Rozdział 20
Pocałowałam go w policzek i pobiegłam po Brent'a.
Znalazłam go na korytarzu, rozmawiał z bliźniakami.
- Brent, Nath wrócił i rzucił się na Jay'a jak byłam z nim za szkołą i mu przywalił, a później zaczął mnie szarpać to mu Jay oddał i kazał mi iść po ciebie.
- Jakie mieliśmy szczęście Meteo, że musiałem porozmawiać z Brent'em, bo teraz mogę wkopać temu kutasowi. Idziemy.
Poszli, a ja pobiegłam do dyrka, żeby coś zrobił no, bo przecież to jest napastowanie ucznia z innej szkoły.
Byłam już przy drzwiach i bez wachania weszłam do jego gabinetu.
- Panie dyrektororze, bo jakiś uczeń nie z naszej szkoły pobił naszego ucznia i są za szkołą.
- Dobrze, że mi powiedziałaś, a teraz prowadź gdzie oni są.
- Dobrze.
Wyszliśmy z jego gabinetu i przyprowadziłam go za szkołę. Na szczęście Brent'a i chłopaków już nie było, ale Nath kopał leżącego Jay'a.
- Boże Jay!
Krzyknęłam i pobiegłam do niego płacząc.
- Nath przestań już!
Znowu krzyknęłam.
- Proszę opuścić teran szkoły, albo zadzwonię po policję.
Powiedział nasz dyrektor.
- No już spokojnie idę. I tak zrobiłem co chciałem zrobić.
I jakby nigdy nic sobie poszedł, a ja cały czas płakałam.
- Sophie zanieś Jay'a do higienistki, a później do mnie przyjdź.
- Dobrze.
Dyrko poszedł, a ja zadzwoniłam do Brent'a.
- No co jest siostra.
- Przychodź znowu za szkołę, bo Nath tak skopał, że leży nie przytomny.
Powiedziałam płacząc.
- No już idziemy.
Rozłączył się i po chwili przyszedł z Meteo i Leo. Bliźniaki wzięli go, a ja się przytuliłam płacząc.
- Chcesz, żebym zadzwonił po tatę.
Powikwałam twierdząco głową. Wyciągnął telefon i zaczął rozmawiać z tatą.
- Przyjedzie za chwilę.
- Brent, bo ja miałam iść do dyrektora. Pójdziesz ze mną?
- No. Chodź.
Powiedział z troską i poszliśmy do gabinetu dyrektora.
- Dzień dobry ponownie, miałam przyjść.
- Tak siadajcie. Chciałem się dowiedzieć, z której szkoły był ten chłopak.
- Brent?
- Był z High School.
Powiedział Brent.
- Dobrze. Możecie iść.
- Proszę pana chciałem się zapytać, bo my go znaliśmy. Był związany z moją siostrą i jak widać jest wstrząśnięta. Czy może iść do domu. Zaraz i tak powinien się zjawić.
I Brent'owi przerwał tata, który wszedł do gabinetu.
- Tata.
Dokończył.
- Dzień dobry panie Hemmings.
Podali sobie rękę.
- Cześć Ben.
- Nie jesteśmy na Ty, ale dobra nie o to chodzi. Sophie chcesz iść do domu?
Pokiwałam twierdząco głową.
- To panie Hemmings możecie już iść, a Brent na lekcję.
- Tak jest.
Brent zasalutował i wybiegł krzycząc, że babka z geografii wpiszę mu nieobecność.
- Do widzenia i przepraszam za syna.
- Do widzenia.
Westchnął dyrektor, a my wyszliśmy.
- Sophie chcesz może zrobić wakacje od tego stresu i trochę od szkoły? Pojechałybyście z mamą do spa. Ona ma już takie wyszukane i chyba była tam kiedyś z wujkiem Calum'em, a i tak zaraz koniec roku szkolnego, więc co ci szkodzi.
- No nie wiem.
- Córcia musisz się w końcu odstresować. Bez gadania jedziesz do tego spa.
- No dobrze.
Teraz przypomniałam sobie o Jay'u. Pobiegłam szybko do chigienistki i usłyszałam, że tata też za mną biegnie.
Wpadłam do gabinetu, a tam chigienistka właśnie coś wpisywała w jakąś karte, a Jay siedział na kozetce i pił wodę.
- Jay!
Krzyknęłam że łzami w oczach i rzuciłam mu się na szyję.
- Spokojnie nic mi nie jest.
Przytulił mnie mocno, a później pocałował mnie.
- To teraz ty chcesz zranić moją córkę?
Nagle za na mi pojawił się tata, a chigienistka nadal coś tam wpisywała. Ona ogólnie jest spoko.
- Nie mam zamiaru.
Powiedział Jay i dotknął czołem, mojego.
- Ej przestańcie, bo się pożygam z tej słodyczy.
Westchnął tata i wyszedł.
- Jay jutro albo po jutrze wyjeżdżam do spa, bo tata powiedział, że za dużo się stresuje, ale nie chcę ciebie zostawić.
- Jedź. Przyda ci się. Dużo dzisiaj przeszłaś najlepiej jak pojedziesz jutro, a mną się nie martw. Przecież mamy XXI (21) wiek i mamy tak zwane telefony dzięki którym możemy się porozumieć.
Zaśmiał się.
- A idź, ale obiecuję, że będę codziennie pisać.
- Ja też.
- Sophie chodź, bo mama dzwoniła, że wujek Justin przyjechał i ma coś dla ciebie.
Nagle w drzwiach pojewił się tata.
- Dobrze. To ma Jay.
Pocałowałam go w policzek i wyszłam.
Przy drzwiach czekał tata i razem poszliśmy do jego auta.
Mamy się fajnie, bo mieszkamy jakieś 5 minut od szkoły, więc szybko podjechaliśmy pod dom.
Na podjeździe zobaczyłam panterkowe auto wujka.
Wyszliśmy z naszego auta i poszliśmy do domu. Już w samych drzwiach przywitał mnie Justin. Pies. Nie wujek.
- No cześć Justinku. Stęskniłeś się?
Ten tylko szczeknął i pomachał radośnie ogonem.
- Czemu ona dała temu psu na imię Justin?
Usłyszałam głos wujka. Pobiegłam w stronę jego głosu i się do niego przytuliłam.
- Też tęskniłem, a mam coś dla ciebie.
- A co?
Wyciągnął jakieś opakowanie i mi je dał.
- Otwórz.
Powiedział, a ja je szybko otworzyłam, a tam zobaczyłam najnowszy singiel wujka, który nawet nie jest jeszcze w sklepach.
- Boże dziękuję.
Przytuliłam go.
- Nie ma za co.
Usiedliśmy na kanapie razem z mamą i Justin'em, a później mały Justin poczłapał do nas i usiadł mi na kolanach, a po chwili dołączył się do nas tata.
- Lily jedziesz z Sophie do spa, bo nasza córka musi się odstresować.
- Jest!
Krzyknęła na cały dom, a ja z wujkiem zaczęliśmy się śmiać z mamy.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro