Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

46

- Jin? Wszystko dobrze? - zapytał Hoseok, pochylając się lekko w stronę młodszego lekarza. Ten wyrwał się z chwilowego zamyślenia i pokiwał lekko głową.

- Tak. Po prostu trochę pomieszałem dokumenty... - wymamrotał cicho, odkładając teczkę NamJoona na stertę innych, które po chwili znalazły się na biurku Hoseoka.

Jak w ogóle mógł myśleć o oszukaniu tak ciepłej i cudownej osoby, na którą zawsze mógł liczyć? Przecież to idiotyzm.

Wszystko tylko potwierdzało, że jest ogromnym idiotą.

Wziął drugą stertę, żeby następnie włożyć ją do torby. Zajmie się tym w domu.

Chciał tylko wrócić do swojego niewielkiego mieszkania i zapomnieć o wszystkich swoich problemach.

Chciał zająć się sobą, żyć tak jak wcześniej.

Żyć tak, jak przed poznaniem osoby, która zmieniła wszystko.

Musiał to przyznać.

Przed samym sobą.

Zakochał się w Kim NamJoonie.

Zauroczył się w nim.

Miłość naprawdę była ślepa i nieczuła.

Bolesna.

Przekraczająca wszystkie możliwe granice, łamiąca zasady.

Niszcząca.

Nie było w niej niczego pięknego, poetyckiego.

To nie było uczucie, którego pragnął. Uczucie, na którym mu zależało.

Nienawidził tego uczucia. Niszczącego go od środka, pozbawiającego go tlenu i szczęścia.

Miłość to ból, prawda?

Każdy z nas ucierpi.

Nikt od tego nie ucieknie.

Jin wpadł w pułapkę ogromnego pająka, który utkał niesamowicie mocną i wielką nić.

Nie miał szansy się z tego wycofać, uciekać.

Czy był już chory? Możliwe.

Miłość to ból. Miłość popycha nas do śmiałych i głupich rzeczy, których nigdy byśmy nie zrobili. Wpływa na nasze ciało, nasz umysł.

Jeśli miłość była chorobą, Jin powinien już dawno na nią umrzeć.

- Jinnie, widzę jak bardzo się męczysz. Dużo dzisiaj przeszedłeś, porozmawiam z szefem, żeby dał ci wolne. Ja w tym czasie zajmę się NamJoonem. A Ty odpocznij od sprawy, może gdzieś wyjedź, spotkaj się z kimś. - Hoseok wydawał się naprawdę zmartwiony stanem młodszego przyjaciela.

- Nie mogę. Powinienem pracować, nie mogę robić sobie wolnego z tak głupich powodów. - Jin pokręcił głową i założył torbę na ramię. Tak naprawdę jedynym o czym marzył w tamtym momencie, był powrót do domu i wzięcie gorącej kąpieli, a później leniuchowanie w łóżku.

Ale nie mógł sobie na to pozwolić. Wiedział, że nawet jeśli wróci do mieszkania i weźmie ten cholerny prysznic, a potem położy się spać, wyrzuty sumienia nie dadzą mu spokoju.

To przez niego NamJoon miał atak. To wszystko przez niego.

Może lepiej by było, gdyby w ogóle się nie pojawił?

Może nie powinien ryzykować zdrowia psychicznego i zaufania pacjenta?

Może powinien wtedy posłuchać Jeona?

Od kiedy zaczął zagłębiać się w sprawę NamJoona, coraz mniej spał.

Pytania dręczyły go każdej nocy, spędzając sen z powiek.

Chciał to wszystko zakończyć, wycofać się.

Ale nie mógł.

Było za późno na wywieszenie białej flagi.

Pozostało tylko cierpieć i starać się wszystko naprawić.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro