Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 6. Poznanie prawdziwego mordercy.

Minęły 3 miesiące od kąt ja i Raph jesteśmy parą. Nikt o tym nie wie. Taką mam nadzieje. Od tygodnia zauważyłam, że Raph wydaje się często nie obecny. To znaczy jest ale... Jakby był czymś zamyślony całymi dniami i nocami. Martwi mnie to. Obecnie jestem z ukochanym na patrolu. Nikt z nas się nie odzywał. W końcu nie wytrzymałam. Postanowiłam przerwać tą wkurzającą mnie już ciszę i spytać go w prost co się dzieje.

-Raph co się z tobą dzieje?- Spytałam zwracając na siebie uwagę Rapha. Mój chłopak usiadł przy skraju dachu. Zrobiłam to samo kładąc dłoń na jego ramie.

-Ja.... Zaczynam tęsknić za ojcem i braćmi.- Powiedział ze spuszczoną głową. Wiedziałam co czuje. Ja nie widziałam się z ojcem 9 lat. Ale on ze swoją rodziną nie widział się już 4 miesiące. Miałam pomysł pomimo, że prawdopodobnie Raphowi się on nie spodoba.

-Raph.... Wróć do Klanu swojego ojca.- Powiedziałam przez co Raph spojrzał na mnie zaskoczony.- Jeśli mnie kochasz zrób to.- Dodałam.

-Nie zrobię tego. Oni pewnie mnie nienawidzą za to.- Powiedział wstając.

-Jeśli im na tobie zależy wybaczą tobie. Przecież każdy popełnia błędy.- Powiedziałam podchodząc do niego i dając dłoń na jego policzek.- Ale będziemy się spotykać i esemesować ze sobą. Ustalimy swoje miejsce spotkań, zgoda?- Powiedziałam na co Raph się uśmiechnął i pokiwał głową na tak. Następnie podał mi swój telefon.

-Aby mnie nie znaleźli.- Powiedział całując mnie w czoło. Następnie pobiegł w stronę którą tylko on i reszta jego prawdziwej rodziny znała. Wróciłam do domu. Opowiedziałam ojcu, że w którymś momencie straciłam Rapha z oczu. Oczywiście mi uwierzył. Nigdy nie powiedziałam ojcu, że jak chodziłam do 4 klasy uczęszczałam na kółko teatralne. Nauczyciele nawet mówili, że świetna ze mnie aktorka co bardzo doceniałam. Wyjęłam z szafki papierosa i zapalniczkę. Wyszłam z domu i poszłam zapalić. Musiałam się uspokoić po tym czego się dowiedziałam.

(Perspektywa Raphaela)

Już powoli dochodziłem do kryjówki. Miałem nadzieje, że nie będzie kłótni. Chociaż po tym co wydarzyło się przez te 4 miesiące wątpię by ponownie przyjęli mnie do drużyny. Wziąłem głęboki oddech i wszedłem do kryjówki. Wszyscy spojrzeli na mnie zdziwieni. No tak. Mam na sobie komplet od mojej kochanej Kasai.

-No proszę. A jednak się zjawiłeś zdrajco.- Powiedział Leo. Odwróciłem wzrok by nie patrzyli na mnie. Nie po tym co robiłem. Nagle poczułem jak ktoś mnie przytula. To był Mikey.

-Tak bardzo tęskniłem.- Powiedział puszczając. Mimowolnie to ja go przytuliłem. Po chwili go puściłem. No i zauważyłem osobę której się najbardziej bałem się pokazać na oczy. Mój ojciec. Wyglądał na zaskoczonego ale kiedy spojrzałem na lidera drużyny Hamato wiedziałem, że chce powiedzieć coś w stylu bym wynosił się.

-To... Ja już lepiej pójdę skoro nie jestem potrze...- Nie dokończyłem, ponieważ ten idiota Casey strzelał krążkami w wierze z pudełek po pizzy na której stał... Gryzio! Szybko zrzuciłem z rąk szponu i zerwałem bandanę, ochraniacze i pas. Podbiegłem do tego pacana i wrzuciłem go do wody.- Casey pacanie omal nie zabiłeś Gryzia!- Wrzasnąłem i spojrzałem na siebie. Gwałtownie się odwróciłem i zaśmiałem nerwowo.

-Witaj z powrotem Raphaelu.- Powiedział mój ojciec, a ja się pokłoniłem.

-To kiedy solidna kara mistrzu?- Spytałem, a mistrz spojrzał na moich braci.

-Randoli.- Gdy to powiedział cała trójka się uśmiechnęła. No cóż. Gorzej nie mogło być. Poszedłem do pokoju z Gryziem. Założyłem moją starą bandanę i ochraniacze. Zaś rzeczy od Kasai schowałem do pudła. Włożyłem pudło pod łóżko. Następnie poszedłem do dojo gdzie musiałem poćwiczyć z braćmi. Pomimo dobrego wyszkolenia dałem im się wyżyć.

(Perspektywa Kasai)

Siedziałam w swoim pokoju na telefonie. Słuchałam muzykę i jadłam chipsy w międzyczasie rysując. Nagle mój telefon zaczął dzwonić. Obawiałam się, że to Raph ale nie... To nie był mój ukochany tylko Arek. Mój zaufany posłańca z Japonii jak i wojownik z klanu mojego ojca. Odebrałam połączenie.

-Hallo?- Spytałam. W słuchawce słyszałam jak by ktoś biegł.

-Panno Oroku to nie Saito zabił pani matkę to by...- Nie usłyszałam do końca bo usłyszałam strzał w słuchawce. Byłam przerażona. Chwila. Ten cały Saito. On był oskarżony o zabójstwo mojej matki. W słuchawce usłyszałam jak ktoś podchodzi.

-Witaj Kasai.- Usłyszałam znany mi głos. To był Jasper.

-Panie zabiliśmy Saito. Ale co mamy robić jeśli oni dowiedzą się, że to pan zabił żonę Sakiego?- Usłyszałam obcy mi głos. Wtedy się rozłączył. Byłam przerażona. Jasper... On zabił moją matkę. Teraz wiem, że muszę powiedzieć o tym ojcu. Ale nie chciałam ryzykować. Położyłam się na łóżko i starałam uspokoić emocje i serce które waliło jak młot. Zamknęłam oczy i po czasie zasnęłam.

(Perspektywa Shreddera)

Zastanawiało mnie dziwne zniknięcie Rapha. A z resztą. Nawet jeśli ktoś go złapał to nie moja wina. Gówniarz mógł pilnować się Kasai. No ale cóż. Nikt nie jest ideałem. Stałem przez oknie i patrzyłem na zdjęcie kiedy moja żona żyła, a Kasai miała kilka miesięcy. Brakowało mi mojej żony. Pomimo, że nie widzieliśmy się 9 lat. Usłyszałem jak ktoś wchodzi o pomieszczenia. Schowałem zdjęcie do kieszeni i spojrzałem na tą osobę. Był to Tygrysi Pazur. Pokłonił się mi.

-Mistrzu. List do ciebie.- Powiedział wyciągając w moją stronę kopertę. Podszedłem do niego i wziąłem ją do ręki. Wróciłem do swojego tronu i otworzyłem kopertę. Zacząłem czytać list.

Mistrzu Saki.

Z tej strony Arek. Nie mam czasu na tłumaczenie mojego prawie nie czytelnego pisma. Chodzi o Jaspera. To on... To on zabił pańską żonę. Słyszałem jak rozmawia z kimś o niej. Dlatego jak najszybciej napisałem do mistrza list. Osobę w którą wrobili w zabójstwo nie żyje tak samo jak świadkowie.

                                                                                                Podpisano Arek. Twój wierny sługa.

Byłem wściekły. Jasper mój były i stary przyjaciel zabił moją żonę. Wiedziałem, że będzie źle jeśli on dorwie moją moją córkę. Wstałem z tronu.

-Macie namierzyć Jaspera Woodsa! Natychmiast!- Krzyknąłem na co Tygrysi Pazur szybko mi się pokłonił i wybiegł z pomieszczenia. Podszedłem do okna i spojrzałem w niebo. Po około dwóch godzinach do sali weszli Bradford i Xever. Trzymali zakutego w łańcuchy Jaspera.

(Perspektywa Kasai)

Weszłam do domu żując miętową gumę. Musiałam jakoś zniszczyć zapach tytoniu w ustach. Kiedy szłam do swojego pokoju usłyszałam krzyki z sali tronowej ojca. Poszłam tam i uchyliłam leciutko drzwi. Przed moim ojcem klęczał związany łańcuchem mężczyzna. Patrzyłam na to.

-Czemu śmieciu ją zabiłeś?!- Krzyknął mój ojciec na tą postać. Nie widziałam twarzy. Miałam podejrzenia, że to Jasper. Wtedy ten gostek się zaśmiał. Poznałem ten śmiech. To był zabójca mojej matki. Jasper. Weszłam do pomieszczenia wściekła. Wszyscy poza Jasperem spojrzeli na mnie. Stanęłam obok ojca. Chwyciłam za swoją katanę.

-A to za moją matkę!- Krzyknęłam i wbiłam mu w gardło katanę. Krew prysnęła na mnie. Wyciągnęłam po chwili swoją broń, a martwe zwłoki Jaspera upadły na ziemie. Bez słowa poszłam do pokoju. Wykąpałam się, wyczyściłam broń i przebrałam się w piżamę. Następnie poszłam spać. Pomściłam swoją rodzicielkę i jestem szczęśliwa z tego. Zaś rozmowa z ojcem mnie nie ominie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro