Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

XVII

-Kamiński-

Obudziłem się w objęciach Michała Skórasia. Znowu zasnęliśmy razem na kanapie grając w Fife. To już stawało się taką naszą tradycją.

- Michał - położyłem rękę na jego policzku, ale natychmiast ją z niego zabrałem. - Dzbanku wstawaj - dopiero poczułem, że jego ręce są na moich pośladkach.

- Dla Ciebie wszystko Kubuś - otworzył oczy i zmarszczył brwi z pewnością przez moją minę. - Co jest? - spojrzał mi w oczy.

- Uhh.. zabierzesz ręce proszę? - zamrugał kilka razy i położył je wyżej. - Dziękuję

- Kiedyś nie zaśniemy mówię Ci - zaśmiał się. Pogłaskałem go po głowie.

- To twoja wina dzbanku - poprawił mi bluzę.

- A czemu niby? - uśmiechnął się.

- Bo to przez to, że mnie przytulasz - zrobiłem obrażoną minkę.

- Mogę przestać - powiedział stanowczo.

- Nie! Michał ja chce, żebyś mnie przytulał! - na jego twarzy namalował się ten jego cwany uśmieszek.

- Też tego chce - zaczął wodzić swoimi rękami po moich plecach. Byłem wdzięczny, że nie zjeżdżał niżej, ale jednak trochę bym tego chciał..

- No i super - wtuliłem się w niego bardziej.

- Z kim siedzisz w autokarze w drodze na stadion Artemio Franchi? - zapytał patrząc mi w oczy.

- Z tobą - uśmiechnąłem się promiennie.

- I taką odpowiedź chciałem usłyszeć - pomiział mnie po włosach.

- Jeszcze Legia Warszawa przed nami zanim to - przewrócił oczami.

- Super, a ja już wybiegam myślami w przyszłość - zacząłem bawić się jego włosami. - Fajne co?

- W chuj - odpowiedziałem i tak jakoś zacząłem marzyć.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro