Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 1. Przeprowadzka do Stanów.

Siedzę obecnie w gabinecie matki. Siedzę tak dokładnie za biurkiem i piszę list do ojca. Nie widziałam się z nim 9 lat. Kiedy wyjechał miałam 6 lat. Lecz od tamtej pory raz w miesiącu pisał do mnie i do mojej mamy. Podczas pisania listu do ojca zastanawiałam się gdzie moja rodzicielka. Była dopiero 21, a jej jeszcze nie było. Zawsze pracowała do 18. Martwiło mnie to. A jeszcze bardziej martwiło mnie to, że nie odbierała telefonu. Nagle do drzwi gabinetu ktoś zakukał.

-Wejść.- Powiedziałam  odrywając wzrok od kartki. Wtedy do pomieszczenia wszedł jeden z wojowników. Podszedł kilka kroków, a następnie się mi pokłonił. Wojownicy wiedzieli kim jestem więc mnie i moją matkę traktowali z szacunkiem.- Coś się stało?- Spytałam z ciekawością.

-Pani list do ciebie.- Odparł wyciągając z kieszeni jakąś kopertę. Wstałam. Podeszłam do niego. Wzięłam do ręki kopertę do ręki. Otworzyłam kopertę podchodząc do okna. Wyjęłam list i zaczęłam go czytać.

Droga panienko Oroku.

Mamy przykrą wiadomość. Pani matka została zamordowana. Sprawca został złapany. Jako stary przyjaciel panienki ojca załatwię wszystkie potrzebne rzeczy na temat pogrzebu. Bardzo mi przykro. Składam serdeczne kondolencje.

                                                                                       Podpisano Jasper.

Po przeczytaniu listu w moich oczach zebrały się łzy. Spojrzałam w chmury. Pomyślałam że moja matka jest już w lepszym po nie kąt świecie.

-Pani jakie rozkazy?- Z zamyśleń wyrwał mnie głos wojownika.

-Dowiedzieć się kiedy pogrzeb mojej matki.- Powiedziałam patrząc w okno. Po chwili usłyszałam jak drzwi od pomieszczenia się zamykają. Podeszłam do pułki z książkami na której stało zdjęcie gdzie byłam z rodzicami w wesołym miasteczku. Wzięłam je do ręki, a łzy bardziej lały się po moich policzkach.- Dlaczego ty? Dlaczego?!-  Krzyczałam w myślach. Nie wytrzymałam i rzuciłam ramką ze zdjęciem o podłogę. Ramka się rozbiła na kawałki. Na szczęście zdjęcie było całe. Upadłam na kolana. Twarz schowałam w dłonie i zaczęłam płakać. Nie mogłam uwierzyć, że już nigdy nie zobaczę mamy. Nie przytulę jej.- Co ja wyprawiam? Muszę być silna dla ojca i mamy. Za wszelką cenę.- Pomyślałam wstając z ziemi. Wytarłam oczy i podeszłam do rozbitych fragmentów ramki i wzięłam fotografię do ręki. Następnie wyszłam z pokoju. Od dowiedzenia się o śmierci matki minęło 5 dni. Przez ten czas trochę się wydarzyło. Jasper załatwił wszystko związane z pogrzebem. Wiedziałam, że nie powiadomił mojego ojca. Obecnie idę z resztą na cmentarz gdzie zostanie pochowana moja matka. Gdy cała ceremonia pogrzebowa się skończyła, a tylko ja zostałam przed grobem matki patrzyłam na grób ze smutkiem. Postałam tam jeszcze chwilę. Następnie wróciłam do domu. Od razu po wejściu poszłam do pokoju matki. Zabrałam jej naszyjnik który dostała od ojca i kilka zdjęć. Poszłam do swojego pokoju. Wyjęłam torbę podróżną z szafy. Spakowałam do niej kilka ubrań, zdjęcia, pamiętnik, telefon i moją broń. Po zamknięciu torby zarzuciłam ją na swoje ramie. Nagle do drzwi pokoju ktoś zapukał. Dałam tej osobie pozwolenie. Okazało się, że to jeden z wojowników.

-Pani przygotowałem helikopter- Powiedział gdy spojrzałam na niego.

-Doskonale.- Odparłam i wyszłam z domu. Weszłam do helikoptera. Po chwili ruszył. Gdy lecieliśmy udało mi się przysnąć więc miałam przyjemny lot. Kiedy się obudziłam dolatywaliśmy do Nowego Jorku. Po około 10 minutach helikopter latał nad dachami. Otworzyłam drzwi i wyskoczyłam trzymając torbę. Nic sobie nie zrobiłam podczas upadku. Z resztą. Lądowanie dla kunoichi to drobnostka. Zaczęłam się rozglądać szukając czegoś co by kojarzyło by mi się z ojcem. Nowy Jork był pierwszym celem do poszukiwań ojca. Nagle zobaczyłam kilka robotów biegnących za jakimś chodzącym na tylnych łapach tygrysem. Schowałam się za ścianą i obserwowałam ich. Na jednym z robotów dostrzegłam symbol klanu ojca. Zaczęłam iść za nimi aż dotarłam do jakiegoś.... Kościoła? Weszłam na dach tego budynku. Zauważyłam dziurę więc przez nią weszłam. Zauważyłam ojca siedzącego na czymś wyglądającym jak tron. Zeskoczyłam niszcząc przy tym jednego z robotów.- Witaj ojcze.- Powiedziałam podchodząc do niego.

-Witaj córko.- Odpowiedział.

-Nic się nie zmieniłeś.- Powiedziałam stając kilka kroków od schodów prowadzących do jego "tronu".

-Ty również się  nie zmieniłaś- Powiedział gdy poprawiłam torbę która nadal była na moim ramieniu.

-Taa.- Powiedziałam spuszczając głowę ze smutkiem.

-Co się stało?- Spytał gdy spojrzałam na niego. Widziałam jak ojciec podchodzi do mnie. Czułam, że jak powiem mu prawdę to nie powstrzymam się od płaczu.

-Mamę ktoś zamordował.- Powiedziałam łamiącym się głosem. Odpowiedzią mojego ojca było to, że mnie przytulił. Kilka łez spłynęło po moich policzkach. Staliśmy tak chwilę. Po czasie ojciec wezwał do pomieszczenia swoich sługów. On usiadł na swoim tronie, a ja na schodach z torbą obok. Gdy weszli rozpoznałam jednego z nich. Był to ten sam tygrys którego kilka minut temu widziałam na dachu. Zauważyłam też nosorożca, muchę, rybę na metalowych nogach, guźca i kościstego wilka.

-To jest moja biologiczna córka, Kasai.- Na słowa mojego ojca wszyscy patrzyli zszokowani.- Kasai będzie wami dowodzić pod czas patroli i w ogóle. Więc radzę się jej słuchać.- Dodał kiedy wstawałam ze schodów. Zeszłam po nich do tych... Dziwnie wyglądających osób.- Xever zaprowadź Kasai do jej pokoju.- Powiedział gdy ryba zaczęła gdzieś iść. Poszłam za nim. Słyszałam jak tygrys rozmawiał z moim ojcem. Po chwili stanęliśmy przed jednym z pokoi. Ten gostek się ulotnił, a ja weszłam do pokoju. Zaczęłam się rozpakowywać. Gdy skończyłam poszłam spać.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro