rozdział 1
Gdy drzwi od sali otworzyły się z hukiem spojrzałam na winowajce...
Był nim wysoki ciemno wlosy mężczyzna z czerwonymi oczami. Dobrze zbudowany można było zauważyć, że jest umiesniony. Był prawdopodobnie wściekły. .. ale Czemu to przecież nie on jest zmuszony do ślubu!
Popatrzył na mnie i się uśmiechnął. O co mu chodzi?
- Gdzie jest ta dziewczyna.
- Tu.- odpowiedziałam tak by zrozumiał że mi się to nie podoba jak do mnie mówi.
- Taki dzieciak? Chcę inną.
- Nie. Tylko ja mogę ci podarować.
- Ugh... no dobrze. Choć wiedźmo.
- Dobrze. Już idę.- powiedziałam z nutką wściekłości. Zauwarzyl to. Obrucil się i wysyczal przez zaciśnięte zęby- Nie takim tonem! - ale dominant.
Szliśmy razem nie odzywają się. Dotarliśmy na miejsce. Otworzył mi drzwi czarnej limuzyny z przyciemnianymi szybami. Wsiedliśmy oboje. Jechaliśmy już kilka minut a mnie zaczęła irytować już ta cisza. Więc postanowiłam pierwsza się odezwać.
- Jak masz na imię? - zapytałam. W głosie można było wyczuć moją ciekawość...jednak on popatrzył na mnie i powiedział tylko jedno słowo
- Lukass.
- Yhm... co lubisz robić?
- Rządzić- znowu ta krótka odpowiedz.
- opowiesz mi o swoim klanie?
- Czemu ci to tak ciekawi panienko ?
- skoro mam tam mieszkać, a i proszę mów mi Lucy nie lubię tych zwrotów grzecznosciowych.
- skoro tak Lucy...może pierwszym miejscem które zwiedzisz będzie nasza sypialnia...- czułam dwuznaczność tej wypowiedzi.
- no nie wiem... chyba sobie odpuszczę bo jestem strasznie zmęczona...chyba będę miała te dni...-po wypowiedzeniu tych słów na moich policzkach zagościł rumieniec
- ah...rozumiem. No dobra...tym razem ci odpuszczam...
Strasznie było mi głupio go tAk oklamywac. No ale cóż...nie mam zamiaru tracić dziewictwa dla tego krwiopijcy...
4 dni później
Od przybycia do tej rezydencji minęło cztery dni. Lukass się nie odzywal. Tęsknię za rodzina i Aronem...zasypiam.
Biegnę. Coś mnie goni. Boję się odwrócić i stanąć. Jestem na progu przepaści...mam wybór. Staję i czekam. I czekam. Zza krzaków wyłoniła się czarna postać. Nieeeeeeeeeeeeeee !!!
- Nieeeeeeeeeeeee!!!!! - Co to było do cholery...uspokoilam się i próbowałam dalej spać. Nie no nie zasne.
Może zawiedzie teraz ta rezydencję?
Tak to dobry pomysł. Wstałam z łóżka w mojej fioletowe koszuli nocnej i szortach. Uchylilam lekko drzwi by nikt mnie nie usłyszał. Szłam jakąś chwilę aż znalazłam się przy wielkich machoniowych drzwi. Delikatnie je popchnelam ale to co zobaczyłam mnie przerosło.
Był to Lukass pieprzacy jakąś wampirzyce. ..
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro