Rozdział 5. Propozycja.
Obudziłam się czując przyjemne ciepło pod sobą. Słyszałam spokojne bicie serca. Do tego czułam jak ta osoba trzymała mnie za biodra. Otworzyłam lekko oczy i normalnie mnie zatkało. Zauważyłam, że leżałam na... Klatce piersiowej Tarranta. Pierwszy raz widziałam go bez górnej części garderoby. Zrobiłam się na twarzy czerwona. Nagle ziewną przez co zamknęłam szybko oczy. Poczułam jak Tarrant mnie głaszcze po plecach. Po czym poczułam jak jego palec przejechał po moich wargach. Wtuliła się w niego. Pierwszy raz się tak nie czułam. Wzięłam kciuka do buzi. Usłyszałam cichy śmiech Tarranta.
-Ojej moja malutka Alicja zamieniła się w malutkiego dzidziusia.- Usłyszałam rozbawiony głos Tarranta. Po czym poczułam jak chłopak mnie głaszcze po policzku. Otworzyłam lekko oczy.
-Cześć Tarrant.- Powiedziałam patrząc na niego. Wyglądał na zaskoczonego.
-Obudziłem cię?- Spytał głaszcząc mnie po głowie z czułym uśmiechem.
-Nie. Obudziłam się kilka minut temu.- Powiedziałam wtulając się w niego. Usłyszałam kroki niedaleko drzwi od pomieszczenia w którym byłam z Tarrantem. Bardziej się w niego wtuliłam i zamknęłam oczy. Po chwili usłyszałam jak ktoś wchodzi do pomieszczenia.
-Wstawać skowroneczki!- Usłyszałam obcy mi kobiecy głos.
-Mamo ciszej.- Powiedział Tarrant kiedy poczułam jak głaszcze mnie po głowie.- Alicja jeszcze śpi.- Dodał kiedy wtuliłam się w niego bardziej.
-I od tak twoja marynarka i koszulka leżą na ziemi, tak?- Odparła kobieta. Poczułam piekące uczucie na policzkach.
-Mamo do czego ty zmierzasz?- Zapytał Tarrant. Słyszałam jak jego serce zaczyna szybciej bić przez co bardziej się zarumieniłam. Usłyszałam chichot kobiety. Po chwili usłyszałam jak drzwi do pomieszczenia znowu się zamykają. Zaśmiałam się cicho.- Co ciebie tak bawi?- Zapytał się Tarrant. Spojrzałam na niego.
-No wiesz. Leże na tobie gdzie ty nie masz górnej części garderoby. Pewnie pomyślała, że ty i ja jesteśmy razem.- Powiedziałam nieco rozbawiona. Tarrant na moje słowa zarumienił się. Zaśmiałam się cicho widząc jego twarz. Po chwili oboje usiedliśmy na łóżku. Tarrant wziął ubrania.
-Lepiej jak jej to wszystko wytłumaczę. Bo jak znowu tu wejdzie zaczną się pytania np. Kiedy ślub? Od kiedy jesteście razem?- Powiedział Kapelusznik starając się udawać głos kobiety. Zaśmiałam się.- Albo gorej będzie szykować wszystko do ślubu.- Dodał na co oboje po chwili wybuchnęliśmy śmiechem. Po czym Tarrant ubrał koszule i wyszedł. Podeszłam do szafy i wyciągnęłam z niej niebieską sukienkę z namalowanymi białymi kwiatami. Ubrałam ją. Po mimo, że miałam z tym problem. Siniaki i rany dawały o sobie znać. No ale dałam rade. Po chwili wyszłam z pomieszczenia. Poszłam w stronę pałacowej kuchni. Kiedy do niej weszłam zauważyłam Zelżbiete która siedziała przy stole i piła herbatę.
-Dzień dobry.- Powiedziałam na co Czerwona Królowa spojrzała na mnie.
-Emm... Dzień dobry.- Powiedziała nie pewnie Zelżbieta. Usiadłam obok niej przy stole. Czerwona Królowa była tym zaskoczona.- Przepraszam cię Alicjo za wszystko.- Powiedziała ze spuszczoną głową.
-To nic. Czasu nie cofniemy. Poza tym gdyby nie to nie trafiła bym tutaj.- Powiedziałam kładąc jej rękę na ramie. Kobieta była tym zaskoczona ale po czasie nawet się uśmiechnęła.
-A tak w ogóle. Jak się czujesz?- Spytała się po chwili ciszy.
-Jest już lepiej.- Odpowiedziałam z lekkim uśmiechem.- Tak poza tym... Pewnie już wiesz z jakiego powodu tu jestem.- Powiedziałam po czym poczułam dłoń na ramieniu. Spojrzałam na Zelżbiete.
-Wiem. Mirana mi powiedziała.- Powiedziała z lekkim uśmiechem.
-Rozumiem.- Powiedziałam kiedy do pomieszczenia weszła Mirana.
-O witaj Mirano.- Powiedziała Zelżbieta. Na twarzy Białej Królowej był smutek.- Siostro co się stało?- Spytała podchodząc do Mirany. Sama zaczęłam się martwić. Podeszłam do Królowych.
-Tarrant zniknął.- Powiedziała Biała Królowa. Jej słowa mnie przeraziły. Bałam się o niego.
-Gdzie on może być?- Powiedziałam dalej przerażona.
-Kot znalazł jego kapelusz w lesie.- Słowa królowej przeraziły mnie. Bez zastanowienia wybiegłam z zamku. Zaczęłam biec w stronę lasu. Pierwsza myśl jaka przyszła mi do głowy to to, że Skazeusz mógł coś zrobić Kapelusznikowi. W pewnej chwili na kogoś wpadłam. Spojrzałam na postać i zamarłam. To był... Skazeusz.
-Witaj Alicjo.- Powiedział ze swoim głupim uśmiechem.
-Co zrobiłeś Tarrnatowi?!- Krzyknęłam wściekła.
-Ojej. Chodzi o tego wariata?- Spytał roześmiany.- Coś myślę, że szybko nie wyjdzie z więzienia.- Dodał z chytrym uśmieszkiem. Miałam przeczucie, że coś kombinuje. Niestety nie myliłam się. Jakiś mężczyzna zawiązał mi nadgarstki z tyłu. On i Skazeusz zaczęli gdzieś mnie ciągnąć. Po kilku minutach dotarliśmy nad jakieś jezioro. Prawie przy brzegu stało dwóch mężczyzn którzy... Trzymali pobitego Tarranta. Zauważyłam, że Tarrant spojrzał na mnie. Miałam ochotę płakać na ten widok jednak się powstrzymałam. Poczułam jak już nic nie ściskało moich nadgarstków.
-Wypuść go!- Rozkazałam patrząc na Skazeusza. Jednak ten się zaśmiał szyderczo. Brzmiało to tak jakby demon nim zawładnął.
-Nic za darmo Alicjo.- Powiedział kiedy wziął do ręki nóż. Przeraziło mnie to.- Wypuszczę go ale pod warunkiem, że...- Nie dokończył robiąc chytry uśmieszek.- Pod warunkiem, że się ze mną ożenisz.- Jego słowa mnie przeraziły. On chce mnie w zamian za wolność Tarranta. Milczałam.
-Alicjo?- Powiedział ledwo i bliski płaczu Tarrant. Czułam jak serce mi pęka widząc strach i łzy Tarranta.
-Nigdy za ciebie nie wyjdę!- Krzyknęłam wściekła na Skazeusza.
-Cóż. Skoro taka twoja decyzja.- Powiedział kiedy ci dwaj mężczyźni puścili Tarranta. Skazeusz rzucił w jego stronę nóż. Szybko zasłoniłam Kapelusznika przez co dostałam nożem w brzuch. Krzyknęłam tak głośno jak mogłam po czym ktoś popchnął mnie tak, że wpadłam do jeziora. Ból był zbyt silny przez co nie miałam sił by wypłynąć. Zaczęłam się topić. Potem ciemność.
(Perspektywa Tarranta)
Te bydlaki wrzucili do jeziora moją Alicje. Zauważyłem jak w ich stronę biegnie Bandzierchlast wraz z moimi przyjaciółmi i strażą Białej Królowej. Zdjąłem marynarkę i wskoczyłem do jeziora. Zacząłem szukać mojej Alicji. Po czasie znalazłem ją kilka metrów od miejsca gdzie była ona, ja i Skazeusz z tymi typkami. Wziąłem ją na ręce i szybko zabrałem ją do zamku. Nóż nadal tkwił w jej brzuchu, a na jej sukience było sporo krwi. Poszedłem do swojego domu załamany. Nie mogłem uwierzyć, że moja Alicja zaryzykowała swoje własne życie by tylko uratować mnie. Usiadłem na łóżku i nie wytrzymałem tego wszystkiego. Rozpłakałem się. To było dla mnie za wiele. Skazeusz chce by Alicja ożeniła się z nim, a potem jeszcze Alicja mnie ochroniła. Nie mogłem jej stracić po raz trzeci. Poczułem czyjąś rękę na moim ramieniu.
-Tarrant wszystko będzie dobrze.- Usłyszałem głos mojej mamy. Spojrzałem na nią.
-Jak ma być dobrze? Skazeusz chce poślubić moją Alicje która...- Nie dokończyłem bo bardziej się rozpłakałem. Poczułem jak matka mnie przytula. Po godzinie usłyszałem pukanie do drzwi. Poszedłem sprawdzić kto to. Okazało się, że to był ten sam mężczyzna który pomagał Alicji kiedy znalazłem ją w lesie.- Co z moją Alicją?- Spytałem cały w nerwach.
-Spokojnie. Nic jej nie będzie. Na szczęście nóż był tępy więc nie uszkodził jej organów.- Po słowach tego mężczyzny ulżyło mi.
-Rozumiem.- Powiedziałem z ulgą w głosie.
-Obecnie śpi. Teraz powinna dużo odpoczywać.- Odparł mężczyzna.- A i jeszcze coś. Królowa prosiła byś przyszedł do królewskich lochów.- Dodał i poszedł w stronę miasteczka. Od razu poszedłem do królewskich lochów gdzie czekała na mnie Biała Królowa i Czas. Podszedłem do nich.
-Co się...- Nie dokończyłem bo zauważyłem tego głupka. Skazeusza związanego łańcuchem w jednej z cel.- Ty!- Krzyknąłem wściekły. Już chciałem wejść do celi ale Czas złapał mnie za ramie.
-Uspokój się.- Powiedział Czas nadal trzymając mnie za ramie.
-Niby czemu?! Ten bydlak skrzywdził MOJĄ Alicje już drugi raz!- Wykrzyczałem podkreślając słowo "moja". Sam nie wiem czemu tak powiedziałem ale bardzo mnie wkurzyło to jak skrzywdził moją Alicje.
-Tarrant proszę uspokój się.- Powiedziała Biała Królowa. Zauważyłem, że trzyma Trupi Koncerz.
-Po co Trupi Koncerz?- Spytałem się zaskoczony kiedy Biała Królowa podała mi go do ręki.
-Dowiedzieliśmy się, że Skazeusz ożył bo ktoś zabrał jego zegarek. Znalazłem go i zniszczyłem ale to nic nie dało. Prawdopodobnie trzeba wbić klingę w jego serce.- Powiedział Czas. Otworzyłem cele i wszedłem. Podszedłem do Skazeusza i uderzyłem go.
-To za to, że pobiłeś Alicje.- Powiedziałem wściekły po czym znowu go uderzyłem.- A to, że ją skrzywdziłeś.- Odparłem nadal wściekły po czym uniosłem miecz do góry.- A to za to, że prawie ją zabiłeś!- Krzyknąłem wbijając miecz w jego serce. Skazeusz krzyczał, a jego ciało się... Paliło. Wyjąłem miecz szybko, a ciało Skazeusza zamieniło się w popiół. Po czym poszedłem do mojej Alicji. Usiadłem delikatnie koło niej na łóżku by jej nie obudzić. Zacząłem ją głaskać po głowie aż sam po czasie zasnąłem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro