Rozdział 25
- Przepraszam za nich. Oni tak zawsze.
Obok nas pojawił się chyba John. Podał mi rękę.
- John. Narzeczony tej wariatki.
- Nie jestem wariatką!!
Usłyszałam krzyk Kylie.
- Sophie. Dziewczyna tego idioty.
Uśmiechnęłam się szyderczo.
- Nie jestem idiotą!
- No dobra spokojnie. Chodź już.
Pociągnęłam, go za rękaw, a on mnie wziął za rękę i pociągnął na górę. Weszliśmy do jego pokoju, Jay położył ciasto na stoliku, a mnie pociągnął i znowu położyliśmy się na łóżku tak jak u mnie.
- Co robimy?
Spytałam.
- Nie wiem. Możemy sobie coś poogl....
Nie dokończył, bo do pokoju wpadł Jason.
- Jay pobawisz się ze mną i ty Sophie też!
Krzyknął ucieszony.
- Dobrze, ale w co?
- W Indian!
Krzyknął ucieszony.
- Ale nie krzycz.
Powiedział Jay zakrywając rękoma uszy.
- No dobrze, ale chodźcie.
Pociągnął mnie za rękę, a ja pociągnęłam Jay'a.
- Mamo biją mnie tu!
Krzyknął rozpaczony Jay.
- Życie młody!
Krzyknęła, a ja zaczęłam się śmiać.
- Boże twoja mama jest zajebista.
- No ja wiem!
Usłyszałam jeszcze jej krzyk. W końcu dotarliśmy do pokoju małego i on ma takie fajne dziecięce tipi.

- Jay ja też chcę takie tipi!
- Spoko.
~ 2 lata później ~
Japierdole czas tak szybko mija. Brent po jutrze ma osiemnastkę, a ja mam za rok i kilka dni potem. Z Jay'em jestem już 2 lata, a od 1.5 roku już wszyscy o tym wiedzą. Szczerze to jest super, a teraz to jestem z Luną i Kylie na zakupach. Kylie się ożeniła się rok temu i już spodziewają się dziecka.
- Boshe Sophie nad czym ty myślisz?
- O niczym, tylko mnie to dziwi, że ten czas tak szybko minął, ale dobra, bo muszę jeszcze coś załatwić. Papa.
- No pa.
- No pędź do niego.
Zaśmiała się Luna, a ja wyszłam z zakupami, wsiadłam do auta i pojecham do Jay'a.
Szybko przyjechałam, wysiadłam i od razu zostałam przytulona przez Jason'a.
- Cześć Jason. Tęskniłam!
- Ja też.
Przytuliłam go.
- A za mną to nie? Mamo brat ukradł mi dziewczynę.
- Peszek.
Usłyszałam głos Annie pewnie w kuchni, bo powiedziała, że sama chcę zrobić katering na imprezę Brent'a. Weszliśmy do domu, a jeszcze pocałowałam przy wejściu Jay'a.
- Dzień dobry ja się chciałam spytać czy pani nie pomóc?
- Nie spokojnie zajmijcie się sobą i mam taką prośbę. Zobacz czy ten idiota ma jakiś garnitur, bo ja nie mam czasu.
- Dobrze. Jay chodź mam zadanie!
- Nie krzycz kobieto, a gdzie ty chcesz iść?
- Do twojego pokoju. Chodź.
Pociągnęłam, go za rękę i już po chwili byliśmy w jego pokoju. Podeszłam do jego szafy i ją otworzyłam. Przeszukałam jego szafę dwa razy, ale on tam nie ma żadnego garnituru.
- Annie on nie ma, żadnego garnituru!
- Boshe co za kretyn. Sophie prośba wejś tego kretyna, żeby kupił garnitur, bo ja nie mogę!
- Dobrze! Jay chodź idziemy na zakupy!
- Jej.
Powiedział ironicznie, a ja się zaśmiałam.
- Dobra to chodź.
Pociągnął mnie i zbliżył się do mojego ucha.
- Ale później to mi się odwdzięczysz.
Szepnął mi do ucha, a ja się zachichotałam.
Wyszliśmy z jego domu i wsiedliśmy do auta.
- Wstąpimy jeszcze do mojego domu.
Powiedziałam i odpaliłam samochód.
Po chwili podjechaliśmy do domu.
- Cześć mamo! Jest prośba. Masz jakąś sukienkę, bo ja nic nie mam na imprezę Brent'a.
- No mam moją starą sukienkę że studniówki. Jak chcesz mogę ci dać. Chodź.
- Dzięki.
Poszliśmy na górę. Weszliśmy do pokoju mamy, pogrzebała w szafie i wyciągnęła koronkową, średniej długości, czerwoną sukienkę.
- Boże jest śliczna. Dziękuję.
Przytuliłam ją.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro