Nienazwana część 3
-Wydaje mi się, że wiesz to, aż zbyt dobrze.
Burknął, patrząc na mnie znacząco. Jego wzrok jest, aż nad wyraz pewny. Zupełnie jakby to ja była ofiarą, a nie on... Cóż może to dobrze, że tak siebie postrzega? I tak nie zostało mi wiele czasu.
-No właśnie tylko ci się wydaje.
Odparłam, trochę oschle. Nic jednak na to nie poradzę. Chyba trochę za bardzo się rozkręcił.
-Czasami to wystarczy.
-A czasami to za mało.
Ciągnęłam, posyłając mu znaczące spojrzenie. Jeśli się nie zamknie, strzelę mu w łeb.
-Gdybyśmy spotkali się w innych okolicznościach, może bym cię polubił...
Przynajmniej zmienił temat, ale szczerze wątpię, by ktoś z jego wyglądem zainteresował się mną. Zawsze byłam jedną z osób, które wolały obserwować wszystko z boku i niczym się nie wyróżniać. Tymczasem David na pierwszy rzut oka wygląda jak osoba, która musi być w centrum zainteresowania.
-Gdybyśmy spotkali się w innych okolicznościach, nie zamieniłbyś ze mną słowa.
To dość oczywiste z mojej perspektywy. Dlaczego ktoś z "wyższej ligi" miałby się mną zainteresować.
-Skąd ta pewność?
Czy on jest głupi? Ciekawi mnie ile razy rozmawiał z dziewczynami, które nie są ani ładne, ani popularne. Ciągnięcie tej rozmowy nie ma jednak sensu. Lepiej jak najszybciej ją skończyć.
-Nie rozmawiam z obcymi i rzadko wychodzę poza las.
-Nie nudzisz się?
Wzruszyłam ramionami. Prawda jest taka, że nudzi. Czasami chciałabym mieć towarzystwo, ale doskonale wiem, że nie miałoby to sensu. Uśmiechnęłam się pod nosem, zerkając na niego z niepokojem.
-Uciekanie przed policją i straszenie ludzi jest całkiem zabawne. -Zaśmiałam się cicho, wyciągając paczkę papierosów, na co chłopaka się skwasił i wyrwał mi kartonik- Co ty robisz!?
Krzyknęłam zdenerwowana. Dlaczego zabrał moje papierosy? Czemu zachowuje się jak mój kolega? Czy on w ogóle nie martwi się o swoje życie.
-Po pierwsze nie drzyj się na mnie... Po drugie przestań w końcu palić!
Zmarszczyłam brwi, wpatrując się z zaskoczeniem w jego oczy. O co tu chodzi? Pierwszy raz znalazłam się w takiej sytuacji. Nie wiem jak zareagować.
-Niby dlaczego?
-Nie lubię osób palących. -Prychnęłam i wyrwałam mu swoją własność, wstałam i udałam się w stronę drzwi- Gdzie idziesz!?
Na grzyby kurwa! Gdzie mogę iść!? Jak najdalej od ciebie palancie! Wzięłam głębszy wdech, patrząc na nie niego przez ramię.
-Zapalić.
Wyszłam z pokoju i oparłam się o pobliską ścianę, odpaliłam papierosa, zaciągając się nerwowo dymem, zamknęłam oczy, próbując uspokoić oddech. Kiedy byłam w gimnazjum , miałam przyjaciela, który mówił mi to samo... Nie lubię osób które palą... Pff! A co mnie to obchodzi! Jestem mordercą to jest największy problem tego chłopaka! A nie moje nałogi... Dźwięk uderzenia w ścianę, rozniósł się echem po spróchniałym korytarzu, leniwie uchyliłam powieki, pokazując moje chłodne oczy, chłopak chwycił mocno mój podbrudek, a drugą ręką oparł się o ścianą, po chwili zniżył się do mojego poziomu.
-Zostawiłaś otwarte drzwi, niemądrze z twojej strony...
Wypuściłam chmurę dymu prosto w twarz chłopaka, który w odwecie boleśnie zacisnął dłonie na moich policzkach.
-Nie dotykaj mnie. - Warknęłam, zirytowana jego zachowaniem. Wywyższa się jakbyśmy byli w przyjacielskich relacjach. Co on sobie myśli? David puścił mnie, odchodząc w stronę pokoju - Uciekaj jeśli chcesz.
Sarknęłam, odgarniając włosy z twarzy.
-Jeśli uda mi się uciec, pozwę cię.
Właśnie tak zachowuje się bananowiec. Na wszystko szuka paragrafu, jego starzy są prawnikami czy co?
-I tak nic na mnie nie masz...
Odparłam, przez co stanął jak wryty, mierząc mnie rozgniewanym wzrokiem.
-Jak to!?
Przewróciłam oczami, posyłając mu obojętne spojrzenie.
-Możesz zarzucić mi jedynie przetrzymywanie, ale masz w miarę dobre warunki i miałeś niejedną okazję do ucieczki, dodatkowo jestem niepełno letnia, więc jeśli nie udowodnisz mi innych morderstw, a tak stać się nie powinno, jestem niewinna.
-Cholera...
Patrzyłam chwilę na jego przystojną twarzyczkę. Wygląda jakby usilnie szukał czegoś co mógłby mi zarzucić, ale szczerze nie mam ochoty na to czekać.
-Wracam do siebie.
Burknęłam, odbijając się od ściany.
-Nie przypilnujesz mnie?
Spytała, ale w jego głosie nie było ani grama ciekawości czy zainteresowania. Zadał pytanie dla zasady? Może chciał pociągnąć rozmowę? Nie obchodzi mnie to...
-Wydaje mi się, że nasza zabawa interesuje cię bardziej niż powinna, zapewne jesteś znudzony swoim życiem, a porwanie to ciekawa odskocznia, mówiłeś też, że twoi rodzice mają cię gdzieś, zapewne ciekawi cię czy zauważyli, że cię nie ma i czy próbują cię znaleźć... Powiem ci coś, jeśli martwią się o ciebie, po powrocie zaczną poświęcać ci więcej uwagi, ale jeśli wrócisz, a oni nie zareagują, powinieneś się zastanowić czy ci ludzie nie są twoimi rodzicami tylko z nazwy.
-Wariatka.
Zdeptałam resztę papierosa odchodząc, po dźwiękach z góry domyśliłam się, że chłopak sam zamknął drzwi, spojrzałam na zegarek w telefonie.
-Cholera.
Było sporo po 13:00, a na 12:00 miałam zlecenie. Teraz muszę rozmawiać z tym zgredem... Wybrałam numer mojego pracodawcy, licząc na to, że nic nie zauważył.
-Co ty robisz? Już dawno powinnaś to załatwić.
Nie jest źle. Nie krzyczy, ale słyszę nutę irytacji. Woli mieć to szybko za sobą...
-Miałam sprawy prywatne.
-Przyjdź do mnie po pracy.
Zapewne mam wpaść po zapłatę. Przez telefon nie można zbyt wiele powiedzieć.
-Do zobaczenia.
***
Pięcio osobowa rodzina, matka Viwien 49 lat, ojciec Patryk 51 lat, najstarsza córka Paulina 28 lat, jedyny syn w rodzinie 21 letni Marco i najmłodsza córka 17 letnia Mija, zginęli. Byłam przed domem mojego pracodawcy, drzwi otworzył mi jego lokaj.
-Pan Henry oczekuje w salonie.
Została zaprowadzona do pomieszczenia, nie rozglądałam się po nim po prostu usiadłam na przeciwko mężczyzny w średnim wieku. Dalej nie rozumiem czemu chciał się ich pozbyć, ale miałam swoje podejrzenia. Zawodowiec jednak nie będzie zadawał zbędnych pytań.
-Możesz odejść.
Mężczyzna machnął ręką na lokaja, który posłusznie opuścił pomieszczenie.
-Dwa miliony... Tyle miałem ci zapłacić... Ale czy to było tego warte?
-To ja tu jestem specjalistką od gierek. Naprawdę chcesz ze mną rywalizować?
Mężczyzna z krzywym uśmiechem podsunął mi srebrną walizkę, otworzyłam ją była wypełniona pieniędzmi. Znam tego człowieka i wiem, że nie ma sensu tego przeliczać. Jest nadwyraz ostrożny w swoich działaniach.
-Mam też to. Tak jak chciałaś. -Podsunął mi dużą kopertę, a ja uśmiechnęłam się z zadowoleniem- Od teraz... Oficjalnie się nie znamy.
Prychnęłam, patrząc w jego oczy z przebiegłym uśmiechem.
-Kim jesteś?
Mężczyzna odwzajemnił uśmiech, upijając trochę herbaty.
-Doskonale.
***
Weszłam do domu i udałam się do swojego pokoju, jednak już przy wchodzeniu na wyższe piętra natknęłam się na coś czego spodziewałam się na zaledwie 30%.
-70% szans, że wykorzystasz okazję i uciekniesz.
-30%, że zostanę i zostałem.
Rzucił, wycierając mokre włosy. Byłam pewna, że zamknął drzwi, ale najwyraźniej tak nie było. No cóż... Dobrze, że wziął prysznic.
-Jeszcze sześć dni.
-Słucham?
Czy on ma problemy ze słuchem? Zawsze, gdy coś powiem, zadaje mi to pytanie. To irytujące.
-Sześć dni do końca gry.
Powtórzyłam, starając się zachować spokój.
-Mało czasu.
WTF? Sześć dni z mordercą to dla ciebie mało? Większość ofiar, gdy to usłyszała, prosiła o szybką śmierć. Dziwak z niego...
-Zależy jak go wykorzystasz.
Chciałam go ominąć, ale chłopak skutecznie zagrodził mi drogę.
-Co to za walizka?
-Nic ciekawego.
-Jednak wygląda ciekawie.
Ciągnął temat, coraz bardziej mnie irytując.
-Chcesz wiedzieć co to jest? -Rzuciłam w niego walizką, którą złapał w ostatniej chwili- Otwórz. -Zapaliłam kolejnego papierosa, ostatniego w paczce jak się okazuje-Muszę kupić fajki...
Burknęłam do siebie, by utrwalić tą informację w pamięci.
-Skąd to wzięłaś?
-Zlecenie kochanie. -Zamknęłam walizkę i zabierając ją, przeszłam pod ręką chłopaka, szybko weszłam do swojego pokoju, ułożyłam walizkę w kącie obok innych walizek i torb tego typu- Ej ty!?
-Mam imię!
-Nie masz żadnych ciuchów, prawda?
Do tej pory nie wypuszcza ofiary poza dom, ale naprawdę wątpię w to, że ucieknie lub komukolwiek o tym powie.
-A jak myślisz?
Burknął na co automatycznie przewróciłam oczami.
-Idziemy na zakupy.
Powiedziałam obojętnie, próbując pokazać mu, że stąpa po cienkiej granicy.
-Ale razem?
-No tak, nie będę ci przecież gaci kupować.
Odparłam obojętnie. Czy ja mówię do niego po chińsku?
-Mogę uciec.
Tak jasne. Przed chwilą mogłeś uciec, ale tego nie zrobiłeś. Oznacza to, że nie rwiesz się do tego jakoś szczególnie. Czy on w ogóle widzi we mnie zagrożenie? Jeśli patrzy na mnie z góry, bo jestem kobietą kopnę go w genitalia.
-Ale nie zrobisz tego. -Podniosłam czarną torbę wyciągając z niej pęczek pieniędzy, na pewno kilka tysięcy, ale nie wiem dokładnie, nie mam zamiaru tego liczyć, podeszłam do chłopaka i stanęłam przed nim- Idziemy?
Zwlekał chwilę z odpowiedzią, ale ostatecznie przytaknął.
-Jasne...
***
-Co ty tam robisz!?
Warknęłam zirytowana. Siedzę trzecią godzinę w tym samym sklepie!
-Zamknij się, przecież nie mogę chodzić w jakiś starych łachach.
Wyszedł z kilkoma szmatkami powieszonymi na rękach. Przecież kurwa wniósł tam cała garderobę! Jakim cudem wyszedł tylko z tym!?
-Powiedz, że już skończyłeś?
Chłopak przewrócił oczami, nachylając się nade mną z wrednym uśmieszkiem.
-Tak mała, skończyłem.
Odwzajemniłam jego uśmiech, przekrzywiając głowę w prawo.
-Jesteś niemożliwy.
Sarknęłam, wbijając piętę w jego stopę. Nie zrobiłam jednak tego na tyle boleśnie, by zawył, ale on nie potraktował tego jako akt łaski, tylko nieudaną próbę dominacji i skwitował wszystko śmiechem, przez co dostaję szewskiej pasji.
-Niby dlaczego?
Odsunęłam się od niego niezadowolona.
-Ile facet może wybierać ciuchy? Człowieku... Stroisz się dłużej niż ja planuję morderstwo. Faceci zawsze byli takimi pizdami czy to tylko ty?
Powiedziałam cicho, aby nikt nie zwrócił na nas uwagi, ale na tyle głośno, by wszystko zrozumiał.
-Pierdol się.
Warknął, wyraźnie zdenerwowany. Od teraz będę godzić w jego dumę, to najskuteczniejszy sposób.
-Masz.
Podałam mu kilka banknotów i leniwie poczłapałam za nim w stronę kasy, jednak kiedy tam doszłam, ekspedientka pakowała już zakupy Davida.
-Dziękuje bardzo pięknej pani.
Powiedział, pochylając się trochę w stronę całkiem ładnej panienki za ladą, miała może z 20 lat, brązowe włosy z czerwonymi pasemkami, ciemne oczy i kolczykiem w jednej brwi, gadali w najlepsze i chyba nie zamierzali przestać, a ja robiłam się strasznie głodna, podeszłam do chłopaka i kopnęłam go w kostkę, odwrócił się w moją stronę z grymasem niezadowolenie na twarzy, na co jednak nie zostałam mu dłużna.
-Idę do kawiarni na przeciwko play boyu.
Burknęłam, zirytowana jego zachowaniem. Niech ktoś mu uświadomi, że jest bliski śmierci.
-Możesz tak nie robić?
Spytał, zupełnie ignorując moje słowa. Wkurzający typ... Zastanawiam się czy jest tak spierdolony przez brak uwagi ze strony rodziców, czy to oni nie chcieli się nim zajmować, bo właśnie taki jest.
-Jak? Tak?
Kopnęłam go jeszcze raz w kostkę tym razem mocniej.
-Ogarnij się dziewczyno.
Powiedział surowym głosem, mierząc mnie zirytowanym wzrokiem.
-Przepraszam bardzo, ale jeśli jesteś nim zainteresowana, poczekaj na swoją kolej, rozmawiamy.
Powiedziała, patrząc na mnie z niezadowoleniem, na co chłopak uśmiechnął się triumfalnie w moją stronę, przez chwilę patrzyłam na nią jak na idiotkę.
-Jesteś tak głupia czy tylko udajesz? Skoro pracujesz to zajmij się robotą, poza tym wasz flirt to podofili, bo on jest niepełnoletni. -Warknęłam, zupełnie zlewając zdenerwowaną pannę- W każdym razie, jestem głodna, wiesz gdzie mnie szukać.
Ostatni raz kopnęłam go w kostkę i odeszłam, nie odwracając się w stronę tej parki, szybko weszłam do kawiarni i zajęłam wolne miejsce przy oknie, otworzyłam kartę, przelatując wzrokiem po napojach i słodkościach.
-Podać coś?
Nie podniosłam wzroku na kelnerkę, dalej analizując menu.
-Tak poproszę... -Spojrzałam znad karty i zdębiałam, widząc moją starą przyjaciółkę, która chyba też mnie poznała- Marta?
-Anna?
Kiwnęłam głową, na co dziewczyna się uśmiechnęła.
-Dawno się nie widziałyśmy. Co ty tu robisz?
Spytałam, obejmując przelotnie dziewczynę.
-Wróciłam do kraju parę miesięcy temu.
Wyjaśniła zdawkowa, ale skoro nie chce mówić, nie będę pytać.
-A jak tam rodzina?
Spytałam z diabelskim uśmiechem, który ona odwzajemniła. Ona też ma na swoim kącie kilka morderstw. Jej rodzice... Pozwalali sobie na zbyt wiele, więc ona też pozwoliła sobie na kilka pchnięć nożem. Po chwili jednak spoważniała, co trochę mnie zaskoczyło.
-Rzuciłam tą pracę, a ty jeszcze się w to bawisz?
Więc to tak... Ciekawe jak udało jej się wymazać swoją kryminalną przeszłość?
-Pewnie, mam z tego niezłą frajdę.
Kiwnęła głową, uśmiechając się w słodki sposób.
-Jak widzisz ja staram się wyjść na prostą.
Przytaknęłam, mierząc ją sceptycznym wzrokiem.
-I planujesz zostać kelnerką?
Dziewczyna przewróciła oczami, pokazując mi dyskretnie środkowy palec.
-Wysłałam prośbę o prace w jednej z tutejszych szkół.
-I?
-Czekam na odpowiedź.
Tu mamy kolejną ciekawą sytuację. Jakim cudem mieliby ją przyjąć? Przecież nie ma żadnego dyplomu!
-Pogadałabym z tobą, ale klienci się niecierpliwią, a ja nie jestem jedyną osobą, która chce coś zjeść.
Musiała przyznać mi rację. Poza tym napewno nie chce stracić pracy przez rozmowę z znajomą.
-Masz rację, co bierzesz?
-Kawę orzechową z whisky i tartę owocową.
-Rozumiem... Wszystko?
-Tak.
Dziewczyna odeszła, a ja czekałam na zamówienie, patrząc w okno. Zawieszałam wzrok na poszczególnych przechodniach, szukając kolejnej domniemanej ofiary. Zboczenie zawodowe...
-Mogę się dosiąść?
Spojrzałam na chłopaka z kasztanowymi postawionymi włosami o zielonych oczach , był raczej niski. Zupełnie nie w moim typie, ale jestem całkiem ciekawa.
-Jeśli musisz.
Chłopak usiadł na przeciwko, wyciągając rękę w moją stronę.
-Alan jestem..
Pochwyciłam jego dłoń, siląc się na niepewny uśmiech.
-Anna.
Co on próbuje zrobić? Podryw? Zakład? Chce wiedzieć...
-Mogę wiedzieć co taka ładna dziewczyna robi sama w kawiarni?
Komplement na starcie? Dobrze czasami usłyszeć coś miłego... Uśmiechnęłam się słodko, splatając palce na stole.
-Nie jestem sama, przyszłam z znajomym.
Powiedziałam, co wyraźnie go zaskoczyło.
-Zostawił cię?
Spytał, marszcząc brwi. To całkiem przyjemne, gdy obcy ludzie się o ciebie martwią, nie wiedząc jednocześnie, że mógłbyś ich zabić bez chwili zwłoki.
-Nie do końca. -Marta przyniosła nasze zamówienia, uśmiechają się chytrze w moją stronę, wystawiłam jej język, na co ona pstryknęła mnie w czoło- Idź mi.
-Tylko grzecznie Anna, tylko grzecznie.
Pogroziła mi palcem, odchodząc. Tęskniłam za jej matkowaniem, mimo że kiedyś wydawało mi się irytujące.
-Koleżanka?
Spytał, robiąc łyka swojej kawy. Przytaknęłam, uśmiechając się czule.
-Przyjaciółka... A tak propos nie przyszedłeś ze znajomymi?
To pytanie nie było dla niego przyjemne, a ja od razu zauważyłam zniesmaczenie na jego twarzy.
-Moi przyjaciele poszli do klubu, powiedzieli, że poderwą parę panienek...
Mówiąc to przewrócił oczami. Och? Więc to jeden z tych spokojnych, którzy szanują kobiety?
-A ty nie poszedłeś?
Spytałam, chcąc usłyszeć jego odpowiedź. Nie jestem nim szczególnie zainteresowana i podejrzewam, że to tylko podryw, ale po prostu muszę to usłyszeć.
-Klub nie jest miejscem na szukanie miłości.
Powiedział, podpierając brodę na dłoni, przez co znalazł się trochę bliżej.
-Nigdy nie wiesz gdzie znajdziesz tą jedyną.
Mruknęłam, powtarzając jego ruch.
-Może siedzi przede mną?
Poruszył brwiami w znaczący sposób, a uśmiech nie schodził mu z ust. Ja również posłałam mu słodki uśmieszek.
-Albo za tobą.
Alan z zaciekawieniem, zerknął na chłopczyka siedzącego za nim. Wrócił na mnie wzrokiem, śmiejąc się pod nosem.
-Podziękuję, nie kręcą mnie dzieci.
-Gej i pedofil za razem... No nieźle.
Zaśmiałam się, widząc nie zadowolenie chłopaka. Chyba trochę go zdenerwowałam. Ups!
-Haha! Bardzo śmieszne...
Burknął, wypijając kawę na raz.
-Wiem. -Napiłam się napoju, a moje ciało przeszedł przyjemny dreszcz, brunet spojrzał w telefon i westchnął patrząc na mnie z smutkiem- Coś się stało?
Spytałam z udawanym żalem. W rzeczywistości mam nadzieję, że szybko pójdzie i dalej będę mogła skupić się na przystojnych klientach.
-Mój brat po raz kolejny wpakował się w kłopoty.
Doskonale. Na pewno się go pozbędę!
-Nie powinieneś do niego jechać?
Spytałam, patrząc na niego z przejęciem. Oczywiście fałszywym. Dlaczego miałoby mnie obchodzić to co dzieje się w jego życiu?
-Właśnie, nie powinieneś do niego jechać?
Spojrzałam na zdenerwowanego Davida, stojącego nad nami. Co z nim nie tak? Nie mógł poczekać chwilę dłużej? Widzi, że rozmawiam!
-To twój chłopak?
Otworzyłam usta w celu wytłumaczenie Alanowi kim jest mój "kolega ", jednak chłopak mnie uprzedził.
-To nie twój interes!
Wysyczał, patrząc na Alana, który dopił swoją kawę, wstał i spojrzał na Davida z uśmiechem. Czy on przypadkiem nie wypił tej kawy wcześniej? Ile jej tam kurwa było?
-Przykro mi, ale nie rozmawiam z tobą. -Brunet rozłożył ramiona, pochylając się nad stołem, powtórzyłam ten gest, przytulając Alana ku wkurwieniu Davida, zrobiłam to tylko dlatego- Może jeszcze kiedyś się spotkamy.
-Mam taką nadzieję. -Alan z uśmiechem ubrał swoją kurtkę i po zapłaceniu, wyszedł machając do mnie na pożegnanie, kiedy tylko nowo poznany chłopak zniknął mi z pola widzenia, spojrzałam na niebieskookiego z obojętnością- I o co się tak ekscytujesz?
Nabiłam na widelec trochę tarty, patrząc na twarz Davida, który uporczywie wpatrywał się w szybę. Jego mina pokazuje, że nie jest zadowolony
-Dopóki jestem twoją ofiarą nie waż się grać z innymi...
Zmarszczyłam brwi, patrząc na niego z niedowierzaniem. Czy on jest zazdrosny? Co jest z nim nie tak? Chce go zabić! Czy do niego to nie dociera!?
-Jesteś zazdrosny czy jak? Powinnam częściej się nad tobą...
-Wypraszam sobie!
Powiedział wyniosłym głosem, przerywając mi w połowie zdania. Prychnęłam, wracając do ciasta. Nie powinien robić mi scen, skoro nie jest lepszy.
-A jak tam u twojej laluni zza lady?
Chłopak spojrzał na mnie z tym swoim zniewalającym uśmiechem i przeczesał swoje bursztynowe włosy.
-Zazdrosna?
-Mhm. Chyba jednak dogonię Alana. -Mina chłopaka zrzedła, co skwitowałam triumfalnym uśmiechem- Zamówić ci coś?
-Sam sobie zamówię.
Podałam mu kilka banknotów.
-Zapłać od razu za mnie.
-Jasne...
Chłopak odszedł, a do mnie niemal od razu podbiegła Marta, udając, że zabiera mój talerz.
-Co to za przystojniaczek? Czyżbyś w końcu znalazła sobie chłopaka?
-To moja ofiara.
Uśmiechnęłam się szatańsku, upijając łyk napoju.
-Te twoje gierki... Nikt nie potrafił ich pojąć...
-Mu się udaje...
Burknełam, niekoniecznie zachwycona tym faktem.
-Serio? To jakiś geniusz?
Zaśmiałam się, widząc powagę dziewczyny.
-Raczej nie... Mam do ciebie prośbę.
Skoro mam ją pod ręką, skorzystam z okazji.
-Jaką?
-W pobliskim sklepie sprzedają bardzo tanio papierosy...
Zaczęłam, ale po jej minie wiedziałam, że już wie o co chodzi.
-Mam ci kupić?
-Tak. Black devilsky. Dziesięć czekoladowych, pięć truskawkowych, dwie waniliowe i trzy karmelowe.
Marta kiwnęła głową, zapisując to sobie w dzienniku. Po chwili spojrzała na mnie, odbierając pieniądze.
-Spotkajmy się o 21:00 przy głównym wyjściu. -Kiwnęłam głową, pokazując, że mi pasuje- Twój chłoptaś idzie, ja spływam.
W pośpiechu zabrała mój talerz i podsunęła mi torcik czekoladowy. Odeszła chwilę przed przyjściem Davida, obejrzałam się za nią z uśmiechem i przy okazji zerknęłam na zegarek na ścianie, wskazywał 18:24, więc zostały mi jakieś trzy godziny.
-Mamy trzy godziny.
Wypaliłam, mieszając łyżeczką kawę.
-Myślałem, że już będziemy wracać.
Wzruszyłam ramionami, niezbyt zainteresowana jego osobą. Chyba powoli przyzwyczajam się do jego osoby i zaczyna mnie nudzić... A może to irytacja? Nie lubię, gdy ktoś przerywa moje gierki. Nie mogę, by poznał po mnie tą niechęć.
-Czekam na dostawę.
Mrugnęłam do chłopaka ze słodkim uśmieszkiem, podpierając brodę na złączonych palcach, jednak on tylko prychnął.
-Kto to był? -Pyta o Alana? Uniosłam jedną brew, by rozwinął- Ta dziewczyna.
Ach ona... Prawdziwy z niego kobieciarz. Nie odpuści żadnej. Zaśmiałam się cicho, chociaż niezbyt mi się to podoba. Po prostu irytują mnie tacy ludzie.
-Stara znajoma... Jeśli nie więcej.
Po raz kolejny uśmiechnęłam się, ukazując swoje bialutkie zęby.
-Ona wie? No wiesz... O tym co robisz?
Czemu tak go to interesuję? Naczytał się głupich książek i teraz szuka miłości w tym stylu?
-Od dawna.
-I nie boi się?
-Ani trochę.
Na to pytanie odpowiedziała sama Marta, z uśmiechem podsunęła pod nos chłopaka latte i kawałek tiramisu.
-Dalej skradasz się jak dachowiec.
Stwierdziłam z kpiną, na co dziewczyna uśmiechnęła się prowokująco.
-Może kiedyś mi dorównasz.
Wystawiła język w moją stronę. To niekoniecznie mi się spodobało. Jak mogła tak perfidnie zdeptać moją dumę!? I to na oczach mojej ofiary!
-Nie pozwalaj sobie... Jestem lepsza.
Wymusiłam krzywy uśmiech, patrząc na dziewczynę z chęcią mordu, co ona szybko odwzajemniła.
-Liczby o niczym nie świadczą.
Burkneła, no co kiwnęłam przecząco głową.
-Jesteś tego pewna? -Dziewczyna z lekką złością odeszła, spojrzałam na mojego towarzysza, który patrzył na sylwetkę mojej przyjaciółki, a dokładnie na jej tyłek, westchnęłam i spojrzałam za szybę, podpierając głowę na ręce- Mógłbyś nie gapić się na tyłek mojej przyjaciółki? Rozumiem, że ma niezłe kształty, ale na serio?
Powiedziałam z obojętnością, obserwując przechodniów.
-Rozumiem, że jestem niezłym przystojniakiem, ale opanuj zazdrość.
Zerknęłam na niego z małym uśmieszkiem, siedział jak prawdziwy książę, lustrując mnie swoimi błękitnymi oczami na jego ustach gościł zwycięski uśmiech.
-Po pierwsze nie chce ci przypomnieć o naszej relacji. Po drugie widziałam przystojniejszych.
David prychnął, szturchając pod stołem moją łydkę. Nie zrobił tego boleśnie. Powiedziałabym, że jego gest był całkiem czuły... Dziwnie się przez to poczułam, więc odruchowo schowałam nogi pod sobą.
-Takich w porównaniu przy mnie nie ma.
Burknął, jakby zły, ale niekoniecznie wiem na co.
-Nie jesteś pępkiem świata.
Wypiłam napój do końca i zajęłam się torcikiem od dziewczyny.
-Będziesz gruba.
-No i? Chudnięcie jest tańsze od operacji plastycznej, a właśnie tego potrzebujesz.
Odpyskowałam, obserwując grupkę chłopaków, jeden z nich był naprawdę przystojny... Czarne włosy postawione na żelu, a do tego tatuaż na ramieniu, kolczyk w uchy i brwi. Miał założone białe adidasy z czarnymi paskami, granatowe dżinsy z dziurami na kolanach, czarny podkoszulek i czerwoną koszulę w kratkę związaną w pasie.
-Na co tak patrzysz?
David spojrzał w tą samą stronę co ja, a kiedy zobaczył na co patrzę, skwasił się z niezadowolenia.
-No co? Niezłe dupy.
Mruknęłam. Gdybym wiedziała, że przy nim nie mogę nawet popatrzeć na ładnych chłopców, przyszła bym tu sama...
-A ja to co? -Spojrzałam na niego sceptycznje, nie rozumiejąc do czego dąży- Powiedz, że nie jestem przystojny?
Warknał, zaciskając dłonie w pięści. Przewróciłam oczami, dlaczego miałabym z nim o tym rozmawiać?
-Nie wypowiadam się.
***
-Chciałbyś gdzieś pójść?
Spytałam, wychodząc z kafejki.
-Ile mamy czasu?
-Trochę ponad dwie godziny.
Odparłam, nie patrząc nawet na zegarek.
-To może mały zakład?
Spytał z cwaniackim uśmiechem.
-Jaki?
Zaciekawił mnie i po prostu chce wiedzieć co ma w planach.
-Na przeciwko jest salon gier, poszukamy jakiejś strzelanki, jeśli wygram będziesz musiała odpowiedzieć na każde moje pytanie, jeśli przegram...
-Twój czas skróci się o połowę.
Wystawiłam rękę w stronę chłopaka, przez chwilę stał patrząc na mnie, ale w końcu zgodził się, ujmując moją dłoń. Dla niego to nieprzyjemny scenariusz, więc jestem zaskoczona, że się zgodził.
-Szykuj się!
Weszliśmy do salonu dumnym krokiem i podeszliśmy do maszyny, przy której niestety już ktoś grał, stanęliśmy za nimi, czekając, aż ustąpią nam miejsca.
-Siema! Jay jestem.
Spojrzałam na młodego chłopaka, mniej więcej w naszym wieku.
-David.
-Anna.
Burknełam, w przeciwieństwie do kolegi, nie byłam szczególnie zadowolona, że do nas gada.
-Czekacie na grę?
Spytał, mierząc mnie wzrokiem. Nie podoba mi się to... Tym razem David mógłby zareagować, ale jak na złość udaje, że nie widzi co się dzieje.
-Nie mamy wielkiego wyboru... Nie widzę innej strzelanki.
Jay zaśmiał się i zaczął rozmawiać z Davidem o jakiś pierdołach, na których zupełnie się nie znałam. Czułam jednak jego obrzydliwy wzrok na swoim ciele. Bleh! Po chwili gra się zwolniła, razem z Davidem podeszliśmy do barierek i wzięliśmy po jednej zabawce na wzór pistoletu. Są dość lekkie... Dziwnie trzyma się sztuczną broń.
-Zaczynamy?
Spytałam, wpatrując się w ekran startowy. Widniały na nim jakieś zasady, ale kogo one obchodzą. Dowiem się z gry.
-Już wrzucam... Chwila czemu ty masz niebieski?
-Bo to królewski kolor kmiocie.
Warknęłam. Czy naprawdę musi przejmować się akurat tym?
-Zamień się. -Przewróciłam oczami, ale zamieniłam się z nim miejscem- No i tak powinno być. Każdy ma idealny kolor.
-To nie jest różowy daltonisto.
David prychnął i wrzucił monetę, a gra się rozpoczęła, na ekranach podzielonym na dwie części wyświetliły się dwa pistolety i korytarz, w którym stopniowo zaczęły pojawiać się przyśpieszające potwory.
***
Nie jestem pewna, który to poziom, ale nie był za dużym wyzwaniem, po kolej zabijałam każdego potwora, aż pojawił się boss, przytrzymałam spust do momentu, aż był bardzo blisko mnie i tym samym przeszłam całą grę. Spojrzałam na przegranego i uśmiechnęłam się wrednie.
-Poczułeś się jak szmata?
Spytałam, a to napewno go zdenerwowało.
-Miałaś szczęście...
Burknął, schodząc z podestu. Poszłam w jego ślady, prychając pod nosem.
-Wygrana to wygrana.
-Co proszę?
Przewróciłam oczami, stając dosłownie przed nim.
-Masz problemy ze słuchem drugi miejscowy?
Zakupiłam. Przegrana godzi w jego dumę. Tym bardziej, że gry są raczej męską domeną.
-Nie jestem drugo miejscowy.
Warknął, mierząc mnie nienawistnym spojrzeniem.
-Jak dla mnie jesteś.
-Ty wredna pokraka... -Wysyczał zaciskając zęby- Domagam się dogrywki.
Spojrzałam na zegarek .
-20:50 nie mamy już czasu żeby podwyższyć twoje książęce ego.
-Wymówki.
Burknął, a mnie już irytuje to jego pierdolenie pod nosem.
-Prawda jest taka, że ja wygrałam, a ty jesteś ciota, więc radzę ci się do tego przyzwyczaić i łaskawie zamknąć tą rozgadaną jadaczkę. Wyraziłam się wystarczająco jasno drugo miejscowy?
-Nie pozwalaj sobie ty...
-To było dobre! -Jay nie zważając na mojego znajomego, wepchnął się pomiędzy nas, popychając przy tym Davida, który zmierzył go złowrogim wzrokiem- Jesteś niesamowita... Masz chłopaka?
-Co?
Czy ja właśnie rozkochałam w sobie drugiego chłopaka? W życiu nie miałam takiego wzięcia!
-Czy masz chłopaka?
Powtórzył, upewniając mnie w moim przekonaniu. Mam dzisiaj branie. Gdybym wiedziała wcześniej...
-Nie ale...
Chłopak złapał moje ręce i uniósł trochę do góry.
-Wyjdziesz za mnie?
Spojrzałam na niego z powagą, ale kiedy mrugnął i kiwnął głową w stronę Davida, zrozumiałam o co chodzi, uśmiechnęłam się i przytaknęłam głową. Nie lubię go j trochę szkoda, że jednak nie mam brania, ale wkurzyć księciunia zawsze miło.
-Czemu nie! Będzie zabawnie!
Odparłam, stając bliżej niego. Może planował to od początku i dlatego mierzył mnie tym obleśnym wzrokiem?
-Chwila moment, że co!?
Spojrzałam na Davida, uśmiechając się słodko.
-Właśnie znalazłam męża.
-A ja żonę.
Widziałam po niebieskookim, że nie będzie stał spokojnie i się przyglądał.
-Wątpię w to!
Warknął, zbliżając się do nas.
-A to dlaczego?
Spytałam, udając zaskoczoną.
-Idziemy!
David złapał moje ramię, ciągnąc mnie w stronę wyjścia, miałam zamiar puścić Jaya, ale chłopak poszedł za nami. Ten moment kiedy ciągnie cię jeden przystojniak, a drugi idzie za tobą z olbrzymim bananem na ryjcu, trzymając cię za rękę, przechodnie patrzyli na nas jak na wariatów, a większość dziewczyn mordowała mnie wzrokiem. Czuję się jak w mandze.
-Jay? Co ty znowu robisz?
-O kurwa... -Spojrzałam w stronę rudowłosej dziewczyny, która szybkim krokiem szła w naszą stronę- Słuchajcie, bardzo miło było was poznać i chętnie jeszcze bym z wami pogadał, ale aktualnie boje się o moje życie, ponieważ w naszą stronę zmierza psychopatka, więc aby was nie narażać, zacznie spierdalać za przeproszeniem.
Jay uśmiechnął się do nas, po czym odbiegł w tylko sobie znanym kierunku.
-Jay!?
Spojrzałam na rudą kitę, która puściła się w pogoń za chłopakiem.
-Ale on ma bogate słownictwo.
Przyznałam, patrząc jak biegnie w siną dal. W sumie biega też całkiem nieźle.
-Chyba ma problem...
-Ma. Stracił żonę. -Przez dłuższą chwilę oboje patrzyliśmy na jeszcze widoczne sylwetki pary- David?
-No?
-Rozumiem, że jestem seksowna, ale możesz mnie puścić?
Chłopak jedynie puścił moją dłoń, posyłając mi sceptyczn spojrzenie.
-Wcale nie jesteś seksowna.
-No nie wiem już dwóch chłopaków dzisiaj mnie podrywało.
-Ale coś im nie wyszło.
-Bo pojawił się ktoś kto zaczął robić sceny? Zazdrość i te sprawy.
Mruknęłam, starając się go sprowokować. Normalnje nie jest to jakoś szczególnie trudne, ale czasami jest wyjątkowo odporny.
-Po pierwsze nie byłem zazdrosny, po drugie nie robiłem scen i po trzecie jest 21:05.
Uśmiechnęłam się zadziornie, idąc w stronę widocznego wyjścia.
-Według mnie byłeś zazdrosny na maksa.
-Wmawiaj sobie!
-Będę bo gdyby nie twoje słabe nerwy i niechęć do odrzuceń, miałabym już męża i kochanka.
Moja ofiara nawet nie starała się ukryć złości.
-Siedź cicho...
Warknął, przyspieszając kroku.
-Nie mogę siedzieć cicho idąc.
-To usiądź.
Stanęłam, wzruszając ramionami.
-Okej!
-Stop! -Spojrzałam na niego pytająco, gdy siła nie pozwolił mi rozwalić się na ziemi- Tylko żartowałem.
-Drugo miejscowy.
Skwitowałam z uśmiechem.
-Do pięt mi nie dorastasz.
Zripostował, uśmiechając się nerwowo.
-Bo stoję wyżej niż twoje pięty się znajdują.
David spojrzał na mnie z kpiącym uśmiechem.
-Tak leczysz swoje kompleksy? -Posłałam mu pytające spojrzenie, na co on zgiął nogi w kolanach-Nie oszukujmy się, jesteś kurdupelkiem.
-Podobno małe jest piękne.
Stwierdziłam z uśmiechem, chowając ręce do kieszeni.
-No nie wiem...
-Może jestem niska, ale przynajmniej posiadam duży biust, lubię siebie taką jaka jestem, a jeśli tobie to przeszkadza to poskarż się komuś innemu, bo nie interesują mnie twoje problemy.
-Jak możesz mówić, że masz duży biust?
Chłopak pokręcił głową z rezygnacją. Zatrzymałam się przed nim, zmuszając go do tego samego. Objęłam go, napierając na niego swoim ciałem i podniosłam głowę wysoko do góry z anielskim uśmiechem.
-Ponieważ tak właśnie jest.
Chłopak zasłonił usta jedną ręką i odwrócił zakłopotany, a zarazem zawstydzony wzrok w inną stronę. Zwykle noszę luźniejsze bluzki albo takie z lekkim dekoltem, więc kiedy napieram na kogokolwiek w taki sposób, widać wystarczający fragment mojego biustu, a jeśli dodać do tego tą minę to istna mieszanka wybuchowa.
-Lepiej zawiąż tą bluzę w pasie...
Zaśmiałam się, czując jak na mnie reaguje.
-Czemu miałbym..
-Stanął ci.
Przerwałam mu, śmiejąc się pod nosem. David spojrzał na mnie bardziej zawstydzony, ale szybko się opanował i zrobił to co powiedziała, ruszyłam do przodu radosnym krokiem, a chłopak szedł za mną ze spuszczoną głową i niezadowoloną miną. Cały czas buczał, że wykorzystuje swoje ciało w nieczystym celu lub coś w tym stylu.
-Spóźniona!
Warknęła zła Marta. Westchnęłam, posyłając jej swoje standardowe spojrzenie.
-Jak zwykle.
Dziewczyna podała mi torbę ze złością.
-Muszę iść, przez ciebie jestem spóźniona!
Krzyknęła, odbiegając w tylko sobie znanym kierunku.
-Co to?
Spytał, wskazując na torbę.
-Nic dla ciebie.
***
Wczoraj po powrocie z galerii, zadzwonił do mnie Ben i powiedział, że Slender robi jakieś zebranie i jako jeden z największych pojebów, MUSZĘ tam być, więc miałam nie przespaną noc, a wybrane miejsce było na widoku, byłam zmuszona zabić paru nastolatków, wracałam ubabrana krwią, z gałązkami i liśćmi w włosach, które wyglądały jak szopa, a na domiar złego Toby'mu odjebało i rzucił się na mnie z siekierą, przez co miałam podarte ubrania i kilka ran na brzuchu i twarzy, ale temu dobilowi to nie wystarczyło! Oczywiście chuj musiał jeszcze wpaść ze mną do wody! Ja i Toby nie lubimy się i to nie przez to, że nie lubię gofrów i wolę sernik, bo tak nie jest... Weszłam do domu, w którym został sam chłopak, który siedział sobie w salonie, oglądając jakiś film na moim laptopie.
-Wróciłam.
Burknęłam, oczekując chodź minimalnego współczucia od kogokolwiek. Nawet on jest dobrym kandydatem.
-Jakby mnie to obchodziło.
Zmieniam zdanie. Chuj mu w dupę. Nie chcę, by do mnie mówił.
-A spierdalaj!
Warknęłam, zaciskając dłoń na kiju.
-Co ty taka zdenerwowana?
Chłopak odwrócił się w moją stronę, a kiedy zobaczył w jakim jestem stanie spadł z kanapy. Przewróciłam oczami, pokonując pierwszy schodek, jednak przez ranę na brzuchu było to spowolnione- Chwila!
Niebieskooki złapał mój nadgarstek, zatrzymując mnie tym samym w pół kroku.
-Czego?
Syknęłam jadowitym głosem, przez co chłopak mnie puścił.
-Co ci się stało!?
Przewróciłam oczami, widząc jego przejęcie. Nie potrzebuję zainteresowania drugiego bipolarnego dupka.
-Jak by cię to obchodziło.
Rzuciłam, odwracając się do niego plecami.
-Gdzie idziesz?
-Przebrać się kurwa! Powiedzieć ci od razu w co!? -Krzyknęłam wyzywająco, najpierw tamten psychol, a teraz on! No kurwa! W własnym "Domu" spokoju nie mam! Po chwili byłam już na rękach chłopaka, który zaniósł mnie do mojego pokoju i posadził na łóżku- Mogę wiedzieć co ty odpierdalasz?
Spytałam, zaciskając szczękę. Co za wkurwiający śmieć...
-Ktoś musi zająć się taką suką jak ty... Gdzie masz apteczkę?
Zająć się mną? Chyba kpi!
-Po co ci ta wiedza? Bity nie jesteś...
Chłopak ścisnął moje policzki, mierząc mnie złowieszczym wzrokiem.
-Gdzie jest ta pierdolona apteczka!?
Syknął złowrogo, ale nie zrobiła to na mnie żadnego wrażenia.
-Nie upadłam tak nisko, by przyjmować pomoc od zapomnianych dzieci. -Powiedziałam chłodni, a moje słowa wyraźnie go ostudziły. Siedział chwilę w bezruchu, wpatrując się we mnie z niedowierzaniem- I co się tak gapisz cielaku? Myślałeś, że wiecznie będę dla ciebie milutka?
Ciągnęłam, by zadać mu jak najwięcej bólu. Psychiczne rany są gorsze niż cielesne. Zapewne powiedziałabym mu jeszcze więcej, ale przerwał mi.
-Powiedz gdzie jest apteczka... Później możesz kontynuować.
-W kuchni.
David puścił moją twarz i podszedł do drzwi. Dlaczego mu powiedziałam? Zrobiłam to niemal automatycznie. Zareagowałam na jego ton? Co mi się kurwa stało.
-Przebierz się, zaraz wrócę.
Prychnęłam, a chłopak wyszedł, zamykając za sobą drzwi, podeszłam do toeby z której wyciągnęłam, czarne dżinsy i białą bluzkę, pierwsze co zrobiłam to rozebrałam się do bielizny i wytarłam się ręcznikiem, który miałam w pokoju, później zmieniłam bieliznę i z trudem założyłam spodnie i właśnie wtedy do pokoju wparował David.
-Mógłbyś przynajmniej zapukać...
Usłyszałam, że coś spada na podłogę
, więc odwróciłam się w stronę chłopaka, któremu wypadł spory nóż, zmarszczyłam brwi patrząc na jego zakłopotanie.
-To naprawdę nie tak jak wygląda! -Podeszłam do niego i podniosłam nóż z ziemi- Co ty...
Więc to był jego cel od samego początku? Poczekać, aż mu zaufam i zabić w dogodnym momencie. Teraz jestem ranna i osłabiona, nie znajdzie lepszej okazji. Jest mi trochę przykro, bo nawet go polubiłam, ale śmierć z jego rąk nie wydaje się złym wyjściem. Ułożyłam rękojeść w jego dłoniach, układając nóż na odpowiedniej wysokości.
-Na tej wysokości jest serce... -Mruknęłam, wpatrując się tępo w nasze dłonie- Zrób to jeśli chcesz. -Rzuciłam obojętnie, podnosząc wzrok na jego twarz. Wydawał się roztrzęsiony, ale to normalna reakcja przed pierwszym morderstwem, spróbowałam zrobić krok w jego stronę, by pomóc mu w tym zadaniu, ale on od razu odskoczył- Nie ma znaczenia kiedy umrę, po prostu się rozluźnij.
Chłopak pokiwał przecząco głową, patrząc na mnie szklistymi oczami. Oddychał ciężko, bardzo nierówno... Panikuję. To też normalne.
-Nie mógłbym tego zrobić...
Szepnął, wpatrując się we mnie. Pierwszy raz widzę u niego autentyczny strach.
-Dlaczego? Przecież chciałeś zemsty. Czy to nie byłaby odpowiednią opcja?
-Nie zrobię tego!
Uparcie się bronił.
-Nikt nie będzie mnie bronił, jeśli powiesz, że byłam seryjnym mordercą. Umrę czy z twojej, czy z innej ręki, moja śmierć na pewno ucieszy rodzinny ofiar, ale jeśli ty mnie zabijesz bez wątpienia zyskasz sławę, kuszące prawda? -Chłopak zacisnął prawą dłoń na nożu, patrząc na mnie z nieodgadnioną miną- Usamodzielnisz się. Będziesz mógł żyć tak jak chcesz.
Takie argumenty przekonałyby każdego normalnego człowieka.
-Ja... Nie znalazłem nożyczek ani mniejszych noży... Zabrałem go do przecięcia bandaża... -Powiedział spokojnie podchodząc do biurka, na którym po chwili usiadłam- Pokaż ręce. -Wystawiłam najpierw jedną, a później drugą rękę do chłopaka, który odkaził moje rany i owinął je bandażem, dalej się trząsł, nie zrobiłam wiele, więc dlaczego tak go to poruszyło? Robi to wszystko, by zmniejszyć moją czujność?- Będzie trzeba owinąć cały brzuch... -Zaśmiałam się widząc jego przejęcie i powagę- Co cię tak bawi?
-Ty...
***
Po około dwudziestu minutach wszystkie opatrunki były skończone, a ja rzuciłam się na łóżko, kładąc się na brzuchu, zamknęłam oczy, wciskając głowę w poduszkę.
-Może powiesz mi co ci się stało?
David usiadł na łóżku, przez co na niego spojrzałam. Trochę się uspokoić, ale dalej patrzy na mnie z miną pełną żalu. O co mu chodzi? Nie mogę tego zrozumieć, a to mnie wkurza.
-Nie wszyscy mordercy się lubią...
~~~~
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro