Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 2

Uchylam drzwi żeby zobaczyć kto to, Zobaczyłam wysokiego szatyna, umięśnionego, o piwnych oczach. Miał wyraziste rysy twarzy. Wyszłam z łazienki. Kiedy zobaczył mnie osłupiał, patrzył się na mnie jak na ducha.

*Z perspektywy szatyna*

Wychodzę z windy i kieruję się do mieszkania. Przekręcam gałkę i dziwnym trafem drzwi są otwarte czy Noah wrócił? Ujrzałem jak z łazienki wyłania się niska blondynka o niebieskich oczach, jest bardzo śliczna. Widać, że ma z osiemnaście lat, stwierdzam po talii i zaokrągleniach, które towarzyszą jej sylwetce. Z twarzy wydaję się zaniepokojona tą całą sytuacją.

*Z perspektywy Amber*

-Yyyyy... Cześć, co ty tu robisz? - Pyta się zdezorientowany.

- Cześć, ja ja ja... jestem waszą współlokatorką. -  Wydukałam coś szybko. Boże dlaczego w takiej sytuacji muszę się jąkać.

- Ale chyba coś jest nie tak, ponieważ to kampus wschodni męski.. Jak ty tu się znalazłaś? Czekaj wiesz co może zrobię ci herbatę lub kawę i kanapki jeśli byś chciała i wszystko mi opowiesz - Przeczesuje włosy i po chwili pojawia się na jego twarzy uśmiech.

- Dobrze, poproszę herbatę. - Uśmiecham się.

Usiadłam na kanapie i odwróciłam się w stronę chłopaka, właśnie sięgał po szklanki. Boże jak on jest przystojny, jego mięśnie pracują rytmicznie, to jest takie sexyy. Nagle odwrócił się i spojrzał się na mnie z uśmiechem. Po kilku minutach, przyszedł z kanapkami i piciem, położył je na stoliku i usiadł się obok na kanapie.

- W ogóle, nie przedstawiłem się mam na imię Jake, a ty?

- No tak, ładnie imię. Mam na imię Amber.

- Dziękuję oraz wzajemnie, zawsze podobało mi się imię Amber. - Mówi z pełnym bananem na twarzy. - Powiedz mi jak ty tu się znalazłaś?

- Ahhh, to jest bardzo śmieszne ale zacznę od początku. Pochodzę z Chicago i przyleciałam się tu uczyć... - Po chwili Jake mi przerwał.

- Jak to? Dlaczego? Przecież w Chicago są również wspaniałe Uniwersytety, a poza tym przecież z Chicago do Los Angeles jest daleko.

- Tak wiem, ale stwierdziłam, że nie chcę chodzić na Uniwerek w Chicago. Chciałam się usamodzielnić i zapragnęłam sobie, że chce się uczyć na tym Uniwersytecie i na tym kampusie.

- Aaaaa, usamodzielnić, rozumiem. To jak znalazłaś się akurat w tym kampusie męskim? - Unosi brew.

- No cóż, przyjechałam dziś do tego Uniwersytetu i szukałam budynku administracyjnego. Po dłuższej chwili go znalazłam. Tam okazało się, że jest nieprzyjemna recepcjonistka, kazała mi iść na 3 piętro do Pani Rose. Potem jak już zasiadłam na krześle w biurze Pani Rose okazało się, że zaszło jakieś nieporozumienie i przydzielili mnie do tego kampusu, na te piętro i tu do tego mieszkania. Oczywiście najpierw byłam strasznie zdenerwowana, no bo jednak mieszkać z chłopakami? Ale potem stwierdziłam, że skoro chciałam się usamodzielnić to żadna przeszkoda mi nie przeszkodzi i oto tu jestem.

- Wooow, aż nie wiem co powiedzieć.

- Na twoim miejscu też bym nie wiedziała.

- Wiem! Mogę ci powiedzieć jedno.... Czuj się jak u siebie w domu... Ja z Noahem nie jesteśmy tacy źli, no Noah może być na początku dla ciebie oschły ale po pewnym czasie mu przejdzie.

- Dobrze wiedzieć... - Zmartwiłam się tymi słowami, a co jeśli mu nie przejdzie. - Wiesz co pójdę zwiedzić trochę kampus i od razu wpadnę do Starbucksa, po moją ulubioną kawę Caramel Macchiato.

- Okej, mam nadzieję, że ci się tu spodoba.

- Już mi się tu podoba, odkąd tu weszłam na alejkę kampusu.

- To dobrze, Amber ja muszę iść się przebrać i lecę na siłownie do Noaha i tak pewnie już przeklina na mnie gdzie jestem - Śmieje się.

- Okej to widzimy się wieczorem? Jakby co nie mów Noahowi, że tu już jestem niech sam się o tym przekona.

- Okej, jak chcesz.

Jake dopija swoją kawę, po czym wstaje i kieruje się do swojego pokoju. W sumie Jake jest przystojny, założę się, że pełno dziewczyn na niego leci, ponieważ nie dość, że jest miły oraz kulturalny to jeszcze wygląda znakomicie. Kiedy Jake wstał i poszedł do pokoju zaczęłam jeść kanapki oraz pić herbatkę, oczywiście jego kanapki są przepyszne,  będę musiała go zmusić żeby ich więcej zrobił. Po zjedzeniu wstałam  i zaczęłam kierować się do pokoju. Najpierw pójdę pod prysznic się umyć bo po tej podróży nie jestem już taka świeża jak przed nią. Idę do łazienki. Nieświeże ciuchy biorę do kosza na ubrania, a świeże kładę na stoliku. Minęło 20 minut i jestem już odświeżona oraz ubrana. Wyszłam z łazienki i idę po torebkę do pokoju, po czym wracam do salonu ubrać buty. Wychodzę z mieszkania, zamykam drzwi i idę do windy. Zjazd na parter zajmuje mi mniej czasu niż ostatnio  Wyszłam z budynku i po chwili szłam alejką kampusu. Jeju jaką ja jestem szczęściarą, że tu jestem. Spełniły się moje marzenia. Za rogu wyłonił się Starbucks. Weszłam do kawiarni i podeszłam do ekspedientki.

- Dzień dobry, co podać?

- Dzień dobry, poproszę Caramel Macchiato.

- Dobrze, jak ma pani na imię?

- Mam na imię Amber. - Zapłaciłam, po czym poszłam odebrać kawę. Zauważyłam pusty stolik, więc się przy nim usiadłam. Położyłam kawę na stoliku i wyjęłam telefon z torby. Patrzę, a tam 6 nieodebranych połączeń oraz 10 nieodebranych smsów to wszystko od mojej przyjaciółki z Chicago, Lili dzwoniła aż 6 razy pewnie coś się stało. Próbowałam do niej zadzwonić ale ma prawdopodobnie wyłączony telefon lub rozładowany. Pewnie chodziło o to, że pokłóciła się z Liamem swoim chłopakiem z którym jest już ponad dwa lata. Po wypiciu kawy stwierdziłam, że jeszcze się przejdę po kampusie, ponieważ dochodzi godzina siódma, a na pewno już nie ma takich tłumów na alejkach, chociaż w sumie jest piątek. Jake i Noah pewnie już wrócili. Wyszłam z Starbucksa i poszłam w przeciwną stronę mojego kampusu. W kampusie było dużo rozmaitych drzew miały różne kolory. Trawa była soczyście zielona, a po trawie biegała sobie czasem wiewiórka, a czasem pies lub kot. Ogólnie w kampusie można było spotkać bardzo różne gatunki zwierząt od ptaków po ssaki oraz gady. Kampus miał również dużo posadzonych krzewów, kwiatów, jednym słowem był bardzo kolorowy. Uniwersytet był położony zaraz przy plaży, dlatego jeśli idzie się w stronę zachodniego kampusu i skręci się w prawo, wtedy kierujesz się do schodków które prowadzą do prywatnej plaży tylko dla uczniów, profesorów oraz tych z góry. Po chwili uświadamiam sobie, że dochodzi zaraz ósma. Trzeba wracać do mieszkania. Droga do kampusu przebiegła szybko, weszłam po schodach i znowu zaczęłam kierować się do windy. Nacisnęłam przycisk i pojechałam do góry. Wyszłam i znalazłam się przy drzwiach do mieszkania. Przekręciłam gałkę i drzwi były otwarte więc weszłam. Zdjęłam buty i poszłam szybko do pokoju odłożyć torbę. Poszłam do kuchni, coś zjeść i moim oczom ukazał się Noah. Również wysoki jak Jake tylko, że ciemny brunet o piwnych oczach, tak samo jak Jake był bardzo umięśniony i chyba nawet bardziej przystojny, wręcz powalał z nóg. Oczywiście jak na faceta z kampusu przystało, nie miał na sobie koszulki, więc po chwili ujrzałam jego wspaniały i umięśniony tors. Moje nogi zrobiły się jak z waty. Chwila, chwila, chwila czy to oznacza, że będę mieszkała pod jednym dachem z jednym chłopakiem przystojniejszym od drugiego ale za to ten drugi jest równie przystojny jak Ryan Gosling?!

- Eeee.... Kim ty jesteś? Co ty tu robisz? Zgaduje jesteś lalą Jake?

- Nie, mylisz się od dziś jestem twoją i Jake zajebistą współlokatorką, lepszej nie znajdziecie. - Śmieje się

- Żee, coo....? Ty sobie ze mnie kurwa żartujesz?! Gadaj kto cię tu kurwa przysłał! - Wstał po czym do mnie podszedł, czuć było to napięcie pomiędzy nami ale to nie zmienia, że jak do mnie podszedł to stał się jeszcze przystojniejszy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro