Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

30 (MARATON, CZ. 1)

Po śmierci Taehyunga kompletnie się załamał.

Nie chciał wychodzić z domu, nie odpowiadał na telefony.

Trwał w ciszy, przerywanej od czasu do czasu szlochem.

W głowie ciągle słyszał głos swojego profesora ze studiów...

"- Pamiętajcie... - powiedział mężczyzna, opierając się tyłem o biurko i przebiegając wzrokiem po znajomych mu twarzach. - Śmierć pacjenta nigdy nie jest waszą winą, jeśli robiliście co w waszej mocy, żeby mu pomóc. 

Odepchnął się od drewnianego blatu i zaczął powoli spacerować po sali, zatrzymując wzrok na każdym studencie z osobna.

- To od pacjentów zależy czy przyjmą waszą pomoc. Nikogo nie można zmuszać, to niemożliwe. Dlatego nie powinniście być agresywni, nachalni, tylko wspierający i przekonujący. Nawet najlepszy lekarz nie jest w stanie pomóc osobie, która mimo leczenia wciąż nie widzi sensu w dalszym istnieniu na świecie. - zatrzymał się i spojrzał na Jina, który patrzył na niego z zaciekawieniem. Profesor przez chwilę milczał. - Jakieś pytania?

Jin uniósł rękę do góry, a starszy mężczyzna kiwnął głową.

- Czy kiedykolwiek przeżył pan śmierć jakiegoś pacjenta?

- Tak. - odpowiedział po dłuższym czasie profesor, powoli wracając do swojego biurka. - I od tego czasu zacząłem naprawdę cenić swoją pracę i fakt, że można nią uratować czyjeś życie.

Jin zmarszczył lekko brwi.

- Zrozumiesz to wszystko, kiedy sam to przeżyjesz. Zaczniesz na wszystko patrzeć inaczej. Na pewno tak będzie. - mężczyzna stanął przy biurku i zebrał wszystkie swoje papiery. - Zajęcia uważam za zakończone. Dziękuję wszystkim za obecność, zapraszam do spotkania się za tydzień."

I wtedy właśnie Jin zrozumiał, co profesor miał na myśli.

Poczuł to na własnej skórze.

Poczuł ten ból w sercu, rozrywającym się na kawałki, jak po stracie bliskiej nam osoby.

Taehyung był zbyt młody, żeby umrzeć. 

Chciał przecież żyć.

Sprawa naprawdę była skomplikowana, co przyprawiało Jina niemalże o mdłości. 

Ale im głębiej w to wchodził, tym trudniej było mu wydostać się z tego bagna.

Po prostu nie był tego jeszcze świadomy.

Nie mogąc wytrzymać ani chwili dłużej w samotności, szybko się umył, ubrał i przygotował na spotkanie z rzeczywistością. 

Musiał wrócić do szpitala i zrozumieć wszystko do początku.

Musiał porozmawiać z NamJoonem.

To był pierwszy raz, kiedy Jin przyznał przed samym sobą, że tęsknił za jego obecnością.

Ale na pewno nie ostatni.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro