Rozdział 5
- Kocham was
- My ciebie też.
~ dzień później ~
- Sophie wstawaj.
- Mamo nie chcę mi się ciuchów szukać. Wybierzesz mi coś.
- Dobrze kochanie, ale idź już do łazienki.
Wstałam jak zombie i poszłam do łazienki. Umyłam się szybko i zrobiłam lekki makijaż.
Gdy wyszłam mamy już nie było, a ciuchy były na łóżku. Czarne. Mama wie co lubię. Wybrała krótką bluzkę z napisem i czarne dresy z białą gumką.
Ubrałam się i zeszłam na dół do kuchni, a tam Brent robi naleśniki!!!
- O Sophie naleśniki już gotowe. Wcinaj mamy czas, bo tata nas zawozi.
- Dziękuję, a tata wie, że są naleśniki?
- Nie.
- Tato naleśniki są!
- Gdzie kurwa!
- Luke słowa!
Usłyszałam bieg i huk. Popatrzyłam się w stronę hałasu, a tam tata przewrócony na podłodze leży, ale się nie poddaje i biegnie dalej.
- Tato spokojnie wystarczy dla każdego.
- E tam, a powiedz jak się czujesz?
- Jakoś idzie.
Nagle usłyszałam huk.
- Gdzie jest ten pedofil?! Jak go dorwę to wykastruję go tępymi nożyczkami.
Usłyszałam głos wujka Calum'a i Matt'a.
- Wujki!
Wstałam, pobiegłam do nich i wskoczyłam najpierw na Calum'a, a później na wujka Matt'a.
- Młoda jak się czujesz?
- Jakoś się żyje, a kiedy mogę znowu do was przyjść do Wazelinki?
Wazelinka to mops Calum'a inaczej mówi na niego córka. No traktuję ją jak córkę.
- Na razie nie możesz, bo Wazelinka była kastrowana i ma jakby taką antenkę.
- Dobrze. Wujku?
- Tak?
Powiedzieli jednocześnie, Boże jakie synchro.
- Chodzi mi o wujka Matt'a.
- No młoda?
- Zawieziesz mnie do szkoły, bo tata dowarł się do naleśników.
- Biedne naleśniki. Spoko to co idziemy? Znaczy jedziemy?
- Tak. Brent jedziesz z nami?
- Wujek mogę?
- Im więcej tym lepiej.
Wzięliśmy torby i poszliśmy do auta wujka. Zawiózł nas szybko pod szkołę, stan czekali moi Bff.
Szybko wyskoczyłam z auta, pobiegłam do Leo i wskoczyłam na niego.
- Jak się słonko czujesz?
- Słonko? Już lepiej.
- Sophie czemu mi nie powiedziałaś o tym zboczeńcu? Za karę idziemy dzisiaj na te zakupy, a ty Leo też, bo na pewno trzeba ci kupić garniak.
- Dobrze, ale pod jednym warunkiem.
- Jakim?
Spytała.
- Pójdziemy do Starbucks'a.
Powiedzieliśmy równo z Leo.
- No dobrze, ale teraz lecimy na zajęcia.
- Gdzie jest moja kochana kuzyneczka?
- Meteo jestem tutaj.
Zeszłam z Leo i pobiegłam do Meteo i wskoczyłam na niego i wziął mnie na barana.
- Jak tam się czujesz?
- Jakoś idzie. Idziemy do szkoły?
- Jasne.
Weszliśmy do szkoły i od razu usłyszałam ciche szepty.
- Ej nie przejmuj się nimi. Chodź idziemy do twojej szafki.
Poszliśmy do szafki, a tam Lucas z misiem?
- Meteo zostawisz nas samych.
Cicho szepnęłam, a on tylko pokiwał głową, że rozumie, postawił mnie i poszedł.
- Jak się czujesz?
- Czemu się pytasz?
- Bo wiem co ci się wczoraj stało i wiem też, że Brent ci coś powiedział na mój temat, ale daj mi jedną szansę. Proszę.
Klęknął przede mną, a oczy wszystkich zebranym tutaj poleciały w naszą stronę.
- Wstawaj. Wszyscy się patrzą.
- Nie wstanę do puki się nie zgodzisz, a przy okazji mamy świadków.
- No dobra, ale tylko jedna szansa.
- Tylko. Jedna.
- A poco ci ten miś?
- Jest dla ciebie, żeby ci się pomógł pozbierać po wczoraj.
- Dzięki.
Pocałowałam go w policzek. To go totalnie zamórowało i stał tak kilka dobrych minut.
- Lucas? Wszystko dobrze?
- Tak. Muszę iść, bo kapitan drużyny nie powinien się spóźniać.
No to teraz mnie zamórowało. Umówiłam się z kapitanem szkolnej drużyny sportowej. Poszedł i nagle obok mnie pojawiła się nasza szkolna dziwka. Alice.
- Czego ode mnie chcesz?
- Zostaw Lucas'a w spokoju. On jest mój.
- Ta właśnie widzę. Jak jest twój to ciebie powinien zaprosić na randkę, a nie mnie i tobie powinien dać misia, a nie mnie.
Powiedziałam, a ona z wkurwiem wymalowanym na twarzy poszła dalej.
- Sophie, coś ty zrobiła, że ma takiego wkurwia?
- Nic.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro