Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 6. Spacer.

Minęły 4 miesiące od wypadku. Rana się mi już zagoiła. Codziennie Tarrant i ja rozmawiamy. Przez co zbliżyliśmy się do siebie. Poznałam nawet rodziców Tarranta. Jego mama bardzo mnie polubiła. Kiedy razem z Tarrantem powiedzieliśmy jej o tym, że nie spałam gdy weszła do pokoju normalnie była w szoku. Lecz po chwili się wszyscy śmialiśmy. Obecnie jestem przed domem Tarranta. Rysowałam w moim szkicowniku. Rysunek przedstawiał mnie i Tarranta. Nagle ktoś zasłonił mi oczy.

-Hmm? Kto to może być?- Spytałam z lekkim uśmiechem. Poczułam jak ta osobo siada za mną i przytula się do mnie. Cicho się zaśmiałam.- Wiem, że to ty Tarrant.- Powiedziałam gdy poczułam jak ta osoba położyła brodę na moim ramieniu. Spojrzałam na Tarranta i się w niego wtuliłam.

-Jeśli to sen niech on trwa wiecznie.- Powiedział z uśmiechem Tarrant.

-Tarrancie to rzeczywistość.- Powiedziałam spoglądając na niego z lekkim uśmiechem. Tarrant chwycił moją dłoń i pocałował ją. Uśmiechnęłam się z lekkimi rumieńcami.

-A może pójdziemy na spacer moja Alicjo?- Spytał gdy odłożyłam szkicownik na bok.

-Z tobą zawsze Tarrancie.- Powiedziałam wstając. Tarrant też wstał. Chłopak wziął moją rękę do swojej, a ja splotłam moją dłoń z jego. Zaczęliśmy iść do starego młynu gdzie byłam z nim, Mniamałygą i Marcowym Zającem na przyjęciach jak byłam mała. Całą drogę rozmawialiśmy o wszystkim. Tarrant mówił nawet żarty przez co śmiałam się. Gdy byliśmy na miejscu zauważyłam piękną polanę. W oddali było widać pałać Mirany.- Jak tu pięknie.- Powiedziałam patrząc na krajobraz. Usiadłam z Tarrantem na trawie. Było cudownie. Bawiliśmy się w berka ale też patrzyliśmy w chmury i mówiliśmy co nam się kojarzy. Aktualnie patrze z Tarrantem na zachodzące słońce.

-Alicjo? Musze ci coś powiedzieć.- Powiedział Tarrant, a ja spojrzałam na niego.- Od naszej przygody z Czasem to... Poczułem coś do ciebie. W zasadzie poczułem coś do ciebie kiedy mieliśmy walczyć z Czerwoną Królową. Myślałem, że to przejdzie po twoim odejściu ale nie przeszło.- Powiedział zarumieniony Tarrant. Przez jego słowa zarumieniłam się.

-Jeśli chcesz powiedzieć, że się we mnie zakochałeś to ja ciebie też kocham.- Powiedziałam cała w rumieńcach. Wtedy stało się coś czego się nie spodziewałam. Kapelusznik pocałował mnie. Oczywiście oddałam pocałunek. Kiedy wróciliśmy do domu spędziliśmy cudowną noc. Rano obudziły mnie promienie słońca. Zauważyłam, że nie ma Tarranta. Miałam zamiar już wstawać z łóżka ale w tedy do pokoju wszedł Kapelusznik w samych spodniach tacą w rękach.

-Hej skarbie.- Powiedział z uśmiechem stawiając tace na moich kolanach całując mnie w czoło.

-Cześć.- Powiedziałam. Tarrant zaczął mnie karmić. Po porannych czynnościach poszliśmy się przejść do miasta. Dziś była cudowna pogoda. Razem z Tarrantem weszliśmy do sklepu z kapeluszami prowadzony przez rodzinę Tarranta. Zaczęłam rozmawiać z mamą i ciocią Tarranta kiedy mój ukochany rozmawiał z ojce.

-A powiedz nam Alicjo. Czy ciebie i Tarranta coś łączy?- Spytała zaciekawiona ciocia Tarranta. Uśmiechnęłam się. Chciałam już coś powiedzieć ale podszedł do nas Tarrant. Chłopak klękną przede mną i otworzył małe pudełeczko które trzymał w ręku.

-Moja Alicjo. Czy uczynisz mi zaszczyt i zostaniesz moją żoną?- Spytał się Tarrant.

-Tak!- Krzyknęłam szczęśliwa i przytuliłam się do niego całując go w usta. Byłam szczęśliwa ale i też smutna. Cieszyłam się, że będę brała ślub z osobą którą kocham ale... Smuciło mnie to, że na moim ślubie nie będzie mojej mamy. Po chwili zaczęłam iść z Tarrantem do domu. Zaplanowaliśmy w domu wszystko na temat ślubu.











(5 lat później)

Minęło 5 lat od mojego ślubu z Tarrantem. Mieliśmy cudowny ślub. Prawie jak z bajki. Urodziła nam się córeczka którą nazwaliśmy Lizzy. Nasza córeczka ma blond, kręcone włosy tak jak ja, a oczy ma po Tarrańcie. Mój mąż pracuje z ojcem w ich rodzinnym sklepie, a ja zajmuje się domem i naszą córeczką. Obecnie jestem w ogrodzie za moim, Tarranta i Lizzy domem. Właśnie sadzałam nowe kwiaty. Lizzy bawiła się swoją lalką. oczywiście pomagała mi. Nagle poczułam coś przy głowie. Słyszałam śmiech Lizzy.

-Witaj Alicjo.- Usłyszałam głos Kota obok głowy.

-Cześć Kocie.- Powiedziałam gdy podbiegli do nas Dyle, McTwisp, Mniamałyga i Marcowy Zając. Lizzy od razu podbiegła do nas. Chłopacy poszli przed dom z Lizzy i zaczęli się bawić. Cieszyłam się. Kiedy skończyłam prace w ogrodzie poszłam do domu. Zrobiłam obiad. Wyszłam przed dom. Lizzy akurat rzucała patyk dla Bernarda. Zauważyłam jak Tarrant siedzi na grzbiecie Bandzierchlasta który podchodził do nas. Lizzy od razu spojrzała w tamtym kierunku.

-Tatuś!- Krzyknęła uradowana Lizzy i pobiegła do Tarranta. Poszłam za nią. Pogłaskałam Bandzierchlasta po pysku. Tarrant zszedł ze zwierzaka i podszedł do mnie, a Lizy zaczęła bawić się z Bandzierchlastem i pozostałymi. Tarrant podszedł do mnie i pocałował w policzek.

-Jak było w pracy kochanie?- Spytałam się męża z uśmiechem.

-A dobrze. Jak miną ci dzień z małą?- Zapytał obejmując mnie ramieniem.

-Tak jak codziennie. Była bardzo grzeczna.- Powiedziałam, a po chwili poszłam z mężem i córeczką do domu. Nałożyłam obiad na stół kiedy mała i Tarrant byli w łazience by umyć ręce. Pod czas obiadu rozmawialiśmy. Reszta dnia minęły nam szybko. Wieczorem Tarrant zmywał po kolacji, a ja myłam małą. Gdy skończyłam ją kąpać przebrałam ją w piżamę i zabrałam ją do pokoju. Położyłam ją do łóżeczka.

-Mamusiu? Przeczytasz mi bajkę na dobranoc?- Zapytała ziewając.

-Oczywiście Lizzy.- Powiedziałam z uśmiechem i usiadłam obok córki i zaczęłam opowiadać jej o mojej przygodzie w krainie czarów. Gdy Lizzy zasnęła od razu poszłam do pokoju i przebrałam się do spania. Położyłam się obok Tarranta. Zasnęłam z uśmiechem na twarzy. Wiedziałam, że ja, Tarrant i Lizzy będziemy szczęśliwi. Na zawsze.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro