Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Czerwony kapturek i gra

Zobaczył go wreszcie jak krążył pomiędzy drzewami. Jak lekko i ostrożnie stawiał kroki nie robiąc większego hałasu. Zupełnie jakby unosił się w powietrzu, by nie złamac żadnej gałązki ni krzaczka. Słońce przeciskając sie przez konary drzew oświetlały go rozproszonym światłem nadając jeszcze bardziej zjawiskowego wyglądu nadając mu lekkiej postaci niematerialnego bytu.

Gai oparł sie o drzewo i przyglądał zachwycony jak brunet starannie wybiera odpowiednie gałązki na rozpalenie ogniska. Dodatkowo ta sceneria nadawała mu jakies takiego natchnionego mistycyzmu. Zupełnie jakby dokonywał tajemnego rytuału na cześć natury.

Iruka nagle odwrócił ise w jego stronę. spojrzał na postac stojąca przy drzewie i w pierwszym momencie mógłby niemal przysiąc, że zobaczy tam swoje białowłose utrapienie. Jednak ku jego zaskoczeniu to nie był on.

- Ohayo, Gai-sensei.- powiedział uśmiechając się.

- Ohayo, Iruka-sensei. Wyglądasz zjawiskowo. Wybacz, że ci przeszkadzam, ale zniknąłeś nam tak nagle i bez słowa. Zaniepokoiliśmy się i ruszyłem na poszukiwania.

- Kakashi wie, gdzie poszedłem. Trzeba go było zapytać. Chociaż pewnie łatwo było mnie znaleźć.- powiedział trochę zaskoczony.

- Myślisz, że chciałby powiedzieć? Raczej sam by poleciał szukać zostawiając ten namot w połowie zrobiony.

- A może i masz rację.- powiedział pocierając tył głowy.- W takim razie powinniśmy wracać. Chyba lepiej żeby wszyscy nie ruszyli teraz szukać nas obu.

- Jak sobie życzysz. Pozwól, że ci pomogę z tym zbieraniem.- powiedział uśmiechając się i błyskając do niego białymi zębami.

Iruka spojrzał na niego podejrzliwie. Nic nie powiedział, ale nie byl tym faktem zbyt zachwycony. Wyczuwał w powietrzu kłopoty albo jakąś awanturę między Kakashim a Gai'em. Oby się tylko nie pobili. Z nimi to nigdy nic nie wiadomo. Westchnął ciężko pod nosem. Zaczynał powoli żałować, że się w ogóle zgodził i na tą wycieczkę i na towarzystwo białowłosego, który z niewiadomych przyczyn zaczął się do niego przystawiać.

Gai długo w milczeniu nie wytrzymał i postanowił zabawiać towarzysza rozmową i zabawnymi opowiastkami.

Kakashi skończył męczyć się z namiotem a Iruki jeszcze nie było. Zaniepokoił się, bo ile można zbierać parę patyków do rozpalenia ogniska czy coś. No doprawdy. Zajrzał do reszty zobaczyć czy czasem oni go nie zagarnęli. Jednak jego tam nie było. Za to dowiedział się czegoś znacznie gorszego i bardziej niepokojącego. Podobno, ten wkurzający i upierdliwy wymuszacz wyzwań, rywal od czasów akademii, ruszył go szukać.

Błądził chwilę po lesie szukając śladów jego obecności. Wtem usłyszał śmiech, który poznałby dosłownie wszędzie. Najpiękniejszy śmiech świata. Taki ciepły i wręcz dziecięco radosny. Tak rozkosznie przyjemny dla ucha.

Tym bardziej poczuł coś co mógłby zdefiniować jako ukłucie zazdrości. Poziom irytacji mu podskoczył. Ten wstrętny dziad najwyraźniej próbuje mu robić konkurencję i podrywa mu obiekt westchnień swoimi tanimi gadkami i mało zabawnymi żarcikami. Przyspieszył.

Wpadł między drzewa i zobaczył jak Gai właśnie bezczelnie się ośmielił i położył mu rękę na talii. Objął go i przyciągał do siebie. Widział, że Iruka nagle ucichł i jakby zesztywniał.
Postanowił wkroczyć do akcji.

- Gai! Co ty do diaska wyrabiasz?!- warknął swoim niemal najbardziej złowrogim głosem na jaki było go w tej chwili stać.

Obaj odwrócili się w stronę nowo przybyłego. Łypało na nich rozeźlone oko kopiującego ninja. Iruka stanął z głupią miną i wstydliwymi rumieńcami na policzkach. Gai szczerzył się do niego wyzywająco.

- A rozmawiam sobie z uroczym sensei'em, a co? Zazdrosny?- odpowiedział znów błyskając zębami prowokująco.

- Oddawaj Irukę zbolu jeden!- warknął rozeźlony.

- He he. Nic z tego.- rzucił wyzywająco.

Niespodziewanie rzucił trzymane gałęzie na ziemię i chwycił niczego się nie spodziewającego bruneta. Poprawił go sobie na rękach i błyskając zębami zaczał umykać.

- Co ty wyrabiasz?! Postaw mnie na ziemi!- wydarł się na niego Iruka tuląc zebrane do tej pory gałęzie.

- Nie teraz, skarbie. Musimy umykać.- rzucił szczerząc się do niego.

- Nie nazywaj mnie tak! Co was znowu napadło do diaska?!- krzyknął na niego.

- Gaaaaaaaaai! Oddawaj! Zepsujesz miiiiii!- darł się za nim Kakashi.

Wypadli na polankę. Gai biegł jak oszalały trzymając na rękach Irukę, który zły i zarumieniony równocześnie ściskał w rękach sporą wiązkę gałązek. Za nim biegł Kakashi wygrażając się. Pozostali patrzyli na nich dziwnie. Kompletnie nie ogarniali o co idzie i w jakim celu ganiają się w ten sposób. Czyżby znowu jakiś zakład czy wyzwanie? I czemu do diaska, wciągnęli w to biednego Irukę?
Niestety nie mieli za bardzo sposobności, by ich o to zapytać, gdyż przebiegli obok nie zwalniając nawet na chwilę jakby w ogóle ich nie zauważyli.

- O. Chłopcy się świetnie bawią. Dołączmy się. Wygląda dość zabawnie.- powiedziała już trochę wstawiona Tsunade ładując się na ręce Asumy.

- Hej, ty stara cycata wiedźmo! Asuma jest mój!- krzyknęła na nią Kurenai.

- To znaczy, że ja niby mam biec teraz za tymi dwoma?- zapytał lekko znudzonym głosem.

- Ta. Trzeba być geniuszem, żeby się tego domyśleć.- mruknęła Tsunade.

- To takie kłopotliwe.- mruknął, ale zaczął biec tą samą trasą, co Gai i Kakashi.

Zaraz za nim ruszyła Kurenai. Pozostali spojrzeli na nich potem na siebie i doszli do wniosku, że to może być nawet zabawne i szybko dobrali się w drużyny. Dołączyli do tej gonitwy o niezbyt zrozumiałych zasadach. Jednak po chwili uznali, że to nawet zabawne. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro