Rozdział 5. Miłość nie zna granic.
Minął miesiąc od kąt Raph został członkiem Klanu Stopy. Zawsze idę z Raphem na patrol. Nawet Xever i reszta polubili się z Raphem, a Tygrysi Pazur odnosi się do mnie i Rapha z szacunkiem. Raph zawsze na misje i patrol zakłada podarowane od mojego ojca podobne ostrza jakie on ma. Przez ten miesiąc zaczynam czuć coś więcej do Rapha niż przyjaźń. Boje się, że mogłam się w nim zakochać. Nie niosę już opatrunku po lewej stronie twarzy. Jedynie co mam w miejscu "rany" to strupy. Ale żeby ich nie drapać zakryłam je gazą przyklejoną plastrem. Od momentu kiedy Raph jest w klanie mego ojca przestałam pisać w pamiętniku. Bałam się. Jak by mój ojciec przeczyta go, a było by w nim napisane co czuje do Rapha zabiłby go, a mnie wsadził do lochu. Obecnie jestem z Raphem na spacerze. Tej nocy niebo zdobiło pełno gwiazd i księżyc. Chodziliśmy w ciszy.
(Perspektywa Caseyego)
Byłem z rudą i resztą na patrolu. Wszyscy tęskniliśmy za Raphem. Od kąt Raph uciekł Mona i ten jej narzeczony się jego zaginięciem. W pewnej chwili zauważyłem coś kilka dachów dalej. Okazało się, że to jakieś dwie osoby. Lecz moją uwagę przykuł mutant w czarnej bandanie i tego samego koloru ochraniaczach. Wyglądał jak Raph. Ale nie pasowało mi w tym to, że miał podobne ostrza jakie ma Shredder.
-Ej patrzcie.- Powiedziałem zwracając uwagę pozostałych. Pokazałem palcem na dach na którym były te postacie.
-Pusty dach? Serio Casey?- Spytała się mnie ruda kiedy spojrzałem na dach. Nikogo tam nie było. Normalnie mnie zatkało.
-Słowo honoru tam ktoś był.- Powiedziałem zaskoczony sytuacją.
-Wierze bo muszę.- Powiedziała Iris.
-Ej. Casey ma racje. Tak ktoś chodzi.- Odparła Shini pokazując na inny dach. I faktycznie stali tam. Raph i jakaś dziewczyna. Rozmawiali.
(Perspektywa Kasai)
Rozmawiałam z Raphem w najlepsze. Chciałam mu w końcu powiedzieć o moich odczuciach. Ale miałam stracha. Nagle wziął mnie na ręce i zaczął biec w stronę siedziby mego ojca. Po czasie tam weszliśmy, a Raph odstawił mnie na ziemie.
-Wybacz. Zauważyłem moją byłą rodzinę i odruchowo zareagowałem.- Powiedział drapiąc się po karku.
-To nic. Lepiej chodźmy do swoich pokoi. No wiesz trzeba odpocząć itp.- Powiedziałam na co Raph się uśmiechnął.
-Idź beze mnie. Muszę jeszcze pogadać z Xeverem.- Powiedział nie przestając się uśmiechać.
-Dobrze.- Powiedziałam również z uśmiechem. Jednak Raph w odpowiedzi pocałował mnie w czoło.
-Dobranoc.- Powiedział i zaczął iść.
-Dobranoc Raphi.- Powiedziałam szeptem oraz z rumieńcami na twarzy. Szybko poszłam do swojego pokoju. Przebrałam się w piżamę i poszłam spać.
(Perspektywa Raphaela)
Szedłem do Xevera z uśmiechem. Pocałowałem Kasai. Fakt faktem w czoło ale zawsze pocałunek. Z zamyśleń o córce mojego mistrza wyrwał mnie śmiech Bebopa i Xevera.
-Z czego się śmiejecie?- Spytałem się wściekły.
-Z niczego.- Powiedział Bradford opierający się o ścianę. Miałem nadzieje, że nie spytają o moje odczucia do Kasai. Jakby Shredder się dowiedział pewnie byłbym trupem. Zapadła cisza.
-Dobra mów. Co was łączy?- Spytał się Rocksteady ze swoim rosyjskim akcentem. Tego pytania się najbardziej obawiałem.
-Gadacie jak ci zdrajcy.- Powiedziałem wyciągając papierosa. Wszyscy spojrzeli na mnie zaskoczeni. No tak. Nikt nie wie, że zacząłem palić papierosy. Na szczęście palie dwa lub cztery w tygodniu.- Czemu się tak gapicie? Nigdy nie widzieliście jak ktoś pali papierosa?- Spytałem zapalając papierosa i biorąc pierwszy wdech. Wypuściłem dym.
-No nie ale... Skąd ty bierzesz papierosy?- Spytał się normalnie zaskoczony Tygrysi Pazur.
-Powiedzmy, że dogadałem się z Purpurowymi Smokami.- Powiedziałem. Kazałem tym tchórzom dawać mi 3 paczki na miesiąc. Nic im nie płace bo szantażuje ich. Jeśli mi nie będą dawać papierosów to ich zabije. Sam nie wierzyłem, że tak się odzywam. Ale to pewnie skutek tego, że jestem w Klanie Stopy.
-Ej on zmienił temat!- Krzyknął Xever.- Mów czemu ciągle chodzisz na patrole i misje razem z Kasai.- Powiedział gdy wszyscy spojrzeli na mnie. Wyjąłem papierosa z ust i wypuściłem dym.
-Bo jesteśmy przyjaciółmi.- Powiedziałem z niewielkim kłamstwem. Od kąt należę do Klanu Shreddera darzę uczuciami Kasai. Patrzyli na mnie podejrzanie. Jak by domyślili się, że kłamię. Zgasiłem papierosa i poszedłem do pokoju. Jednak. Coś mnie kusiło by pójść do Kasai.
(Perspektywa Kasai)
Nie mogłam spać. Ciągle myślałam o moich uczuciach do Rapha. Obecnie przypięłam pas z moim mieczem. Podeszłam do drzwi od pokoju. Chciałam już wyjść z pokoju ale zauważyłam Rapha który chyba miał zamiar zapukać.
-Raph? O co chodzi?- Spytałam się go kiedy wyszłam z pokoju i zamknęłam drzwi od pokoju.
-No bo ten... Chciałem spytać czy chcesz się przejść.- Powiedział, a w jego głosie słyszałam, że jest zdenerwowany. Ale się zgodziłam. Wyszliśmy z kryjówki. Zaczęliśmy spacerować. Po czasie byliśmy na dachach. Chciałam mu powiedzieć o tym co czuje. Nagle nie spodziewanie przygwoździł mnie do jednej ze ścian. Zrobiłam się czerwona na twarzy.- Już dłużej nie wytrzymam!- Krzyknął. Położyłam na jego policzkach swoje dłonie i zmusiłam by spojrzał na mnie.
-Raph ja... Od kąt dołączyłeś do klanu mojego ojca ja.... Zakochałam się w tobie.- Powiedziałam puszczając jego twarz. Spuściłam głowę zamykając oczy. Poczułam jak coś unosi mój podbródek. Otworzyłam oczy i zauważyłam Rapha który się czule uśmiechnął.
-To tak jak ja. Od kąt należę do klanu Shreddera poczułem coś do ciebie. - Powiedział Raph głaszcząc drugą mój policzek. Byłam w szoku. Raph... On odwzajemnia moje uczucia. Nie wiedziałam co powiedzieć. Zaskoczył mnie tym wyznaniem. Jednak na moich policzkach zagościły rumieńce. Raph przejechał palcem po mojej dolnej wardze. Czułam jak serce mi przyspieszyło. Twarz Rapha przysunęła się do mojej i... Stało się. Pocałowaliśmy się. Oczywiście odwzajemniłam pocałunek. Po chwili odkleiliśmy się od siebie z powodu braku powietrza. Raphi położył swoje czoło na moim. Patrzyliśmy sobie w oczy. Oboje się uśmiechaliśmy.
-Kocham cię Kasai- Powiedział czułym głosem Raph.
-A ja ciebie.- Powiedziałam kiedy Raph dał mi buziaka w czoło.- Wiesz, że nie możemy o tym nikomu powiedzieć?- Powiedziałam gdy oboje odsunęliśmy się od siebie.
-Taa. Szczególnie twój ojciec nie może wiedzieć. Inaczej po mnie.- Odparł Raph kiedy oboje zaczęliśmy iść do naszej siedziby. Byłam szczęśliwa. Pomimo złych przeżyć cieszyłam się, że Raph i ja jesteśmy parą. Jednak bałam się, że jeśli ktoś nas zauważy w trakcie pocałunku będziemy zmuszeni do ucieczki albo innej metody. Albo jak by mój ojciec zaczął by coś podejrzewać. Kiedy szliśmy do swoich pokoi ciągle rozmawialiśmy. Kiedy Raph pod prowadził mnie pod mój pokój na pożegnanie dałam mu szybkiego buziaka w policzek następnie weszłam do swojego pokoju i poszłam spać.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro