Rozdział 2. Spotkanie.
Nie minął nawet tydzień od zamieszkania z ojcem, a już jego sługusy mnie zaczynają denerwować. Szczególnie Tygrysi Pazur który oskarża mnie, że zabrałam mu stanowisko. Jeśli chodzi o pozostałych to nie są aż tak wkurzający. Na szczęście. Obecnie jestem w swoim pokoju i piszę w pamiętniku to co się wydarzyło. Gdy skończyłam schowałam pamiętnik do szuflady. Wstałam i rozczesałam palcami moje czarne, do łopatek włosy. Chwyciłam za nóż który wczoraj zabrałam z kuchni. Schowałam nóż do kieszeni spodni, a następnie wyszłam z pokoju. Po czasie byłam na dworze. Zaczęłam biegać i skakać po dachach. W pewnej chwili usłyszałam jakiś hałas nie daleko. Poszłam w kierunku hałasu. Kiedy tam dotarłam zauważyłam jakiegoś... Zmutowanego żółwia ze sztyletami sai i w czerwonej bandanie. Odruchowo schowałam się trzymając rękę na rękojeści noża. Usłyszałam kroki więc zaczęłam powoli wyciągać nóż. Nagle wyszłam z ukrycia z wyciągniętym przed siebie nożem. Osobą która podchodziła okazał się ten żółw. Brakowało kilka centymetrów, a trafiłabym go ostrzem w głowę.
-Ej spokojnie. I jakbyś mogła zabierz ten nóż od mojej głowy.- Powiedział mutant na co ja schowałam nóż do kieszeni. Odwróciłam się i zaczęłam iść. Nagle poczułam jak coś, a raczej ktoś łapie mnie za nadgarstek. Stanęłam. Odwróciłam głowę i zobaczyłam jak ten mutant trzyma moją rękę. Kiedy zorientował się, że widzę to co robi puścił moją dłoń.- Wybacz.- Powiedział na co westchnęłam. Wyglądał mi na przybitego jakąś sprawą. Niezbyt mnie to obchodziło.
-Chcesz jeszcze czegoś? Bo nie powiem, że się śpieszę.- Powiedziałam oschle. Zawsze traktowała tak chłopaków którzy dotykali mnie. Mam tak od 3 lat. Z powodu iż mój były chłopak zaczął mnie zdradzać po kilku tygodniach. Było potem gorzej. Przekraczał moją przestrzeń osobistą. Aż pewnego dnia nie wytrzymał i podczas gdy byłam w parku próbował mnie porwać i zgwałcić. Niestety mu się to nie udało z powodu iż go zabiłam. Zrobiłam to w obronie. A z resztą nikt o tym nie wie.
-Jakie jest twoje imię?- Spytał.
-Kasai.- Powiedziałam i rzuciłam proszkiem łzawiącym w jego twarz. Zaczął kaszleć, a ja wykorzystałam to i uciekłam. Wróciłam do siedziby mojego ojca i bez słowa wróciłam do pokoju.
(Perspektywa Raphaela)
Ledwo wróciłem do domu. Oczy mnie tak swędziały że momentami je przecierałem. Kim była ta dziewczyna w ogóle i czemu rzuciła w moją twarz tym proszkiem? Te i tego typu pytania chodziły mi po głowie. Od razu po wejściu do kryjówki podbiegli do mnie bracia. Zdziwiło mnie to bo zazwyczaj się tan nie zachowywali.
-Raph co ci się stało?- Spytał się nasz "kochany" lider.
-Dostałem proszkiem łzawiącym w twarz nie widać?!- Krzyknąłem wściekły na siebie. Po cholerę pytałem się jej jak się nazywa? Ale przynajmniej mi odpowiedziała.
-Dobra spokojnie. Chodź przemyję ci oczy.- Powiedział Donnie i poszedłem z nim do laboratorium gdzie zaczął mi przemywać czymś oczy. Kie dy skończył poszedłem do swojego pokoju i położyłem się do łóżka. Nawet nie wiem kiedy zasnąłem.
(Perspektywa Kasai)
Właśnie skończyłam pisać o tym co stało się na dachu. ie wiem czemu ale chciałam go bardziej poznać. Z zamyśleń o tym zmutowanym żółwiu wyrwało mnie pukanie do drzwi. Szybko schowałam nóż pod łóżko i podeszłam do drzwi. Kiedy je otworzyłam zobaczyłam jedyną osobę która na co dzień mnie aż tak bardzo nie wkurzała. Xevera. Kiedy z nim rozmawiałam wydawał się inny niż opisywał go Bradford i Tygrysi Pazur.
-Co się dzieje Xever?- Spytałam wychodząc z pokoju.
-Mistrz Shredder chce z nami rozmawiać.- Odpowiedział i zaczęliśmy iść do sali tronowej mojego ojca. Pomimo, że znam go nie cały tydzień polubiłam jego towarzystwo. Po wejściu do sali w której byli już wszyscy stanęłam nie daleko Xevera.
-Skoro już jesteśmy wszyscy. Kasai powinnaś wiedzieć na kogo "polujemy".- Powiedział mój ojciec spoglądając na mnie.- Wszyscy macie za zadanie złapać żółwie, Hamato Yoshiego i ich przyjaciół.- Dodał. No i wtedy zaczął mi opisywać ich wygląd. Szczególnie wygląd Hamato i tych całych żółwi. Jedno mi się nie zgadzało. Jeden z tych żółwi zgadzał się do tego co widziałam na dachu. Gdy skończył wróciłam do pokoju. Zaczęłam szkicować w jakimś zeszycie wygląd tych osób. Nie wiem czemu chciałam spotkać tego żółwia w czerwonej bandanie.
-Kasai do cholery przestań o nim myśleć!- Krzyczałam w myślach. Wkurzona poszłam do kuchni i wzięłam jabłko. Zaczęłam je jeść. Po czasie wyszłam na patrol z Bradfordem, Xeverem Tygrysim Pazurem.- Więc tak. Bradford i Tygrysi Pazur idziecie na południe, a ja i Xever pójdziemy na północ. Jakbyście zauważyli żółwie macie mnie powiadomić. Rozumiemy się?- Powiedziałam przez co na twarzy Tygrysiego Pazura widziałam wściekłość. Jednak on i Bradford poszli w zadanym im przeze mnie kierunku. Ja i Xever też poszliśmy. Podczas patrolowania miałam wrażenie, że ktoś nas obserwuje. Po powrocie do domu zleciłam raport z patrolu. Lecz nie powiedziałam mu o moich odczuciach. Poszłam do pokoju i położyłam się na łóżko. Zaczęłam patrzeć w w sufit aż zasnęła.
(Perspektywa Karai)
Właśnie wracam z samotnego patrolu. Obserwowałam z ukrycia Xevera i tajemniczą dziewczynę. Nie podobało mi się to. Jakaś dziewczyna patrolowała z Xeverem. Nie wiem kim była ta dziewczyna ale mam przeczucie, że pracuje dla Shreddera. Od razu jak weszłam do kryjówki zaczepiła mnie Iris.
-Jak tam na patrolu?- Spytała się Iris, a ja wszystko opowiedziałam siadając na kanapie. Wszyscy wydawali się być tym zaskoczeni.
-Zaraz? Ona miała czarne, do łopatek włosy?- Spytał się Raph kiedy siadał na kanapie.
-Tak.- Odpowiedziała,=m.
-To ona mnie obsypała tym proszkiem.- Powiedział wkurzony Raph. Porozmawialiśmy wszyscy jeszcze chwilę po czy wszyscy poszliśmy spać do swoich pokoi. Ciągle myślałam kim jest ta dziewczyna i co robi w klanie Shredddra. Nawet nie wiem kiedy zasnęłam.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro