Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 6


- Nic

- Ta na pewno, ale chodź, bo zaraz mamy w-f.

- Nie! Czemu na pierwszej lekcji!!!

- Ty się ciesz, że nie startujesz na olimpiadzie.

- Cieszę się, ale za to będę miała widoczki.

- Boże co ja z tobą mam.

Pokręciła teatralnie głową i na mnie spojrzała, ale później zaczęliśmy się śmiać.

~ po lekcjach ~

W końcu wolność. Teraz wystarczy tylko znaleźć Leo i Lunę i jedziemy na Shopping!!!!

- Sophie.

Odwróciłam się w stronę głosu i ujrzałam Lucas'a, który się uśmiecha. Chyba zauważył, że stoję z jego miśkiem.

- Tak?

- Jesteś dzisiaj wolna?

- Sorki Lucas, ale obiecałam Leo i Lubię, że pójdziemy na zakupy, bo nie mam w czym iść na bal.

- Jak już mówimy o balu to - klęknął przede mną znowu - Sophie Hemmings czy uczynisz mi ten zaszczyt i pójdziesz ze mną na bal?

- No nie wiem, a mam jakieś wyjście?

- No niezbyt.

- No no dobrze pójdę z tobą.

Uradowany wziął cię na ręce i obkręcił  się ze mną wokół swojej osi.

- Będę po ciebie o 7. Bądź gotowa.

- Dobrze.

I poszedł, a ja nadal czekałam na moich przyjaciół.

- Leo mówiła ci, że masz się nie głosić do pomocy w sprzątaniu, ale nie poco mnie słuchać. Lepiej popatrzeć na cycki nauczycielki.

- Wcale tak nie było!

- Taaa, a ja mam na głowie kaktusa.

- No śliczny jest.

- A spierdalaj. Sophie idziemy same bez tego idioty.

- Po pierwsze, nie jestem idiotą, po drugie, muszę w czymś iść.

- No dobra, ale to ostatni raz.

- No, ale czemu.

Ta dwójka nadal się kłóciła, a ja wolałam się nie wtrącać, ale stoimy już 15 minut przed szkołą i krzyczą.

- Ej jedziemy na te zakupy czy nie, bo przez wasze kłótnie żałuję, że nie poszłam na randkę.

- No dobrze idziemy pani niecierpliwa.

I poszliśmy najpierw do mnie, żeby odłożyć plecaki, a ja przy okazji mojego misia i poprosić mamę, żeby nas zawiozła, a wiem, że się zgodzi, bo najpierw jedziemy do Starbucks'a, a ona go kocha chyba bardziej niż tatę.

- Hej! Wróciłam i mamy gości.

- Hej ciociu!

- Dzień dobry pani Hemmings.

- Proszę tylko nie pani, bo czuję się stara, a ty jesteś dzieckiem moich przyjaciół, więc możesz do mnie mówić ciociu, bo jesteśmy jak rodzinka.

- Dobrze.

- Córcia, a od kogo dostałaś misia?

- Od Lucas'a zaprosił mnie też na bal.

- Co kurwa?!

Usłyszałam głos taty z salonu, a my byliśmy tradycyjnie w kuchni.

- Luke kurwa wyrażaj się.

- Odezwała się pani idealna.

- No na jestem idealna.

- Ta na pewno.

Boże kocham jak się kłócą, ale nie czas na to.

- Mamo, bo mamy prośbę.

- Jaką? Luke nie tykaj tego ciasta ono jest dla Madison, Kylie i mnie, bo mają do mnie przyjść na pogaduchy.

- No, ale to są dwie blachy, a was jest 3. Nie dacie rady to zjeść.

- To Sophie pomoże. Prawda córcia?

- No.

- I ty brutusie?!?

Tata teatralnie się rozpłakał. Sorry raczej próbował.

- Przepraszam za wujka. To o jaką prośbę chodzi?

- Bo wiesz ciociu mamy ten bal, a my z Sophie nie mamy w czym iść, a pewnie Leo też i chcieliśmy ciebie zapytać czy nas podrzócisz do galerii, a po drodze do Starbucks'a.

- No nie wiem. Chwila! Starbucks?

- Tak.

- To na co czekamy sklepy zaraz mogą zamknąć, a szczególnie Starbucks'a.

- Wiedziałam, że się zgodzisz.

Zaczęłam się śmiać, a po mnie reszta.

- Dobra idźcie, bo chcę zrobić naleśniki.

- No już idziemy.

~ po zakupach ~

Wróciłam do domu o 20. Były do duże zakupy i jestem z tego zadowolona.

Ja kupiłam dwie sukienki.

1. Czerwona. Taka księżniczkowa.


2. Czarną, prześwitującą w kwiaty.


Luna też kupiła dwie.

1. Biała, koronkowa, dwuczęściowa.

2. Szara, dwuczęściowa.


A Leo słońcu nic nie kupił, ale za to nosił nam torby z zakupami.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro