rozdział 2
~Lukass~
To niemożliwe! Dam se rękę uciąć ze to była Lucy. Wstałem tak szybko jak umiałem ubrałem spodnie i koszulkę. Pobiegłem w stronę jej komnaty. Otworzyłem z hukiem drzwi i rozejrzalem się po pokoju. Obok łóżka siedziała skulona Lucy. Płakała. Chciałem ją przytulić ale ona mnie odepchnela. A w sumie co mnie obchodzi jakas wiedźma. Jednak coś w środku mnie nie pozwalało mi zapomnieć. Była piękna nawet jak płakała. Postanowiłem wreszcie coś powiedzieć jednak ona mi przerwała
- Ile?!- byłem zaskoczony jej pytaniem nie miałem pojęcia o co jej chodzi.
- O co ci chodzi Lucy?
- Nie rznij głupka! Z iloma mnie zdradzales!
- Przepraszam... to była niefortunnie sytuacja...ona pomagała mi się od stresowac i zaspokoić moje żądze...
- Myślisz że od tak ci wybacze?!- pstyknela palcami.- nie. I czemu nie przyszedłeś ani razu do mojej komnaty! Od 4 głupich dni tu tkwie.
- Ehh...nie miałem czasu...zrozum ją jestem księciem!
- Rozumiem...ale i tak mogłeś mi poświęcić parę tych minut!
- Wiem przepraszam. Spedze z tobą tu całą noc dlatego powiedz mi co lubisz.
- Nie wiem czy to dobry pomysł...
- Czemu?
- Dlatego- wskazała na moje krocze palcem.
- Ah no tak zaraz wracam.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro