioletowymi szyciami, była ostatnio w Proroku Codziennym. - odpowiedziała Aurorka, mieszając masło, by się nie przypaliło. Pani Weasley zmarszczyła brwi w geście zamyślenia.
- Ah tak! Pamiętam! Naprawdę świetny wybór. A co z twoim ojcem?
- Tutaj było trochę trudniej, ale kupiłam mu winyl mugolskiego zespołu. Nazywa się Nirvana czy jakoś tak. Bynajmniej wiem, że się ucieszy. - zaśmiała się. Odeszła od kuchenki, by napić się herbaty stojącej na blacie.
Do kuchni wszedł mężczyzna o czarnych lokach, wszystkim dobrze znany. Objął Dor, uśmiechając się szeroko.
- Ciiicha nooc! Święttta nooc! - zaczął śpiewać, na co obydwie kobiety gromko się zaśmiały.
- Widzę, że dopisuje Ci humor żartownisiu. - stwierdziła różowowłosa.
Syriusz nie przepadał za świętami, ale w tym roku miał je z kim spędzić. Grono rudzielców, a także przyjaciel z czasów szkolnych skutecznie zastępowali mu rodzinę i odsuwali od przykrych wspomnień. Walburga i Orion nie byli przykładem cudownych rodziców, a wręcz przeciwnie.
- Komuś coś się przypala! - krzyknął Remus z salonu, czując spaleniznę. Nimfadora zerwała się z miejsca i podbiegła do rondla.
- A niech to skrzat! Spaliłam! - krzyknęła niezadowolona, próbując uratować zniszczone naczynie pod bieżącą wodą, ale na nic zdały się jej starania.
Molly poprosiła ją, by odpoczęła od gotowania, a sama zajmie się wszystkim. Młoda kobieta skinęła głową, udając się do salonu, w którym siedział Lupin. Płomienie w kominku tańczyły ze sobą zaciekle, a całe pomieszczenie było skąpane jedynie w świetle wydobywającym się z kominka. Na zewnątrz zrobiło się już całkowicie ciemno, a zegar zaledwie dobił godziny piątej po południu. Remus pochylał się nad Prorokiem Codziennym, a Tonks usiadła na fotelu obok z talerzem kanapek zrobionych przez Molly. Żadne z nich się nie odzywało, nie wiedząc co powiedzieć. Kilka dni wcześniej zasnęli w jednym łóżku, oczywiście do niczego nie doszło, jednakże ta sytuacja dała tej dwójce do myślenia. Ich relacja znacznie ewoluowała dając nowe drogi, którymi można stąpać. Remus szczelniej opatulił się kocem. Upił łyk herbaty z czarnego, matowego kubka, a swój wzrok wbił w drewno leżące obok. Wyglądał mizernie, miał szarą skórę i lekko zapadnięte policzki, co było zaskakujące. Potrafił stracić tak dużo na wadze w takim krótkim czasie, zresztą Lunatyk od zawsze był szczupłym mężczyzną, a utracenie pięciu kilogramów lub więcej było widoczne od razu. Pełnia miała miejsce dwa dni temu, co znacznie go osłabiło.
- Jak się czujesz? - zapytała jego towarzyszka, wiedząc że właśnie mogła wpakować się na minę zwaną "Wielka Furia Wilkołaka" przez Syriusza. Remus westchnął przeciągle.
- Niezbyt dobrze. Czuję się adekwatnie do swego wyglądu, ale cieszę się, że tym razem mogę uczestniczyć w wigilijnej kolacji jutro. A ty? Jak się trzymasz? Z tego co słyszałem, Ministerstwo wrze od pracy. - o dziwo starszy nie krzyknął, ani nie wyraził się niemiło. Wręcz przeciwnie! Fakt, w jego głosie było słychać zmęczenie, ale nie dało się wyczuć jadu, czy niechęci, tak często towarzyszącej mu tuż przed pełnią.
- Tak... Papierologia i ciągłe wezwania. Śmierciożercy nie próżnują. Może zjesz kanapkę? Nie wyglądasz zbyt dobrze. - Tonks lekko się skrzywiła, widząc jak z minuty na minutę mężczyzna robi się coraz bardziej blady.
Zdecydowanie potrzebował snu i porządnego posiłku. Usiadła na oparciu jego fotela i przysunęła kanapkę do ust, którą z wielką niechęcią ugryzł. Ten gest wywołał w nim ciepłą falę dziwnego, nowego, niepojętego uczucia względem Puchonki. Spojrzał na nią zamglonym wzrokiem, krzywiąc się z każdym gryzem.
- Przepraszam Tonks, ale jestem zmęczony. - powiedział nagle i wstał, lekko się przy tym chwiejąc.
Wyszedł z salonu powolnym krokiem, zostawiając kobietę samą. Nie chciał, by oglądała go w takim stanie. Zresztą bał się, że zobaczy w jego oczach to co właśnie poczuł. Ich relacja kwitła, a on nie potrafił tego zatrzymać, ponieważ coraz bardziej przekonywał się, iż jednak uda mu się stworzyć zdrowy związek, a jego futerkowy problem nie jest tak wielką przeszkodzą. Padł na łóżko w swojej sypialni, które niezadowolone skrzypnęło. Dosłownie po chwili zasnął, wyczerpany ostatnimi wydarzeniami.
Natomiast Tonks wróciła do rodzinnego domu, gdzie miała spędzić noc z racji tego, że następnego dnia była wigilia. Matka próbowała zagaić ją do rozmowy podczas kolacji, ale było to bezskuteczne. Czuła się przybita, nie wiedziała dlaczego obiekt jej westchnień uciekł od niej tak szybko. Nie tykając swojego jedzenia z talerza, poszła na górę i położyła się na łóżku.
*******
Następny poranek okazał się być jeszcze bardziej śnieżny, niż poprzedni, ku zadowoleniu wielu. Śmiechy dzieci rzucających w siebie śnieżkami było słychać na całej ulicy. Każdy miał świetny humor, podśpiewując pod nosem kolędy. Nawet Tonks, która nie potrafiła zasnąć, przez dłuższy czas myśląc o Lunatyku. Teraz próbowała się skupić na roladkach, które przygotowywała z mamą. Za kilkadziesiąt minut miała rozpocząć się uroczysta kolacja w towarzystwie jej rodziców, a także wujka i kuzynów od strony taty. Pod choinką piętrzył się stos prezentów do otworzenia jutrzejszego poranka. Dora pomyślała o pudełku zapakowanym w skromny, srebrny papier z napisem Dla Remusa. W środku znajdowała się książka Stephen'a King'a, zatytułowana "Podpalaczka". W ostatniej rozmowie wspominał, że chce ją zakupić, ale nie może się do tego zebrać. Kobieta postanowiła go wyręczyć. Do drzwi zapukał Ernest, wuj Nimfadory. Przybył wraz z swoją żoną i trójką dzieci w wieku nastoletnim. Tonks spieszyła się, by nakryć stół i jednocześnie nic nie rozbić, co było dla niej nie lada wyzwaniem. Gdy wszystko było już gotowe, po wspólnej modlitwie rodzina zasiadła do stołu. Każdy był dla siebie bardzo miły, co nie uszło uwadze kobiety. Ta dobroć nie pasowała do wuja Ernesta, który pasował do schematu człowieka impulsywnego, porywczego.
- Jakie to wszystko pyszne Andry! - powiedziała uradowana Emma, żona wuja. Andromeda spojrzała na nią, siląc się na uśmiech. Nienawidziła tego zdrobnienia.
- A ty gdzie pracujesz Tonks? - zapytał Jack, najmłodszy z całej trójki rodzeństwa.
- Jestem Aurorem. Takim jakby detektywem lub policjantem w normalnym świecie. - odpowiedziała, pakując do buzi udko pieczonego kurczaka. Jej kuzynka spojrzała na nią zaskoczona.
- To musi być ciekawe. A poznałaś jakiegoś mężczyznę? - na to pytanie Nimfadora zaczęła się dławić tym, co właśnie jadła. Waliła w stół, by złapać oddech, jednak bezskutecznie. Na pomoc podszedł do niej Ted i mocno uścisnął ją w okolicy podbrzusza, dzięki czemu spowrotem mogła oddychać. Jej twarz nabierała normalnych kolorów, a zatroskana rodzina przyglądała się jej. Czy ta mała żmija musi się wszystkim interesować? Co ją obchodzi czy kogoś poznała? Niech zajmie się swoim życiem uczuciowym.
- Wszystko dobrze kochanie? - zapytała Andromeda, pomagając wstać córce. Ta łypnęła groźne na kuzynkę. To przez nią udusiła się Prawie na śmierć i to na wigili! Tragedia w nieszczęściu.
- Wszystko okey. Idę na górę się przebrać, bo wylałam przez to na siebie sok. - mruknęła i ruszyła na górę do swojej starej sypialni. Nie miała zamiaru tam wracać, skończyła jeść, a wolny czas mogła równie dobrze spędzić sama, niż w towarzystwie wścibskiej kuzynki.
Usiadła przy biurku, by napisać kilka zaległych raportów w towarzystwie śmiechów dochodzących z dołu, co jeszcze bardziej ją zirytowało. Około północy położyła się do łóżka, ale myśl o wilkołaku wciąż spędzała jej sen z powiek.
****
Następnego ranka w domu państwa Tonks dało się słyszeć krzyki radości na widok wymarzonego prezentu. Zaspana Tonks nawet nie spojrzała w lustro, tylko zeszła w szlafroku na dół. Jej włosy wciąż miały kolor krwistej czeriwieni przez wczorajszą sytuację. Usiadła przy choince i znalazła paczki dla jej rodziców.
- Proszę. To dla was. - podała im prezenty, na co obydwoje uśmiechnęli się do córki.
Ciekawi tego co znajduje się w ładnie zapokiwanych pudełkach ochoczo zaczeli rozrywać papier.
- Klasyk muzyki! Dziękuję Dori! - Ted wzruszony gestem swojej pierworodnej przytulił ją do siebie i pocałował w czubek głowy. Po chwili dołączyła do nich Andromeda w swoim nowym, wymarzonym płaszczu.
Kuzynostwo również otworzyło swoje drobiazgi, ale Tonks wyrwała się pod pretekstem odwiedzenia rodziny Weasley, a dokładnie Kwatery Głównej w której znajdował się Remus. Przeteleportowała tam wczoraj jego prezent, by otworzył go o poranku. Wyszła z domu i ukryła się za drzewem, by spokojnie teleportować się przed budynkiem. Gdy się przy nim znalazła, przekroczyła próg z uśmiechem i od razu skierowała się do sypialni Lupina, by zobaczyć czy otworzył jej podarunek. Zapukała do drewnianych drzwi. Usłyszała ciche proszę i weszła do środka. Ku jej zaskoczeniu Lupin pochylał się właśnie nad podarowaną od niej książką.
- Podoba ci się? - zapytała, kładąc dłoń na jego ramieniu. Spojrzał na nią z zadowoleniem.
- Bardzo ci dziękuję. Naprawdę nie wiem, jak ci się odwdzięczyć. - powiedział, wstając i trzymając ją za dłoń. Był od niej wyższy o głowę, przez co Nimfadora wyglądała przy nim niezwykle uroczo.
- To nic wielkiego. Chciałam zrobić coś miłego dla ciebie. - kobieta zawstydziła się, wbijając wzrok w swoje buty. Remus dotknął jej podbródka, by zmusić ją do patrzenia. Podał jej małe pudełko z zieloną kokardą.
- Wesołych świąt Tonks. - szepnął, a dziewczyna aż podskoczyła zaciekawiona jego prezentem.
Odrazu zabrała się za otwieranie, nie sądziła, że Remus cokolwiek jej podaruje. Ba! Myślała, że po wczorajszym nawet nie pozwoli na wejście do swojego pokoju. Otworzyła prezent, a jej oczy się zaświeciły. Na czarnym aksamicie spoczywał posrebrzany naszyjnik z półksiężycem, nawiązujący do osoby Lunatyka. Wyjęła go ostrożnie, bojąc się, że mogłaby go zepsuć.
- Zapniesz mi go? - popatrzyła na niego, na co ten skinął głową. Odgarnął jej różowe włosy na bok. Następnie z uśmiechem zapiął naszyjnik, przy czym musnął palcem jej skórę na karku, wywołując przy tym dreszcze. Dor obróciła się do niego twarzą i przytuliła się do jego klatki piersiowej.
- Wesołych świąt Remusie. - mruknęła, zachwycając się zapachem jego perfum.
Hej! Dzisiaj najdłuższy rozdział liczący aż 1642 słowa! Mam nadzieję, że to wynagrodzi wam ostatnie opóźnienia! Zapraszam was na mojego instagrama princessravenclaww gdzie odpowiadam na Wasze wiadomości i pytania! Nie bójcie się pisać. Matura jest coraz bliżej... Boję się ehh
Piszcie w komentarzach czy rozdział wam się podobał i wyczekujcie specjalnego rozdziału na 2000 wyświetleń!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro