Rozdział 24
Powiedziałam i wsiedliśmy do samochodu.
- Dobra nakierujcie mnie gdzie mam jechać.
- Jay ci powie.
Powiedziałam jej. Jay jej mówił coś, a ja w tym czasie weszłam na Instagrama i obczaiłam Dianę.
Śliczne. Dałam serduszko i wyszłam, gdy usłyszałam, że przestali się kłócić.
Po chwili auto się zatrzymało.
- Dobra młodzi wysiadka.
- Dzięki.
Powiedziałam i wyszliśmy z auta. Ładny ma dom.
- Duży masz ten domek.
- No, a teraz chodź. Jason z chęcią ciebie pozna.
- Kto to Jason?
- A mój mały braciszek. No mam jeszcze siostrę starszą o 2 lata. Kylie.
- O tak samo ma na imię moja ciocia.
- No widzisz jaki zbieg okoliczności, a teraz chodź.
Zadzwonił, a nam otworzył mały, czarnowłosy chłopak.
- Cześć Jay, a kto to?
Wskazał na mnie.
- To jest moja dziewczyna. Możemy wejść?
- Tak. Wchodźcie, a i mama zrobiła ciasto, a Kylie przyprowadziła John'a.
Powiedział i pobiegł do domu.
- Kto to jest John?
- Narzeczony mojej siostry, a teraz chodź, bo przyszłej teściowej nie pozwala się czekać.
Wszedł do domu, a ja wstałam jak słup soli. Powiedział teściowa?! Nie pewnie żartował. E tam. Dobra wchodzę.
- Dzień dobry.
- Hejka. - Przybiegła chyba Kylie i mnie przytuliła. - Już myślałam, że ten idiota nigdy nie znajdzie dziewczyny. Powiedzmy sobie szczerze przypuszczałam, że jest gejem.
Gdy to usłyszałam cicho się zaśmiałam.
- Siostra ogarnij dupę i mi nie strasz Sophie!
Krzyknął Jay.
- No dobrze dobrze. Mamo! Musisz zobaczyć jaka jest Sophie!
- Już! Czekaj, bo muszę drugie ciasto dać do pieca.
Po chwili przyszła jego mama. Na serio młodziutka.
- Cześć kochana mam na imię Annie i jestem matką tego idioty i tej o to tu wcipskiej panienki.
Wyciągnęła do mnie rękę. Ja też i ją ucisnełam.
- Miło mi poznać. Mam na imię Sophie.
- Oj ja tu już dużo o tobie słyszałam.
Powiedziała Annie i dwuznacznie poruszała brwiami. Nagle przyszedł mi na ratunek Jay.
- Fajnie się gada, ale ty masz mama ciasto, Kylie ma John'a, a ja mam Sophie, więc proszę wrócić do czego robiłyście, a my idziemy na górę z ciastem.
Zaśmiałam się słodko i popatrzyłam na Jay'a, a on się zarumienił!
- Spokojnie brat. Już idziemy i się tak nie czerwień, bo jesteś bardziej czerwony niż burak!
Powiedział Kylie, gdzy wchodziła do innego pokoju.
- Kylie jutro nie żyjesz i to nie będzie moją winą jeśli obudzisz się bez włosów.
- Spierdalaj!
- Kylie!
Krzyknęła że znudzeniem Annie.
- Przepraszam za nich. Oni tak zawsze.
Obok nas pojawił się chyba John. Podał mi rękę.
- John. Narzeczony tej wariatki.
- Nie jestem wariatką!!
Usłyszałam krzyk Kylie.
- Sophie. Dziewczyna tego idioty.
Uśmiechnęłam się szyderczo.
- Nie jestem idiotą!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro