Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

42

Jin zacisnął dłonie w pięści, próbując się uspokoić.

Nie powiedział tego, prawda?

Nie mógł aż tak bardzo zwalić.

Jeon zaśmiał się cicho i zaczął klaskać, po czym wstał.

- Czarujące, doprawdy. Jesteś idiotą, Jin. Jaki normalny lekarz zaczyna interesować się swoim pacjentem? A może po prostu powinieneś zamienić się z NamJoonem i zacząć przebywać w szpitalu zamiast niego? - Jeon parsknął głośno śmiechem.

Jin zacisnął mocno powieki, biorąc głęboki wdech. Miał serdecznie dosyć wszystkiego. Naprawdę chciał, żeby cały ten pieprzony dzień był jakiś koszmarem. Chciał obudzić się i szybko o nim zapomnieć. 

Ale nie mógł.

Tkwił w jednym wielkim koszmarze.

- Jesteś taki żałosny, Jin. Naprawdę myślałem, że masz chociaż odrobinę więcej rozumu, ale widocznie się przeliczyłem. Żadna moja groźba nie podziałała. Nic. Idiota. - zaśmiał się starszy lekarz, patrząc na Jina z widocznym rozbawieniem. 

To nawet nie bolało.

Dobrze wiedział kim jest.

Jak cholernie głupio się zachował.

Nic nowego.

- Pomyśl trochę nad sobą. Daję ci ostatnią szansę, bo lekarz z ciebie dobry, tylko potwornie głupi. Pamiętaj, że wyłączeniem kilku kamer nic nie zdziałasz. Mam więcej dowodów niż myślisz, skarbie. - Jeon podszedł bliżej mężczyzny i uśmiechnął się delikatnie. - Uwierz mi, że mógłbym cię zniszczyć w kilka minut. Wystarczy jedna rozmowa. 

Gdyby nie świszczący i szybki oddech NamJoona, w pokoju zapanowałaby kompletna cisza.

- Widzimy się rano. Pamiętaj, że ja łatwo sobie nie odpuszczam. Dałem ci szansę na samym początku i uprzedziłem, że wchodzenie głębiej w tą sprawę może nie wyjść ci na dobre. Zmarnowałeś ją. To twoja sprawa. Teraz poniesiesz za to konsekwencje. 

Jeon odwrócił się i wyszedł z pokoju, a dźwięki jego kroków odbijały się od ścian. Po niecałej minucie zapadła grobowa cisza.

- Przepraszam. - wyszeptał Jin, patrząc na swojego pacjenta z bólem. Powoli podszedł do łóżka i usiadł na nim, spuszczając głowę. NamJoon odsunął się od niego tak daleko, jak tylko mógł, co spowodowało silny skurcz gdzieś w okolicy serca, który niemalże pozbawił lekarza możliwości oddychania na moment. 

- Wiem, że teraz mi nie ufasz. Zawiodłem twoje zaufanie, o które starałem się tak długo. Zawiodłem je podwójnie. Ale nawet jeśli uważasz mnie za najgorszą osobę na świecie... Ja naprawdę nie współpracowałem z Jeonem. On chciał cię tylko zdołować, chociaż nie mam pojęcia czemu. Proszę, zaufaj mi. Nigdy nie chciałem działać na twoją niekorzyść... - Jin ukrył twarz w dłoniach, nie chcąc nawet spotkać zawiedzionego spojrzenia NamJoona. - Proszę, zrobię wszystko, tylko nie zamykaj się w sobie i zaufaj mi. Błagam.

Cisza.

Jin naprawdę był gotów błagać, przepraszać, zrobić wszystko. 

Zaszedł tak daleko, ale znowu zaczął spadać.

- To będzie trudne, ale zaufam ci.

Jin uniósł głowę i spojrzał na starszego zaskoczony. 

- Naprawdę?

NamJoon westchnął, po czym pokiwał głową i położył dłonie na swoich udach. 

- Ale nie licz na moje uczucia, ani na bezgraniczne zaufanie. Z mojej strony to po prostu niemożliwe. 

Tak będzie lepiej.

Przynajmniej teoretycznie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro